Obecny sezon jest dla Damiana Domagały debiutanckim w Serie A. 19-letni atakujący Tonno Callipo Vibo Valentia w rozmowie z nami opowiedział m.in. o trudnych początkach we Włoszech i chęci ciągłego rozwoju w tamtejszej ekstraklasie.

Marcin Paluch: W ubiegłym sezonie grałeś w polskiej I lidze, a teraz występujesz w Serie A, którą wielu uważa za siatkarski raj. Można powiedzieć, że to dwa inne światy…

Damian Domagała: Zdecydowanie tak. Poziom, który prezentują włoskie drużyny, jest nieporównywalny z realiami panującymi w polskiej I lidze. To jednak normalne, gdyż Serie A gości wielu światowej klasy zawodników, których sam do niedawna oglądałem jedynie w telewizji.

We Włoszech jesteś już od kilku miesięcy. Z perspektywy czasu możesz powiedzieć, że przeskok na ten poziom w tak młodym wieku to była dobra decyzja?

Wychodzę z założenia, że lepiej stawiać sobie wysokie cele i dążyć do nich krok po kroku, sumienną i ciężką pracą. Jestem bardzo zadowolony z tego, że mam szansę pracować pod okiem świetnych trenerów i zdobywać doświadczenie na parkietach włoskiej Superligi. Ten przeskok zauważyłem przede wszystkim na początku, gdy zdarzyło mi się popełniać głupie błędy, na które doświadczeni zawodnicy sobie nie pozwalają. Z biegiem czasu popełniam ich jednak coraz mniej, ciężko nad tym pracuję i czuję, że pnę się w górę, jeśli chodzi o siatkarskie umiejętności. Tym samym uważam, że to była bardzo dobra decyzja. W tak młodym wieku dostałem wiele szans na pokazanie swoich umiejętności w trakcie spotkań i w dużej mierze jestem zadowolony z tego, jak je wykorzystałem.

Przed sezonem niektórzy mieli obawy, że zmarnujesz tu czas w kwadracie, ale rzeczywiście, dość często dostajesz szanse pokazania się na parkiecie. Jest tak, jak sobie zakładałeś?

Gdy podpisywałem kontrakt, wychodziłem z założenia, że nawet jeśli nie spędzę choć minuty na boisku, to mam zamiar nadrobić to ciężką pracą na treningach pod okiem bardzo dobrych trenerów. Od samego początku wszystko układało się jednak po mojej myśli. W czasie okresu przygotowawczego byłem jedynym atakującym w naszej drużynie, ponieważ Benjamin Patch grał wtedy w reprezentacji. Był to czas, kiedy rozegraliśmy wiele spotkań towarzyskich, kilka turniejów. Brałem więc wtedy udział we wszystkich meczach. Już sam okres przygotowawczy dał mi wiele pod względem rozwoju, a na dodatek myślę, że zyskałem dzięki temu zaufanie trenera i w czasie regularnego sezonu otrzymuję wiele szans na grę.

Przed wyjazdem kontaktowałeś się może z innymi polskimi siatkarzami, którzy mieli okazję grać w Serie A?

Szczerze mówiąc, nie rozmawiałem z nikim, kto reprezentował barwy jakiejś włoskiej drużyny. Dopiero na miejscu, w czasie sezonu, miałem okazję kilkukrotnie porozmawiać z Miłoszem Hebdą, który również występuje w Serie A.

Po osiemnastu kolejkach, z dorobkiem zaledwie czterech zwycięstw, Tonno Callipo zajmuje dopiero dwunaste miejsce w tabeli. Oczekiwania z pewnością były większe…

Nie ma co ukrywać, wszyscy są rozczarowani naszymi poczynaniami w tym sezonie. Pracujemy naprawdę ciężko, w trakcie tygodnia wyglądamy naprawdę dobrze, lecz podczas spotkań czegoś nam brakuje. Trudno wskazać, co zawodzi, ale ten sezon zdecydowanie nie należy do udanych.

Waszym nowym trenerem został niedawno Marcelo Fronckowiak. Jak układa Ci się współpraca z nim?

To bardzo pozytywny człowiek. Wniósł do drużyny powiew świeżości, zmienia nieco nasz pogląd na niektóre kwestie. Zdecydowanie jest typem trenera, który stawia na dużo cięższą i dłuższą pracę na treningach. Cieszę się z tego, bo głównie po to tu przyjechałem – by jak najbardziej się rozwinąć.

Wiele jest różnic pomiędzy nowym szkoleniowcem a Lorenzo Tubertinim?

Przede wszystkim, różni ich długość i intensywność prowadzonych przez nich treningów. Każdy z nich jest świetnym trenerem i każdy ma własny pogląd na siatkówkę. Zdecydowanie, obydwaj są fanatykami tego sportu i oddają się siatkówce w stu procentach.

