Trefl Gdańsk przegrał dzisiaj w ramach 2. kolejki PlusLigi sezonu 2021/2022 z Aluronem CMC Wartą Zawiercie. O przebiegu tego spotkania, debiucie w lidze Mistrzów Świata, niesamowitej publiczności i celach na ten rok opowiedział nam Patryk Łaba, przyjmujący żółto-czarnych.

Emilia Kotarska: Chociaż na tablicy pojawił się wynik 1:3 i to goście cieszą się ze zwycięstwa, to można powiedzieć, że do odrobiny szczęścia zabrakło niewiele? W czwartym secie, pomimo czteropunktowej przewagi zawiercian, udało Wam się dogonić wynik. Czego zabrakło w końcówce?

Patryk Łaba: Było blisko w czwartym secie, było też blisko w trzecim, bo jeśli dobrze pamiętam, mieliśmy piłkę w górze na 20:20, ale jej nie skończyliśmy. Zdecydowanie zaważyły końcówki. Nie mogliśmy też znaleźć sposobu na Urosa Kovacevica, który drugi mecz z rzędu zdobywa bardzo dużo punktów (26 punktów w meczu z Treflem, 25 pkt ze Ślepskiem Malow Suwałki – przyp. red.). Można powiedzieć też, że w jego przypadku to jest taka niekonwencjonalna siatkówka. Szkoda tego meczu, bo rzeczywiście mieliśmy swoje szanse. Fajnie byłoby gdybyśmy doprowadzili do piątego seta, bo wiadomo że w tie-breaku to jest już duża loteria. Wtedy moglibyśmy cieszyć się w ERGO ARENIE z punktów zdobytych na otwarcie sezonu. Niestety, nie tym razem.

Uros Kovacević zrobił dzisiaj taką różnicę? Jaki element zadecydował o dzisiejszym wyniku?

Co zrobiło dzisiaj różnicę? Może nie jeden zawodnik, ale wydaje mi się, że Zawiercie dzisiaj bardzo dobrze broniło, dodatkowo często zamieniali swoje kontry na punkty. Myślę, że patrząc tak z boku i oceniając na gorąco, to właśnie ich gra w kontrataku zrobiła ogromną różnicę.

W meczu przeciwko GKS-owi Katowice zaliczyłeś plusligowy debiut. Jak wspominasz tamto wejście na boisko? Pomimo porażki, możecie być jednak zadowoleni, bo wróciliście z dalekiej podróży, nie jest łatwo przegrywać 0:2 i doprowadzić do tie-breaka.

Byłbym zadowolony w 100%, gdybyśmy wygrali w tie-breaku, bo mieliśmy tam swoje szanse. Prowadziliśmy dwoma punktami, ale niestety nie przyjęliśmy kilku zagrywek i nie skończyliśmy ataków. Zwycięstwo wymknęło nam się z rąk. Jeśli chodzi o mój debiut, to jestem zadowolony. To były moje pierwsze podrygi w meczu o stawkę w PlusLidze. Cieszę się, że po moim wejściu udało nam się złapać trochę rytmu i większego funu, a przy tym radości i agresji. Doprowadziliśmy do tie-breaka, to na pewno cieszy. Jestem zadowolony, ale tak jak wspominałem, nie w 100%, bo – niestety – wróciliśmy na tarczy.

Jeden punkt to zawsze mały plusik na początku sezonu…

Zgadza się, Katowice to ciężki teren. Z tego co słyszałem od chłopaków, to w ostatnich dwóch sezonach zawsze grali tam tie-breaki. GKS nie jest słabym zespołem. Przyjechała do nich naszpikowana gwiazdami Resovia, a to Katowice zgarnęły całą pulę. Może się okazać, że ten punkt zdobyty na wyjeździe będzie naprawdę cenny. Dzisiaj – niestety – bez punktów po naszej stronie, ale kolejny mecz gramy z Lubinem u siebie. Teraz będziemy pracować z mocnym nastawieniem na to zbliżające się spotkanie. Mam nadzieję, że za tydzień, jeśli dane nam będzie rozmawiać, to będziemy już w innych humorach.

Czego możemy wiec spodziewać się w meczu z Cuprum Lubin? Już początek tej ligi pokazał, że czekać nas będzie sporo niespodzianek.

Zgadza się. Teraz nie ma już słabych zespołów. PlusLiga jest otwarta, więc nie można sobie pozwolić na budowanie drużyny tylko z myślą o przetrwaniu. Trzeba tak budować zespół, żeby walczył w każdym meczu. Także jedyne co mogę obiecać to to, że wyjdziemy jak lwy na parkiet i zostawimy na nim kawał serducha. A czy przyniesie to trzy punkty czy po prostu zwycięstwo, to zobaczymy. Na pewno nikogo nie lekceważymy w tej lidze. Pierwsza runda i pierwsze mecze mają to do siebie, że jest bardzo mało danych o przeciwnikach i ciężko jest przygotować gameplan z prawdziwego zdarzenia, bo tak naprawdę trzeba reagować w trakcie meczu na to, co się dzieje. Myślę, że im dalej w las, tym łatwiej będzie przygotować się taktycznie, a na razie trzeba polegać na sobie i szybko reagować.

Trener Michał Winiarski przed sezonem mówił, że niczego obiecać nie może poza tym, że będziecie po prostu walczyć. To właśnie ta walka do upadłego będzie Was charakteryzować?

