Jastrzębski Węgiel zainaugurował nowy sezon PlusLigi pewnym zwycięstwem nad Cerrad Czarnymi Radom. Po zakończeniu piątkowego spotkania porozmawialiśmy z libero Pomarańczowych, Jakubem Popiwczakiem.

Marcin Paluch: Wyjazdowa wygrana w trzech setach na trudnym terenie – lepszego rozpoczęcia sezonu chyba nie mogliście sobie wymarzyć.

Jakub Popiwczak: Zdecydowanie. Każdy z nas obawiał się trochę tego meczu, bo przyjechaliśmy do Radomia, który nie przegrał żadnego spotkania w okresie przygotowawczym. Zawitaliśmy na obiekt, w którym zawsze trudno się gra. Myślę sobie, że talizmanem jest tutaj Lukas Kampa. Gdy był w Czarnych, to zawsze przegrywaliśmy na ich terenie, a odkąd jest w Jastrzębiu, to za każdym razem wywozimy stąd trzy punkty. (śmiech) Mam nadzieję, że tak już pozostanie.

Zagraliście dziś lepiej od Czarnych właściwie w każdym elemencie. Spodziewał się pan, że zwycięstwo przyjdzie tak łatwo?

Na pewno nie. Przed dzisiejszym spotkaniem najbardziej obawialiśmy się zagrywki radomian, zwłaszcza ja, jako libero. Wiedzieliśmy, że po ich stronie ma kto uderzyć i posyłać asy. Wydaje mi się jednak, że jeśli już udawało im się trafiać, to wytrzymywaliśmy ten napór. W pozostałych elementach, tak jak pan mówi, byliśmy zdecydowanie lepsi.

Wygrana w radomskim kotle zahartowała was na kolejne mecze?

To była dopiero pierwsza kolejka, więc nie ma co zbyt daleko wybiegać w przyszłość. Następny mecz zagramy w Zawierciu, również na bardzo trudnym terenie. Dzisiaj dobrze przygotowaliśmy się do niego w Radomiu. Mam nadzieję, że stamtąd też będziemy wracać w tak pozytywnych nastrojach.

W Radomiu mieliście głośne wsparcie waszych kibiców, którzy licznie wstawili się w hali MOSIR. Ich doping poniósł was do zwycięstwa?

Z pewnością. Były nawet momenty, kiedy doping radomskich kibiców cichł, a naszych fanów było słychać cały czas. Wiadomo, że gra drużyny poniekąd wyznacza to, co się dzieje na trybunach, aczkolwiek nasi kibice zawsze za nami jeżdżą i w każdej sytuacji czujemy ich wsparcie. Bardzo się z tego cieszymy.

Ma pan dopiero 22 lata, a dziś rozpoczął pan już swój siódmy sezon w PlusLidze. Pomimo tak młodego wieku czuje się pan poniekąd weteranem?

Koledzy czasami się śmieją, gdy zaczynam opowiadać historie typu „Kiedyś to było”, że parę lat temu to byli tacy i tacy zawodnicy. I wtedy sobie myślę, że to już faktycznie siódmy sezon. Co by nie mówić, czuję się już trochę staro, coraz więcej zaczyna boleć. (śmiech) A tak na poważnie, to cieszę się, że w takim wieku mam okazję grać w tak mocnym zespole, z takimi siatkarzami u boku.

Wszystkie siedem lat spędził pan w pomarańczowych barwach. Czuje pan duże przywiązanie do Jastrzębskiego Węgla?

Bardzo dobrze czuję się w Jastrzębiu. Czuję, że ludzie mnie tu doceniają, bardzo silna jest też więź z kibicami. Widać, że siatkówka jest w tym miejscu bardzo ważnym elementem życia codziennego. Mam nadzieję, że będzie tak jak najdłużej. Teraz rozpocząłem kolejny rok w Jastrzębiu, a czas pokaże, co będzie dalej.

