O Laurencie Tillie mówi się, że ma dość przyjacielskie podejście do swojej drużyny. Szkoleniowiec Les Bleus mówi sam o sobie o sobie: – Nie jestem ani ojcem, ani nauczycielem, tylko doradcą moich zawodników.

Uważa się, że jest pan trenerem dość liberalnym, który daje swoim zawodnikom dużo wolności. Trafiłam na wywiad, w którym jeden z pana podopiecznych, Pierre Pujol, opowiadał, że jednak są jakieś reguły w zespole, przykładowo zakaz palenia, picia alkoholu, itd. Jaka jest prawda?

Laurent Tillie: Oczywiście, że chciałbym, aby moi zawodnicy nie palili papierosów. Chciałbym. Ale nie mogę kontrolować tego, co robią. To jest ich decyzja. Tak samo – wolałbym, żeby moi zawodnicy nie pili w ogóle alkoholu. To byłoby zdecydowanie lepsze dla rozwoju ich karier, dla ich zdrowia, ogólnie – dla nich samych. Ale to jest ich życie, oni podejmują decyzję. Staram się mówić: dobrze, to wasza sprawa, zrobicie, co uważacie za stosowne, jednak wasze zachowanie nie może mieć wpływu na przebieg treningu, meczu, ani na zachowanie całej grupy. Jeśli popełnicie błąd, to będzie musieli sami za niego zapłacić. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie mogę kontrolować twojego życia, tak samo nie mogę kontrolować ich życia, ani życia mojego syna. Staram się rozmawiać, wyjaśniać pewne kwestie z chłopakami. Ogólnie rzecz biorąc, w drużynie nie ma ściśle określonych reguł.

Drugi ojciec, przyjaciel, nauczyciel – jaka rola jest najbliższa panu jako trenerowi reprezentacji Francji?

(cisza) Nie mogę być przyjacielem dla moich zawodników, ponieważ jestem trenerem i miewam wiele trudnych decyzji do podjęcia. Wiem, że siatkarze, których nie powołuję do kadry, nie są zadowoleni z mojego wyboru. Staram się wyjaśniać im powody takich, a nie innych decyzji. Najważniejsze dla mnie jest dobro całej drużyny i rozwój każdego zawodnika tworzącego tę drużynę. Jestem raczej przewodnikiem. Co prawda tworzymy z graczami i sztabem coś na kształt „rodziny”, ale absolutnie nie zachowuję się jak ich ojciec, nie ingeruję w ich życie prywatne. Skupiam się jedynie na siatkówce. Tak więc nie jestem ani ojcem, ani nauczycielem, tylko doradcą (cisza). Choć może jednak w pewnym sensie również nauczycielem.

W sztabie szkoleniowym pojawiło się kilka nowych osób. Co było powodem tych zmian?

Uwielbiam ludzi, z którymi pracuję, ale w zespole czasem potrzeba świeżego powietrza, innego punktu widzenia. Jeśli przez tak długi czas pozostajesz zamknięty w tym samym gronie, widzisz te same twarze, to powoli umierasz. Tak więc musisz „otworzyć” grupę – zarówno jeśli chodzi o zawodników, jak i sztab szkoleniowy. Stąd te zmiany.

Co przekonało pana do wybrania Cédric Énarda na swojego asystenta?

Cédric jest człowiekiem bardzo otwartym na każdego – i na zawodników, i na współpracowników. Ma swoją własną filozofię, jeśli chodzi o szkolenie zawodników, a ja dałem mu wolną rękę, aby mógł ją dalej realizować. Bardzo dobrze radził sobie jako trener Spacer’s Toulouse (w minionym sezonie Spacer’s pod wodzą Énarda zostali wicemistrzami Francji – przyp. red.), pracował tam z młodymi siatkarzami. W tym sezonie w naszym zespole pojawiło się wiele młodych talentów, tak więc pomyślałem, że włączenie do sztabu Cédrica może zaowocować wieloma dobrymi rzeczami.

Oprócz Énarda w sztabie szkoleniowym pojawił się nowy drugi trener – Vincent Pichette. Czy może pan powiedzieć coś więcej na jego temat?

Vincent pochodzi z Kanady, pracował przez dłuższy czas z reprezentacją tego kraju. Wydaje mi się, że zatrudnienie go wniosło wiele dobrego. Vincent, ponieważ był związany z innym zespołem, ma zupełnie inny punkt widzenia niż ja. Ogólnie rzecz biorąc, siatkówka kanadyjska czy amerykańska znacznie różni się od europejskiej. Oni zwracają uwagę na szczegóły, mają zupełnie inną myśl szkoleniową, grają nieco inaczej, w inny sposób budują zespół. Dlatego fakt, że w sztabie mam człowieka „z zewnątrz”, jest dla mnie bardzo cenny.

Jakie były powody tego, że sztab szkoleniowy opuścili Luc Marquet (II trener – przyp. red.), Pascal Foussard (menadżer – przyp. red.) i Thomas Bortolossi (statystyk – przyp. red.)?

