Memoriał Huberta Jerzego Wagnera był jednym z ostatnich przystanków przed mistrzostwami świata. Podczas turnieju rozgrywanego w Krakowie porozmawialiśmy z kapitanem reprezentacji Francji, Benjaminem Toniuttim.

Marcin Paluch: Jak czujesz się po kolejnym powrocie do Polski?

Benjamin Toniutti: Czuję się dobrze. Jestem szczęśliwy za każdym razem, kiedy mogę wrócić do Polski. Spędziłem tu trzy ostatnie sezony i mogę powiedzieć, że zawsze jest fantastycznie tutaj grać, zarówno w klubie, jak i z reprezentacją narodową.

A jak oceniasz nasz kraj pod względem życia codziennego?

Jak powiedziałem, uwielbiam tu grać, a co za tym idzie żyć. Od października czeka mnie już czwarty sezon w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle, z którą będziemy chcieli odzyskać mistrzostwo. Cieszę się, ze zostaję w Polsce razem z moją rodziną, która również czuje się tu dobrze.

Tegoroczny Memoriał Huberta Jerzego Wagnera był trzecim, na którym wystąpiła reprezentacja Francji. Jak rozwija się ten turniej oczami zawodnika?

Dla reprezentacji to już trzeci występ na Memoriale, ja natomiast gram tutaj drugi raz, ponieważ w 2015 roku nie byłem obecny z powodu narodzin mojej córki. Muszę jednak przyznać, że to świetna impreza. Teoretycznie jest to turniej towarzyski, ale czuję się tu jak na oficjalnych rozgrywkach. Memoriał Wagnera zawsze cieszy się dużym zainteresowaniem fanów, którzy mogą oglądać najlepsze drużyny na świecie. Dla nas jest zaś fantastyczną okazją do sprawdzenia się przed docelową imprezą sezonu. W tamtym roku były to mistrzostwa Europy, a teraz mistrzostwa świata.

Co możesz powiedzieć o atmosferze panującej w krakowskiej Tauron Arenie?

Jest fantastyczna. Po raz pierwszy grałem tutaj przed czterema laty w fazie grupowej mistrzostw świata. Niesamowite było to, że choć nie byliśmy w grupie z Polską, na trybunach nasze mecze oglądało po dziesięć tysięcy widzów. Tauron Arena to piękna hala i zawsze jest przyjemnie w niej grać.

Podczas turnieju finałowego Ligi Narodów w Lille francuscy fani pokazali, że również potrafią się świetnie bawić na siatkarskich meczach. Nawet polscy kibice byli pod wrażeniem.

To prawda. Siatkówka we Francji staje się coraz bardziej popularna. Od czterech lat osiągamy bardzo dobre wyniki i to przyciąga kibiców na trybuny, co było widać właśnie w Lille. Organizacja stała tam na niezwykle wysokim poziomie, stadion był piękny i dla nas to było naprawdę duże wydarzenie, że mogliśmy zagrać przed taką liczbą francuskich fanów.

W przyszłym roku Francja będzie współorganizatorem mistrzostw Europy. Gra w takim turnieju przed własną publicznością na pewno da wam dodatkowy impuls.

Tak, z pewnością. Potrzebujemy naszych kibiców za każdym razem, gdy gramy we Francji. To będzie pierwszy raz od mistrzostw świata 1986, gdy impreza takiej rangi zawita do naszego kraju. Francuscy fani na trybunach na pewno pomogą nam osiągnąć dobry wynik. Jeśli organizujemy taki turniej, powinniśmy zaprezentować się na nim jak najlepiej.

Ubiegłoroczne mistrzostwa Europy nie były dla was jednak szczęśliwe. Co właściwie poszło wtedy nie tak?

Trudno powiedzieć. Na miesiąc przed mistrzostwami wygraliśmy Ligę Światową, w finale pokonując Brazylię przed ich własną publicznością. Graliśmy świetnie, ale podczas mistrzostw Europy nie potrafiliśmy odnaleźć swojej dyspozycji sprzed kilku tygodni. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że na turnieju w Polsce prezentowaliśmy się źle. Nie mieliśmy również szczęścia, bo w tamtym okresie naszą drużynę trapiły kontuzje. Kevin Le Roux grał z poważnym bólem, Earvin Ngapeth miał problemy z plecami, a Kevin Tillie był kontuzjowany przez całe lato. Straciliśmy wielu ważnych graczy, więc nie było nam łatwo, ale w tym roku wróciliśmy na szczyt, zdobywając srebrny medal Ligi Narodów. Musimy to kontynuować.

W tym roku kontuzje również was nie oszczędzają. Jak wpływają one na jakość treningów? 