Wymazaliście już z głowy poprzedni, niezbyt udany sezon?

Na pewno, chociaż było to trudne do przełknięcia. Szczególnie sytuacja z play-offów, kiedy witaliśmy się już z gąską, byliśmy niemal pewni półfinału, a koniec końców przyszło nam grać o piąte miejsce. Od tego czasu w klubie zaszły jednak duże zmiany, wielu zawodników odeszło, pojawili się nowi, więc zdążyliśmy już o tym zapomnieć. Teraz mamy kolejny sezon, nowe cele, nowe twarze i będziemy walczyć o medal.

No właśnie, w Jastrzębiu zbudowano bardzo silny zespół i teraz wszyscy będą oczekiwać od was sukcesów. Odczuwacie w związku z tym jakąś presję?

Nie wiem, czy to presja. Myślę, że każdy z zawodników, który pojawił się w klubie ma ogromne wymagania wobec siebie i jest bardzo ambitny. Tak naprawdę sami na siebie nakładamy tę presję oczekiwań. Otwarcie mówimy o tym, że chcemy wygrywać i chcemy zdobyć medal. Wiadomo, to jest sport i to wszystko zostanie zweryfikowane w dalszej części sezonu, ale gdybyśmy stawiali sobie inne cele, niż medal, to coś byłoby z nami nie tak.

Za wami długi okres przygotowawczy. Co może pan o nim powiedzieć?

To była ciężka, ale bardzo rzetelna praca. O zajęciach z trenerem De Giorgim krążą różne legendy – to prawda, trening jest ciężki, ale trafiłem do zespołu z graczami, którzy lubią pracować. Wiadomo, przytrafiają nam się gorsze chwile, ale nie widzę wtedy żadnego zwątpienia czy odpuszczania. Wszyscy ciężko trenowaliśmy i dzięki temu ten okres przygotowawczy wyglądał naprawdę bardzo dobrze.

Czyli po treningach z Ferdinando De Giorgim da się jakoś żyć.

Da się żyć, da się nawet uśmiechać i wynosić z tego naprawdę dużo frajdy. (śmiech)

Co według pana będzie największą siłą Jastrzębskiego Węgla?

Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że taką siłą może być zespołowość. W trudnych momentach możemy liczyć na wsparcie z kwadratu, bo mamy bardzo wartościowych zmienników. Widać to zwłaszcza na treningach, gdzie teoretycznie jest podział na pierwszą i drugą „szóstkę”, ale różnicy w poziomie gry w zasadzie nie widać. Co prawda dzisiaj nie było okazji, żeby to pokazać, ale myślę, że dzięki temu, że nasza grupa jest bardzo wyrównana i ciężko pracuje na treningach, będziemy przekładać to na mecze.

Jak oceni pan obecny poziom PlusLigi?

W ubiegłym sezonie było na to dużo narzekań, ale play-offy przyniosły dużo dobrego grania na naprawdę wysokim poziomie. Wydaje mi się, że w tym roku będzie to wyglądało jeszcze lepiej. Mamy w lidze wielu mistrzów świata, jest pięć czy sześć zespołów, które celują w medal i jeżeli go nie zdobędą, to będzie to dla nich porażką. Nic, tylko się cieszyć. Mam nadzieję, że na meczach będzie też dopisywała frekwencja, bo dla nas to zawsze kapitalna sprawa, kiedy możemy grać w wypełnionych po brzegi obiektach.

Czego życzyć panu na nowy sezon?

Zdobycia medalu i tego, aby moja drużyna grała dobrze. Każdy z nas chce się ciągle poprawiać, być coraz lepszy, ale na końcu zawsze najbardziej liczy się dobro zespołu. Ja jestem takim człowiekiem, że jeśli drużyna będzie wygrywała, to ja zawsze będę chodził uśmiechnięty i będę chwalił wszystkich kolegów.

rozmawiał Marcin Paluch