Wojciech Grzyb obecnie rozgrywa swój 20 sezon w PlusLidze. Jak zdradza nam w wywiadzie, to będzie – niestety – jego ostatni sezon. Na myśl przychodzi nam od razu wiele pytań, m.in. takie dlaczego będąc wciąż w dobrej dyspozycji sportowej, Wojtek kończy karierę, jakie ma plany na przyszłość, czy sportową emeryturę wiąże z siatkówką? Jeśli jesteście ciekawi odpowiedzi, zapraszamy Was do przeczytania naszej rozmowy ze środkowym Trefla Gdańsk.

Emilia Kotarska: Mecz z Grupą Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle był 482 Twoim spotkaniem rozegranym w PlusLidze. Jak mawiał w tym sezonie już niejednokrotnie trener Ireneusz Mazur, Wojciech Grzyb, gra jak za dawnych lat. Jak Ty to robisz, że wciąż utrzymujesz dobrą formę i po takim czasie jesteś niczym wino, im starszy, tym lepszy?

Wojciech Grzyb: Miło mi to słyszeć, zawsze staram się dawać z siebie jak najwięcej, zarówno jeżeli chodzi o elementy siatkarskie jak i atmosferę na boisku. Jednym z moich celów na ten sezon było, aby grać właśnie tak jak za najlepszych czasów, prezentować wysoką, równą formę, tym bardziej cieszą mnie miłe słowa Ireneusza Mazura, którego darzę dużą sympatią. Liczba meczów jest imponująca, ale szybkie obliczenie uświadomiło mi, że – niestety – nie uda się dobić do okrągłej 500-tki.

Dlaczego? Skąd ten pesymizm?

Do końca sezonu zostało mniej niż 18 spotkań, a to jest mój ostatni sezon na parkietach PlusLigi. Miałem to szczęście i przywilej, że moja przygoda z siatkówką rozpoczęła się wraz z przekształceniem ligi w Profesjonalną Ligę Siatkówki. Ta przygoda, jako sportowca, po 20 sezonach się kończy, ale liczę na to, że moja droga jeszcze skrzyżuje się z drogą Plusligi, np. w charakterze trenera.

Grając przez 20 lat w profesjonalnej lidze, trzeba mieć nie tylko końskie zdrowie ale i stalowe nerwy. Jak zmieniały się przez ten długi czas Twoje reakcje na boiskowe wydarzenia? Opaska kapitana Trefla Gdańsk jest takim swoistym ukoronowaniem zebranego przez lata doświadczenia?

Generalnie do uprawiania sportu potrzebne jest dobre zdrowie, w dużej części zawdzięczam je dobrej konstrukcji, czyli genom. Czasami żartuję z kolegami, że mogę oddać im kolana w leasing. Mocne nerwy, czyli odporność psychiczna jest również bardzo przydatna, ale szczerze mówiąc, na meczach adrenalina sprawia, że inaczej odczuwa się stres. Przez lata nauczyłem się go przekuwać w złość i wolę walki. Doświadczenie boiskowe w pewien sposób ułatwia mi bycie kapitanem. Jako zespół wypracowaliśmy sobie pewność siebie i poczucie wartości naszej drużyny. Z powodu niższego budżetu i co często za tym idzie niższego potencjału, przed sezonem byliśmy wymieniani jako drużyna, która ma walczyć o utrzymanie. My natomiast pokazaliśmy, że siatkówka sprowadza się do walki na parkiecie,  a nie powinna być spoglądaniem na budżety w składy drużyn czy CV zawodników. Siatkówka polega na tym, żeby grać cierpliwie, wykorzystać nadarzające się okazje i zdobyć najważniejsze punkty.

Aż trudno uwierzyć w to, że to już koniec, ale Twoje wcześniejsze słowa wskazują jednoznacznie na ostateczne zakończenie zawodowej kariery sportowca. Nie chciałbyś jeszcze jednak trochę pograć i napsuć krwi młodszym na boisku? Kibice chętnie zobaczyliby Ciebie jeszcze w akcji.

Szczerze mówiąc, czasami myślę, że jeszcze fizycznie dałbym radę, ale na początku sezonu poprosiłem Michała (Winiarskiego, szkoleniowca Trefla Gdańsk – przyp. Red.), że jeśli dostanie zgodę na budowę drużyny na kolejny sezon, to żeby dał mi w miarę szybko znać, czy będzie mnie widział w nowym zespole. Michał przedstawił mi wizję drużyny odrobinę odmłodzonej. Z uwagi na to, że znamy się z Michałem od czasów SMS, czyli ponad 20 lat, razem graliśmy jeszcze w reprezentacji Polski i po ludzku bardzo się lubimy, dlatego też rozmowa o mojej przyszłości była trudniejsza dla niego niż dla mnie, ponieważ ja od dłuższego czasu oswajałem się z myślą, że koniec kariery zbliża się wielkimi krokami. Budżet nie jest z gumy, budowanie drużyny jest dużo trudniejsze niż na menagerze na komputerze czy w Wygraj PlusLigę. Jestem wdzięczny za szybką informację, ponieważ mam jeszcze sporo czasu na przygotowanie się do życia po karierze sportowca.

Rozważałeś może opcję pójścia do innego klubu? Z pewnością chętni powinni się znaleźć.