Thomas zrezygnował sam. Uznał, że jest już zbyt zmęczony pracą w reprezentacji i w dwóch klubach jednocześnie, a dodatkowo chciał spróbować czegoś nowego. Pascal z kolei nie mógł już dłużej łączyć funkcji menadżera reprezentacji Francji i menadżera Tours VB i postanowił poświęcić się pracy w klubie. Rozmawiałem z naszą federacją, ale federacja nie znalazła żadnego rozwiązania, żeby Foussard mógł zostać w moim sztabie i jednocześnie kontynuować pracę w Tours. Luc Marquet, podobnie jak Bortolossi, chciał zmienić coś w swoim życiu, dlatego już go z nami nie ma.

Chciałabym zapytać o Antonina Rouziera, który postanowił zakończyć swoją karierę reprezentacyjną po Igrzyskach Olimpijskich w Rio. Czy konsultował z panem swoją decyzję przed lub po turnieju w Brazylii?

O decyzji Rouziera dowiedziałem się z gazet. Pytałem go, czy pomoże zespołowi w kwalifikacjach do Mistrzostw Świata 2018, ale odmówił. Prawda jest taka, że podczas Igrzysk Olimpijskich dyskutowało się o tym, czy Antonin będzie kontynuował karierę w kadrze po zakończeniu tego turnieju, ale nigdy nie rozmawiałem o tym z nim twarzą w twarz. Po prostu postanowił zrezygnować z gry dla Francji po Rio i to tyle.

Czy jest możliwe, żeby do reprezentacji powrócił Nicolas Maréchal? Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak wielu konkurentów ma na pozycji przyjmującego.

A jak myślisz?

Nie wróci.

Powrót do kadry na pewno będzie dla niego bardzo trudny. Obecnie mamy wielu młodych graczy, którzy wnoszą olbrzymią energię do zespołu, obiecująco wyglądają na treningach, grają naprawdę dobrze. Tak więc sądzę, że Nico czeka trudne zadanie.

Podobnie sytuacja ma się ze środkowymi. Francja ma dwóch nowych zawodników na tej pozycji – Daryla Bultora i Barthélémy’ego Chinenyeze, który zagrał świetnie w finałach tegorocznej Ligi Światowej. Co zatem z Franckiem Lafitte i Jonasem Aguenierem?

Jeśli chodzi o środkowych, to drzwi są otwarte dla każdego. Jonas Aguenier wypadł, bo w ostatnich miesiącach doznawał kontuzji za kontuzją. Podobnie było z Quentinem Jouffroy, który również zmagał się z wieloma urazami. Tak więc rywalizacja na środku będzie zacięta, młodzi zawodnicy grają dobrze, ale możliwe, że wrócą poprzedni nasi środkowi.

Brizard, Chinenyeze, Bultor to zupełnie nowe twarze z pana zespole. Czy spodziewał się pan, że wymienieni zawodnicy tak dobrze zagrają w Lidze Światowej?

Absolutnie nie. To było dla mnie duże i bardzo miłe zaskoczenie, ponieważ oni wchodzili do gry powoli. Zaczynaliśmy pracować razem przed kwalifikacjami do Mistrzostw Świata 2018. Wprowadzałem ich na boisko najpierw na pięć akcji, później na dziesięć, na seta, aż w końcu na cały mecz. I za każdym razem spisywali się lepiej i lepiej. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę z tego, jakie możliwości mają ci młodzi siatkarze, ale byłem zszokowany tym, jak szybko udało im się zaaklimatyzować w grupie. Praca z nimi jest bardzo przyjemna. Ci chłopcy nie boją się ciężkiej pracy, uważnie słuchają tego, co się do nich mówi i koncentrują się na zadaniach, jakie przed nimi stawiamy.

Zwłaszcza Stéphen Boyer nie miał łatwo – musiał zastąpić nieobecnego Anto Rouziera…

Z pewnością było mu ciężko, jednak jestem przekonany, że miał olbrzymie wsparcie od zespołu. Udało mi się przekazać chłopakom prostą zasadę: jeśli chcesz pomóc koledze z drużyny, to musisz jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Nie wolno ci się wtrącać się w to, co robi nowy gracz. Dlatego też zawodnicy tak szybko się zgrywają i mają wspólny cel. Jedyne, co musi zrobić zespół, to kontynuować swoją dobrą grę – nie myśleć o tym, czy „nowy” robi coś dobrze czy źle. Trzeba pozwolić mu się rozwijać.

Których zawodników z Ligue A ma pan na oku?

(śmiech) Mój zespół już jest bardzo młody. Na razie nie podam żadnych konkretnych nazwisk, ale przyglądam się nowemu pokoleniu.

 Co z Nicolasem Szerszeniem? Czy ma szansę stać się członkiem Team Yavbou?

To młody, bardzo obiecujący zawodnik. Oczywiście, obserwujemy jego poczynania. Ma za sobą bardzo udane sezony w NCAA w Stanach Zjednoczonych, dostał nagrodę MVP, był również wybrany do dream teamu ligi uniwersyteckiej, tak więc to naprawdę duże osiągnięcia. Trzymam rękę na pulsie (śmiech).

Rozmawiała Magdalena Gajek