W porównaniu z ubiegłym rokiem jest o tyle lepiej, że teraz przytrafiają nam się tylko pojedyncze, niezbyt groźne urazy. Poważniejszy problem jest zaś z Trevorem Clevenot, który nie pojedzie na mistrzostwa świata. To dla nas ważny gracz, ale musieliśmy sobie radzić bez niego również podczas Ligi Narodów. Nigdy nie jest dobrze, gdy przed taką imprezą jak mundial z kadry wypada ważny zawodnik, ale na ten moment poza Trevorem w naszej drużynie na szczęście nie ma poważniejszych kontuzji, więc trenujemy prawie normalnie.

A co ze Stephen’em Boyer, który nie grał na Memoriale Wagnera?

To na szczęście nic poważnego. Stephen ma mały problem z karkiem, który pojawił się na dzień przed pierwszym meczem z Rosją, podczas treningu na siłowni. To właśnie dlatego nie zagrał na Memoriale.

Porozmawiajmy o mistrzostwach świata. Jak przebiegają wasze przygotowania do tego turnieju?

Przygotowania idą w dobrym kierunku. Przez ostatnie trzy tygodnie trenowaliśmy bardzo ciężko fizycznie, przez co teraz jesteśmy w punkcie lekkiego zmęczenia. Będziemy musieli jeszcze popracować nad kondycją, żeby być w pełni gotowym na mundial. Spotkania towarzyskie na pewno pomogą nam zaś przygotować się na mistrzostwa również jako drużyna.

Mundial to dla ciebie szczególny turniej?

Z pewnością. Gra na mistrzostwach świata to coś fantastycznego. To największy siatkarski turniej obok Igrzysk Olimpijskich, więc musimy się tym cieszyć. Takie rozgrywki nie zdarzają się zbyt często, nie grasz na mundialu sześć czy siedem razy w życiu. Musimy więc tam pojechać i cieszyć się tym wszystkim, bo to naprawdę piękny turniej.

Sukces francuskich piłkarzy nakłada na was dodatkową presję?

Nie, nie. U nas wygląda to inaczej, niż w Polsce. Różnica popularności między siatkówką a piłką nożną jest ogromna. Nawet jeśli piłkarze osiągną zły wynik, to ich medialność i tak będzie sto razy większa, niż nasza. Rzecz jasna, chcemy podążyć drogą piłkarzy i zdobyć mistrzostwo świata, ale wiemy, że to nie będzie łatwe.

Trafiliście do grupy z Brazylią, Kanadą, Egiptem, Chinami i Holandią. Co sądzisz o waszych rywalach?

To trudna grupa. Myślę, że za jej faworytów można uznać trzy drużyny – Brazylię, Kanadę i nas. Trzeba jednak oczywiście uważać na inne zespoły. Chiny i Holandia potrafią grać naprawdę dobrze i mogą być niebezpieczne. Przekonaliśmy się o tym chociażby podczas ubiegłorocznych mistrzostw Europy, gdy Holendrzy o mało nas nie pokonali. Z Chinami mierzyliśmy się zaś na przykład w turnieju kwalifikacyjnym do Igrzysk Olimpijskich i wiemy, że także potrafią grać w siatkówkę. Nie wypowiem się natomiast o Egipcie, bo nie wiem zbyt dużo o tej drużynie. Będziemy musieli się jeszcze przygotować do spotkania z nimi i zobaczyć, jak grają.

W meczu otwarcia waszym rywalem będą Chiny, z którymi sensacyjnie przegraliście w czerwcowym spotkaniu Ligi Narodów. Perfekcyjna okazja do rewanżu.

Oczywiście. Przegraliśmy z Chinami w Łodzi, więc wiemy, że to drużyna, która potrafi zaskoczyć i grać naprawdę dobrze. Musimy więc uważać i być na nich gotowi, bo tak jak powiedziałeś, to właśnie meczem z nimi rozpoczniemy mistrzostwa świata,  a pierwsze spotkania na dużym turnieju nigdy nie są łatwe.

Kto oprócz Francji będzie twoim zdaniem największym faworytem mundialu?

Według mnie, na ten moment najsilniejsi są Rosjanie. Grają fantastycznie, w całym turnieju finałowym Ligi Narodów stracili tylko jednego seta. Pokonali nas zresztą w finale, podobnie jak w pierwszym meczu Memoriału Wagnera. Na pewno są gotowi, by zdobyć mistrzostwo. W przeciągu ostatnich kilku lat wygrali właściwie wszystko poza mistrzostwem świata, więc teraz na pewno będą bardzo chcieli zdobyć ten tytuł. Oczywiście jest też kilka zespołów, które mogą im zagrozić, jak Brazylia czy USA. Silne będą także Włochy, Polska czy Serbia. Sądzę, że jest siedem lub osiem drużyn, które mogą zostać mistrzem świata.