Nie, ponieważ grając 6 lat w Gdańsku, poczułem wraz z rodziną, że to nasze miejsce na ziemi. Zawinęliśmy tu do portu i zapuściliśmy już korzenie. Czuję więź z Klubem i kibicami. Chciałbym, aby moja dalsza przygoda z siatkówką była związana z Trójmiastem. Byłoby super mieć wkład w rozwój gdańskiej drużyny, a z czasem cieszyć się z owoców pracy.

Wspominasz, że rozważasz opcję kariery trenerskiej, to jest dość popularny i w zasadzie naturalny kierunek po zawieszeniu butów na kołku.

Zdecydowanie tak! Już od czasu współpracy z Andreą (Anastasim – przy. Red.) uświadomiłem sobie, że to właśnie jest to, co chcę robić w przyszłości. Podobało mi się jego podejście do bycia trenerem, widać że dobrze się z tym czuł – nie spalał się. Michał też potwierdza moje odczucia. Bardzo podoba mi się, jak przeżywa poszczególne akcje. Czasami wydaje się, że ma wręcz ochotę pomóc w ataku i pójść na Pipe’a. Myślę, że do zawodu jestem więc całkiem solidnie przygotowany. Grając w Olsztynie, uzyskałem tytuł magistra na kierunku pedagogiki UWM w Olsztynie. Zrobiłem również uprawnienia trenera siatkówki II klasy. Do tego pracując z Andreą, zacząłem zapisywać wszystkie treningi – później jak Andrea to zobaczył, to zaczął mi przesyłać plany treningowe, zawsze był chętny do dzielenia się wiedzą, jeśli ktoś okazał zainteresowanie. Wiele też czerpię teraz od Michała, który z kolei pracuje na warsztacie Piazzy.

Czy to oznacza, że od dłuższego czasu robiłeś wszystko, żeby jak najlepiej przygotować się do zmiany roli na trenera bądź asystenta? Może znajdzie się miejsce dla Wojtka Grzyba w sztabie szkoleniowym Trefla Gdańsk?

Tak jak wspomniałem, czuję dużą więź z miastem, identyfikuję się z Klubem. Chciałbym bardzo współpracować z Treflem Gdańsk. Zawsze myślałem o pracy w roli drugiego trenera tuż po zakończeniu kariery. To byłby dobry początek, może kiedyś będę miał szansę pokazać się w takiej odsłonie. Jestem przekonany, że moje doświadczenie boiskowe i wiedza, mogłyby pomóc drużynie. Jak to dalej wyjdzie, zobaczymy. Wola współpracy jest po obu stronach, więc powinno się udać znaleźć zadowalającą formułę.

Część z Twoich kolegów z boiska po zawieszeniu butów na sznurku próbuje swoich sił w telewizji bądź otwiera własne szkółki sportowe. Przeszła Ci przez myśl taka opcja?

Myślę, że komentowanie to dosyć ciekawa alternatywa. Mam wrażenie, że przydałoby się coś zmienić, ponieważ siatkówka ciągle się zmienia, dyscyplina idzie do przodu. ale niekoniecznie chodzi mi o zmianę komentatorów, chociaż jako osoba lubiąca wyzwania mógłbym kiedyś spróbować również swoich sił jako sprawozdawca. To może być interesująca przygoda.

Czyli świętowanie 20-lecia kariery w PlusLidze to ostatni jubileusz, jaki nas czeka w Twoim przypadku? Jak trudno jest podjąć taką decyzję i zmienić o 180 stopni swoje dotychczasowe życie?

Tak jak wspomniałem wcześniej, z jednej strony czuję, że fizycznie wytrzymałbym jeszcze jeden może dwa sezony, ale ciężko powiedzieć czy sportowo byłbym z siebie zadowolony. Wynika to z tego, że przez większą część kariery grałem typowo fizycznie. Atakowałem na dużym zasięgu, często nad blokiem, teraz gdybym chciał wykonać podobny atak, to byłby on łatwy do zablokowania. Ostatnie sezony wymagały ode mnie zmiany stylu atakowania. Zrozumienia, że nie jestem jedną z pierwszych opcji w ataku. Zaakceptowania tego, że stałem się zawodnikiem zadaniowym, tzn. mającym angażować blok przeciwnika, tym samym ułatwiać atakowanie kolegom. Do tego mam grać taktycznie blokiem i robić jak największą krzywdę zagrywką. Ten sezon sprawia mi dużo satysfakcji, praca z Michałem i całym sztabem (Wojtkiem od siłowni i Piotrkiem fizjo) sprawia, że jestem w dobrej formie, nic mnie nie boli i mogę pomagać mojej drużynie odnosić zwycięstwa. Dlatego jestem naprawdę zadowolony, że mogę świętować zakończenie kariery takim właśnie sezonem. Do tego jestem osobą wierzącą, modlę się o to, żeby przyszłość ułożyła się jak najkorzystniej dla mnie i mojej rodziny, dlatego nie obawiam się tego, co wydarzy się po zakończeniu kariery sportowca.

W takim razie wypada nam wszystkim życzyć tego, żeby przyszłość pomogła spełnić Twoje kolejne marzenia i żebyś za 20 lat mógł świętować jakiś nowy jubileusz.

Dziękuję.

rozmawiała Emilia Kotarska