Twoim rywalem na pozycji atakującego jest wspomniany przez Ciebie wcześniej Benjamin Patch. Co możesz powiedzieć o rywalizacji z nim?

Benjamin jest świetnym, dużo bardziej doświadczonym zawodnikiem. Mimo gorszego początku sezonu potrafił się podnieść i wrócić do swojej bardzo dobrej dyspozycji. Ja natomiast, jak wspomniałem, cieszę się, że otrzymuję wiele szans na grę. Każda minuta spędzona na boisku jest dla mnie osiągnięciem i zwieńczeniem mojej ciężkiej pracy. Co do rywalizacji, pewnym było, że to Benjamin będzie jej faworytem, jednak wydaje mi się, że tanio skóry nie sprzedałem i wiele razy udowodniłem, że też potrafię grać na wysokim poziomie.

A co powiesz o atmosferze w Waszej drużynie? Słabsze wyniki mają na nią wpływ?

Zdarzały się momenty, że odczuwalna była napięta atmosfera, głównie w relacjach zawodników i działaczy klubowych, którzy nie tak wyobrażali sobie przebieg tego sezonu. Takie chwile nie trwały jednak długo, przecież póki co tworzymy jedną drużynę i dalej łączy nas wspólny cel. Dlatego mimo wszystko uważam, że atmosfera, jak na tak słabe wyniki, jest po prostu świetna. Według mnie, najważniejsze, że nie doszło do żadnych zgrzytów między zawodnikami czy trenerami, bardzo mnie to cieszy. Myślę, że takiej atmosfery mogłaby nam pozazdrościć niejedna drużyna.

Wróćmy jeszcze do początków Twojej przygody na Półwyspie Apenińskim. Jak przebiegała Twoja aklimatyzacja i jak wyglądały Twoje pierwsze kroki w Vibo Valentii?

Pierwsze dni były dla mnie naprawdę ciężkie. Trudno było mi odnaleźć się w nowym miejscu, lecz z dużą pomocą chłopaków z drużyny udało mi się poznać panujące tu realia i każdy dzień był coraz łatwiejszy. Po kilku dniach czułem się tu już naprawdę dobrze.

Czujesz barierę językową? Uczysz się włoskiego?

Przed przyjazdem tutaj czułem barierę nawet w języku angielskim, choć nie mam z nim większych problemów. Musiałem ją jednak przełamać. Na początku długo mówiłem tylko po angielsku, ale z biegiem czasu wiedziałem już coraz więcej w języku włoskim. Ciągle się uczę. Nie jestem mistrzem tego języka, lecz najważniejsze jest to, że wystarcza mi, żeby porozumiewać się na meczach i treningach. Jeśli chodzi o porozumiewanie się poza halą, jest trudno, ponieważ miejscowi używają dialektu, który jest niezrozumiały nawet dla Włochów pochodzących z północy. Dążę jednak do tego, żeby nauczyć się tego języka w takim stopniu, by bez problemów rozmawiać z każdym i o wszystkim.

Odbiegając trochę od strefy sportowej – jak ocenisz Włochy pod względem życia codziennego?

Mówiąc szczerze, sposób życia Włochów był jednym z powodów, przez które przez pierwsze dni nie mogłem się tu odnaleźć. Ludzie są tutaj aż zbyt mili, na początku wydawało mi się to udawane i przytłaczające, jednak szybko zrozumiałem, że oni po prostu tacy są. Tu każdy chce każdemu pomagać,  nikomu nigdzie nie spieszy. Włosi wiodą spokojne życie, które naprawdę mi odpowiada. Choć nie ze wszystkimi jestem w stanie porozmawiać, czuję się tutaj naprawdę bardzo dobrze.

Co jak dotąd zrobiło na Tobie największe wrażenie we Włoszech?

Odbiegając od strefy sportowej, zdecydowanie największe wrażenie zrobiło na mnie to, w jaki sposób Włosi poruszają się po drogach. Nie respektują żadnych zasad, które powinny na nich obowiązywać. Każdy robi co chce, ludzie potrafią nawet zatrzymać się na środku ulicy i zablokować ruch, tylko dlatego, że widzą kogoś znajomego i chcą z nim chwilę porozmawiać. Mimo tego, że jestem tu już pół roku, nadal się do tego nie przyzwyczaiłem i takie zachowania ciągle mnie zaskakują.

Będąc we Włoszech śledzisz na bieżąco, co dzieje się w polskiej siatkówce?

Oczywiście. Śledzę poczynania moich kolegów i systematycznie z nimi rozmawiam, dzielimy się wtedy swoimi historiami i ciekawostkami. Praktycznie na bieżąco sprawdzam wyniki meczów w PlusLidze. Staram się wiedzieć o tej lidze jak najwięcej, bo mimo wszystko moim marzeniem jest zagrać dla polskiego klubu.

fot: Daily Volley