Drużyna z Ankary zdołała ugrać w łódzkiej Atlas Arenie tylko jednego seta. Jednak, jak przyznaje przyjmujący tureckiego zespołu sytuacja wciąż jest otwarta i ekipa będzie walczyła na własnym terenie, aby doprowadzić do „złotego seta”. 

To nie było łatwe spotkanie. Na początku dobrze weszliśmy w ten mecz, ale jak szybko zweryfikowało boisko mieliśmy problemy z przyjęciem. Myślę, że dużą różnicę w grze wykonali środkowi przy siatce. Są to bardzo silni i dobrzy gracze i przede wszystkim ich dyspozycja sprawiła nam największe problemy. – powiedział po meczu Alexandre Ferreira. Gracze PGE Skry zapisali na swoim koncie 10 punktów zdobytych bezpośrednio blokiem. Chwalony przez przyjmującego Srećko Lisinac dodatkowo zdobył 14 punktów atakiem.

Mamy wielu młodych graczy w drużynie i dla nich to też nie jest łatwe, kiedy po raz pierwszy występują w takim etapie tych prestiżowych rozgrywek. Byli nerwowi w swojej grze, ale walczyliśmy do ostatniej piłki. Nie wygraliśmy, ale zagrali całkiem dobrze. Skra jest bardziej doświadczonym zespołem i po prostu wykorzystali dane im sytuacje. – dodaje gracz.

W czwartym secie goście zdołali wyrównać stan wyniku i postawili bełchatowian w trudnych okolicznościach (24:24), jednak doświadczenie zdobywców Pucharu Polski dało o sobie znać. – My również mieliśmy swoje szanse, ale nasze skrzydła nie zagrały skutecznie, a to zazwyczaj jest nasz mocny atut. Straciliśmy swoje szanse, aby doprowadzić do tie-breaka, ale wciąż możemy awansować do kolejnej rundy. W Ankarze będzie kompletnie inaczej, również mamy tam świetną atmosferę. Postaramy się pokazać naszego ducha walki i zobaczymy, co się stanie. – zakończył gracz, który był zachwycony atmosferą stworzoną przez kibiców w łódzkim obiekcie.