Cała prawda o przygotowaniach do Pucharu Świata, formie biało-czerwonych i chłodnej głowie podczas meczów okiem Oskara Kaczmarczyka.

Ostatnie edycje Memoriału Huberta Jerzego Wagnera są dla Was bardzo udane. Teraz odnieśliście kolejne zwycięstwo.

Oskar Kaczmarczyk: Bardzo dobrze to wszystko się układa, chociaż pamiętam takie memoriały, kiedy nam nie szło, a potem jechaliśmy na kluczową imprezę i tam było już zdecydowanie lepiej. Do tegorocznego memoriału podeszliśmy pod kątem Pucharu Świata, gdzie będziemy grać trzy mecze w ciągu trzech dni. Patrząc na dzisiejszą rozgrzewkę, można już powiedzieć, że forma jest. Z tego się cieszymy. Na początku słabo zaczęliśmy na boisku, ale potem było coraz lepiej. Wprawdzie mieliśmy problemy z kilkoma elementami, ale jesteśmy zadowoleni.

Sparing z Francją jest dla Was ważny z kilku powodów.

Dokładnie tak, drugi mecz z Francją jest dla nas ważny z powodu nie tyle boiskowego ułożenia gry, co formy fizycznej. To jest istotny element. W Japonii on będzie czasami kluczowy. Czasami jest tak, że siódmy czy ósmy mecz gra się z egzotycznym przeciwnikiem, nogi już nie chcą skakać, a tu trzeba zmobilizować się jeszcze bardziej.

W Toruniu mierzyliście z dwoma zespołami, z którymi zagracie o przepustkę do Rio – z Japonią i Iranem. Zebraliście trochę informacji o rywalach?

Japonia, oprócz meczu z nami, zagrała naprawdę dobrą siatkówkę – oczywiście na miarę swoich możliwości. Jeśli można cokolwiek powiedzieć o Iranie to to, że na razie są daleko w lesie – z naszej perspektywy lepiej, żeby już z tego lasu nie wyszli (śmiech). Teraz jest moment, kiedy my się skupiamy na sobie. To jest naprawdę ostatni czas na to, żeby cokolwiek jeszcze doszlifować, poprawić pewne elementy a na patrzenie na rywali przyjdzie czas w Japonii.

Czy jest w gronie jedenastu Waszych rywali taka drużyna, o której nie możecie zdobyć informacji?

Na razie największy problem jest z Rosją, która „przepiłowała” skład po Lidze Światowej. Mimo że wrócił stary garnitur to nie da się ukryć, że przez parę dobrych lat nie grali w takim ustawieniu. Iran leci do Rosji grać sparingi, więc czekamy na te spotkania. Będziemy mieć cztery spotkania plus to pierwsze z Japonii, więc na ten moment to tyle. Z kolei Egipt czy Tunezja to nie są łatwi do analizowania rywale, bo ciężko znaleźć jakiekolwiek informacje o nich. Oczywiście, mamy materiały ale ciężko jest ocenić poziom zespołu, który gra np. z Kenią czy Algierią, gdzie ten poziom jest dużo niższy niż prezentują rywale w Pucharze Świata.

W tym roku mieliście okazję polatać po świecie, ale w Japonii Was jeszcze nie było…

Tak jakoś zawsze się składa, że pcha nas na amerykańską stronę (śmiech). W Japonii ostatnio byliśmy cztery lata temu. Jest to na pewno bardzo ciężki wyjazd pod każdym względem. Raz, że turniej sam w sobie jest bardzo ciężki. Dwa, klimat japoński jest zupełnie inny. Mam tu na myśli mentalność Japończyków. Do tego się trzeba przyzwyczaić, a to zawsze jest duże wyzwanie. Cztery lata temu poszło doskonale. Liczę więc na to, że mamy na tyle doświadczenia, żeby tak samo było teraz.

Co charakteryzuje w tym momencie reprezentację Polski? Czy jest coś co Was zaskoczyło?

Szczerze przyznaję, że nie zaskoczyło nas nic. Bo taki jest potencjał całej drużyny. Bardzo pozytywne jest to, że gra cała drużyna. To jest naszym koronnym argumentem. Kiedy słabszy dzień ma np. Rafał (Buszek – przyp. Red.), wchodzi Artur (Szalpuk – przyp. Red.) i mimo że jest debiutantem, to po prostu gra. Nie spękał, wchodząc na boisku. Dał drużynie, tyle, ile na razie potrafi. Bardzo podobała mi się reakcja drużyny, że na początku był pod protekcją ze względu na wiek. Teraz to już nie są te czasy, kiedy młody ma chodzić z bidonami i piłkami. Jesteśmy raczej grupą ludzi, którzy chcą osiągnąć swój cel. Wspieramy Artura, bo to na pewno było dla niego bardzo emocjonalne. Nie powiem, że trudne, bo widać, że grać w siatkówkę potrafi, ale pod względem emocji na pewno musi to przeżywać. Wspieramy go więc jak tylko potrafimy. To naprawdę podoba mi się w tej drużynie.

Na Pucharze Świata ważne jest to, żeby cała dwunastka mogła wejść na boisko i walczyć o kwalifikację olimpijską…

Dokładnie tak. Osobiście, nie jestem zaskoczony tym, że gra u nas cała dwunastka – bo takim jesteśmy zespołem. To jest bardzo pozytywne, że potrafimy wspierać siebie nawzajem. Czasami nawet jak jest taki moment, że jeden ma słabszy dzień to wejdzie kolejny. Czasami jest też tak, że potrzebujemy coś zmienić w przyjętej taktyce, zmieniamy i to działa.

Wierzył Pan w to, że mimo niekorzystnego wyniku z Francją (Polacy przegrali dwa pierwsze sety – przyp. Red.) uda się jeszcze wyciągnąć ten mecz?

Powiem tak, od jakiegoś czasu staram się wyłączyć emocje, bo emocje nam nie pomagają. Staramy się raczej myśleć wszyscy, co musimy zrobić, żeby jednak przełamać nasze kryzysy. Im mniej emocji, tym bardziej chłodna głowa i lepsze rezultaty. Dlatego nawet o tym nie myślałem.

Zawodnicy pokazali mistrzowską formę, mimo słabego początku, udowodnili, że nie można ich od razu skreślać.

Możemy sobie tylko pluć w brodę, że tak samo zaczęliśmy mecz w Rio podczas Ligi Światowej, musieliśmy gonić wynik. Tym razem się udało, a poprzednio nie. W tie-breaku moment nieuwagi można przypłacić przegraną. To jest na pewno dla nas nauczka, żeby za tym trzecim razem zacząć z Francuzami dobrze od początku. Tym bardziej, że poziom rywali w pierwszym secie nie był zbyt wysoki. My popełniliśmy za dużo błędów własnych i podaliśmy im tym samym rękę. Cieszy jednak fakt, że potrafiliśmy to jednak przełamać. Czasami tak to już jest. Cztery lata temu Brazylia miała już prawie złoto na szyi, a dwie piłki zadecydowały o tym, że do dziś tak naprawdę nie potrafią z tego wygrzebać.

w Toruniu zebrała Emilia Kotarska