Co będzie kluczem do sukcesu we Włoszech i Bułgarii?

Trudno wskazać jedną rzecz. W takim turnieju musisz cały czas utrzymywać wysoki poziom. Każdy mecz i każdy punkt będą ważne, więc nie można odpuścić ani na chwilę. Trzeba będzie również zachowywać siły, bo turniej jest długi i zagramy w nim wiele spotkań.

A jaki będzie wasz największy atut na mistrzostwach świata?

Naszą siłą zawsze jest drużyna. Może nie gramy tak fizycznej siatkówki jak Rosja czy USA, ale nasza technika stoi na naprawdę wysokim poziomie. Dobrze radzimy sobie też w obronie, ale najważniejszy będzie właśnie team spirit. Jesteśmy zgrani i musimy po prostu grać swoja siatkówkę.

Dobra atmosfera w waszej drużynie jest zresztą bardzo widoczna. Można powiedzieć, że jesteście taką siatkarską rodziną?

Jak najbardziej. Gramy ze sobą od długiego czasu i cieszymy się, że tworzymy taką zgraną drużynę. Każdy wspólny sukces jest dla nas dużym wydarzeniem. Myślę, że to bardzo dobrze, że jesteśmy tak zgrani i czerpiemy z tego wszystkiego radość.

Skąd wziął się u was pomysł na nietypowe pozy do zdjęcia przed spotkaniami?

To było jakoś cztery czy pięć lat temu. Przed każdym meczem musimy zrobić to samo drużynowe zdjęcie i jest to bardzo nudne. Wszystkie drużyny zawsze pozują identycznie, z takim samym ustawieniem. Jeśli spojrzysz na zdjęcia sprzed pięćdziesięciu lat, to nie zauważysz wielkiej różnicy, poza tym, że zmienią się gracze i koszulki. My postanowiliśmy, że wprowadzimy coś nowego, zabawnego, by każdy zapamiętał nasze zdjęcia w szczególny sposób.

Earvin Ngapeth poza boiskiem zajmuje się muzyką. Można usłyszeć jego kawałki w waszej szatni?

Tak! Co prawda nie za każdym razem, ale często zdarza się, że w szatni rozbrzmiewają piosenki Earvina. Słuchamy ich również na przykład w busie, gdy jedziemy na mecz.

Nie mogę nie zapytać o PlusLigę. Myślisz, że jej poziom w przyszłym sezonie będzie wyższy, niż w poprzednim?

Jasne, poziom ligi w przyszłym sezonie z pewnością będzie niezwykle wysoki. Bardzo dobre transfery zrobiła Stocznia Szczecin, która teraz zapewne dołączy do czołówki. Naprawdę ciekawie wyglądają też ZAKSA, Skra, Jastrzębie, Radom czy Warszawa. Myślę więc, że PlusLiga w przyszłym sezonie będzie bardzo silna.

Pierwszy mecz ligowy odbędzie się zaledwie dwa tygodnie po finale mistrzostw świata. Czasu na odpoczynek nie będzie zbyt wiele.

Jak w każdym sezonie. Takie już jest życie siatkarza na poziomie międzynarodowym. Jeśli nie grasz w kadrze, to masz pięć miesięcy wakacji, ale jeśli jesteś powoływany, to masz ich tylko kilka dni. Mniej więcej tak to wygląda. W ubiegłym roku graliśmy z reprezentacją w Pucharze Wielkich Mistrzów w Japonii. Po tym turnieju nie miałem nawet czasu, żeby wrócić do domu, tylko od razu poleciałem do Polski, by zagrać w Superpucharze kraju. Tak to jest rozplanowane, ale musimy to akceptować i po prostu robić swoje. Zawsze jestem szczęśliwy, że mogę grać dla ZAKSY i rozpoczynać z nią kolejny sezon.

Dużo mówi się jednak o zmianach w siatkarskim kalendarzu. Co o tym sądzisz?

Myślę, że trzeba w końcu pomyśleć o czymś nowym, ponieważ te krótkie przerwy między sezonem klubowym i reprezentacyjnym nie są wystarczające. W maju, po zdobyciu wicemistrzostwa Polski z ZAKSA, miałem cztery czy pięć dni odpoczynku, po czym od razu udałem się na zgrupowanie kadry przed Ligą Narodów. Taki tryb życia nie jest łatwy i niesie za sobą duże ryzyko odniesienia kontuzji. Trzeba więc pomyśleć o reformie kalendarza. Trudno jest bowiem grać osiemdziesiąt meczów w ciągu roku, mając przy tym jakieś dwa tygodnie odpoczynku w lato.

Na sam koniec – czego życzyć tobie i reprezentacji Francji na mistrzostwach świata?

Zdobycia medalu.

rozmawiał Marcin Paluch