Tak! Myślę, że mamy taki zespół walczaków, ludzi, którzy naprawdę cieszą się siatkówką i cieszą się również z przebywania w tym gronie. Jeden drugiego napędza. Wydaje mi się, że na przestrzeni sezonu to będzie naszym dużym atutem i nie jeden mecz z takiego wyniku wyciągniemy, i będziemy się wtedy cieszyć zwycięstwem. W sparingach nie raz zdarzyło się, że pomimo bycia na tak zwanym minusie dwóch lub trzech punktów, ktoś potrafił wejść na zagrywkę i napędzić cały zespół. Myślę, że w sezonie będzie ku temu okazja i wydarzy się to nie jeden raz.

Jak zapatrujesz się na rywalizację na swojej pozycji? Występujesz obok Mateusza Miki, Bartłomieja Lipińskiego czy Moritza Reicherta. Twoim trenerem jest jeden z najlepszych zawodników na tej pozycji na świecie – Michał Winiarski. Jakie tajniki już zdążył Ci przekazać od początku okresu przygotowawczego?

Trener przekazuje mi dużo informacji, jeśli chodzi o przyjęcie. Bardzo mocno to doceniam i staram się wprowadzać w życie wszystkie Jego wskazówki. Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z tym szkoleniowcem. To był główny czynnik, dlaczego zdecydowałem się wybrać grę w Treflu Gdańsk. Chciałem pracować z takim trenerem, który jest jednym z najlepszych przyjmujących na świecie, żeby zobaczyć, czego mogę się jeszcze nauczyć. Natomiast jeśli chodzi o rywalizację, to jest rzeczywiście bardzo duża. Jestem debiutantem w PlusLidze, a chłopaki prezentują bardzo wysoki poziom. Ja potrzebuję jeszcze dużo czasu, żeby wejść na taki poziom, ale myślę, że dzięki treningom z tymi ludźmi, będę rozwijał się jeszcze, pomimo mojego wieku. Wiem, że jeszcze nie osiągnąłem szczytu swoich możliwości. Tak jak dzisiaj, czy tydzień temu w Katowicach, jestem do dyspozycji trenera. W jakiejkolwiek roli pojawię się na boisku, to będę dawał z siebie wszystko, żeby drużyna na tym zyskała.

Z jakimi nadziejami przychodziłeś do Gdańska? Jaki cel indywidualny postawiłeś sobie na ten sezon 2021/22?

Przede wszystkim, tak jak powiedziałem już wcześniej, chcę się dużo nauczyć od trenera Winiarskiego i jak najwięcej „wycisnąć” podczas tego roku współpracy. Chciałbym być przydatny drużynie i po prostu cieszyć się z tego, że będę miał okazję włożyć swój wkład w mecze plusligowe – mam nadzieję – że w jak największej ilości. Zobaczymy, co przyniesie los. Moją poprzeczką przez długi czas był awans do PlusLigi. Chciałem się tutaj znaleźć. Teraz z każdym treningiem delikatnie ta poprzeczka stawiana jest coraz wyżej. A co będzie na koniec sezonu, to zobaczymy.

Numer na Twojej koszulce jest taki typowo siatkarski (śmiech). Ostatnio coraz więcej podobnych numerów przewija się na parkietach PlusLigi. Z tego co słyszałam, „dziewiątka” była już zajęta przez Kewina Sasaka, dlatego zdecydowałeś się na dwie dziewiątki?

Zgadza się, nie mogłem mieć jednej dziewiątki, więc mam dwie. To już jest mój trzeci rok z tym numerem na koszulce. Odnajduję się z nim doskonale. Akurat mój debiutancki sezon z „99” był bardzo udany, bo gdzieś fajnie pograłem w I lidze, więc stwierdziłem, że już przy nim zostanę.

Czego możemy życzyć drużynie Trefla Gdańsk na ten sezon?

Na pewno zdrowia! Dzisiaj też Bartek Mordyl musiał zejść w trakcie meczu, bo poczuł jakieś ukłucie. Trzymajmy kciuki, żeby nie było to nic poważnego. Jeżeli zdrowie będzie dopisywało i będziemy mogli trenować w pełnym składzie, to myślę, że bardzo dużo sobie wypracujemy, a później na boisku wyszarpiemy.

Dzisiejszy mecz w ERGO ARENIE rozegraliście niemal przy pełnych trybunach, biorąc pod uwagę wszystkie obecnie panujące obostrzenia. Jak gra się wśród takiej publiczności?

Ja jeszcze przy takiej publiczności nigdy nie grałem. Gdy stałem dzisiaj w kwadracie i oglądałem to, co dzieje się na boisku, to nagle do mnie dotarło, że tutaj jest bardzo fajnie. To niesamowite odczucie, kiedy cała hala kibicuje, cieszy się z Tobą. Jak się wchodzi na parkiet, to trzeba skoncentrować się jednak na tym, co jest do zrobienia i czasami to umyka. Dopiero gdy stoi się w tym kwadracie, to można zauważyć i naprawdę docenić panującą wokół cudowną atmosferę. To było fantastyczne móc zaliczyć debiut w ERGO ARENIE właśnie przy takich kibicach.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

w Gdańsku rozmawiała Emilia Kotarska
fot. Anna Jaźwińska-Curyłło