Brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich z 2016 roku z niecierpliwością oczekuje na nadchodzący turniej Final Six Ligi Narodów, który będzie rozgrywany w Chicago. Nie tylko dlatego, że jest to kraj, w którym się urodził, ale też miasto, w którym się wychowywał. 

Mierzący 1,98 m, 25-letni sportowiec powrócił na boisko rok po kontuzji kolana, która przydarzyła mu się podczas pierwszego meczu w USA w Lidze Narodów w 2018 roku. Rozegrał już jednak pełny mecz podczas turnieju w bułgarskim Płowdiw i wierzy, że będzie w formie podczas finałów w Chicago. 

Co myślisz o dotychczasowych występach reprezentacji Stanów Zjednoczonych w Lidze Narodów?

Thomas Jaeschke: To były ciekawe rozgrywki dla nas, bo wiedzieliśmy, że jesteśmy gospodarzami turnieju finałowego. Nie omijały nas kontuzje, łącznie ze mną, więc były spore rotacje w składzie i cały czas poszukiwaliśmy zgrania zawodników. W zeszłym tygodniu bardzo ważne były dla nas dwa zwycięstwa, przede wszystkim w meczu z reprezentacją Iranu, która w tegorocznej edycji VNL radzi sobie świetnie. Po wyleczeniu kontuzji więzadła krzyżowego, robiłem wszystko, by pomóc drużynie podczas Ligi Narodów.

Prawdopodobnie potrzebujesz czasu, by powrócić do formy sprzed kontuzji i dlatego rozegrałeś po jednym spotkaniu w Hoffman Estates i Płowdiw, zgadza się?

Składa się na to kilka rzeczy, przede wszystkim po tak ciężkiej kontuzji nie można przeciążać kolana, grając dwa mecze z rzędu. To ważne, by czuć się komfortowo. Prawdopodobnie w finałach będę musiał grać kilka spotkań po kolei. Podchodzę do tego wyzwania z rozsądkiem, by kontuzja się nie odnowiła.

Czy jesteś zadowolony z twojego występu w meczach, które rozegrałeś i z tego jak przebiega twój powrót do zdrowia?

Jestem trochę zadowolony i trochę też nie. Muszę zrozumieć jako zawodnik, że proces powrotu po kontuzji jest długi i nie będę od razu najlepszy. Będzie mi ciężko wrócić do formy sprzed kontuzji. Pracuję ciężko poza boiskiem, by na nim czuć się w pełni sił. Powiedziałbym, że jest to bardziej walka w sferze psychicznej niż fizycznej, żebym mógł grać bez myślenia o bólu… Jest to najważniejsza rzecz. Rodzaj uświadomienia sobie, że znów jesteś w drużynie i na siatkarskim parkiecie. To jest rzecz, nad którą obecnie pracuję i koledzy bardzo mi w tym pomagają, więc wszystko idzie w dobrym kierunku.

Myślisz, że masz wystarczająco dużo czasu by być w formie na Final Six?

Tak, zrobię wszystko by tak się stało. Jestem tego pewny, ale zobaczymy, co stanie się w Chicago.

Czy uważasz, że z tak dużą rotacją w składzie USA trener będzie w stanie znaleźć porozumienie pomiędzy zawodnikami, którzy wezmą udział w turnieju finałowym?

Tak, jest grupa chłopaków, którzy byli wokół naszych podstawowych zawodników I oni wiedzą jak mają grać. Możemy być daleko od siebie przez długi czas, ale zawsze potrafimy ze sobą grać. Jestem spokojny jeśli chodzi o nich. 

Jak odbierasz fakt, że USA jest gospodarzem tak dużego siatkarskiego wydarzenia?

Jestem bardzo podekscytowany! Dorastałem w Chicago, stamtąd pochodzę. Mam tam rodzinę… to będzie wielkie przeżycie, bo nie pamiętam, żeby byli kiedyś na finałach tak dużego siatkarskiego turnieju oprócz Igrzysk Olimpijskich. Będzie świetnie zobaczyć tu tłum kibiców, bo Polska zakwalifikowała się do finałów, a wiele ich rodaków mieszka właśnie w Chicago. Wydaje mi się, że Irańczycy także dużo podróżują i wielu z nich tutaj zobaczymy. Będzie to bardzo ciekawe widowisko, ponieważ kiedy gramy przeciwko biało-czerwonym w Stanach, wydaje się, że jest to mecz wyjazdowy, bo na trybunach zasiada 10 tysięcy śpiewających i dopingujących  kibiców siatkarzy Heynena.

Jeżeli chodzi o wasz cel, to jest nim tylko i wyłącznie złoto?

Myślę, że pierwszym celem jest wygranie premierowego meczu, następnie wyjście z grupy. Będziemy skupiać się na każdym kolejnym spotkaniu. Takie myślenie jest bardzo ważne, by nie nastawiać się na wygranie turnieju.

Byłeś w drużynie, która wywalczyła brązowy medal ostatnich Igrzysk Olimpijskich. Czy był to najlepszy moment twojej dotychczasowej kariery?

Na pewno, był to szczyt mojej siatkarskiej kariery – ciężka praca włożona w to, grupa ludzi którą stworzyliśmy… Było to niezapomniane wydarzenie, szczególnie mecz z Rosją o brązowy medal. Reid Priddy, który był świetnym atakującym przez bardzo długi czas, w swoim ostatnim meczu jako profesjonalny siatkarz, wszedł na boisko i odrobił naszą stratę 0:2 przeciwko Rosjanom. Nikt mi nie zabierze tego, że byłem częścią tej drużyny.

Wyobraź sobie, że jesteś przyjmującym twojego „dream teamu”. Kim byłaby pozostała szóstka graczy?

Oh, trudne pytanie! Wilfredo Leon grałby razem ze mną na przyjęciu, następnie Lloy Ball który jest świetnym rozgrywającym z Ameryki, ale nigdy z nim nie grałem. Na środku na pewno Dmitriy Muserskiy. Miałem też okazję zagrać z Davidem Lee, który bardzo dobrze czyta grę przeciwników. Jako atakującego wziąłbym Claytona Stanleya. Brazylijski libero Sergio Santos jest ponadczasowym zawodnikiem, jego powrót i zdobycie złota olimpijskiego w 2016 roku było genialnym osiągnięciem.

źródło:FIVB