Już jutro najlepsze ekipy I dywizji Ligi Światowej rozpoczną walkę w turnieju finałowym. Zapraszamy na zapowiedź tego, co w najbliższych dniach wydarzy się w brazylijskiej Kurytybie.

Sześć najlepszych drużyn, pięć dni walki i jeden wspólny cel – wygrać Ligę Światową. Te liczby doskonale obrazują Final Six, które rozpoczyna się już jutro. Na stadionie Arena Da Baixada w brazylijskiej Kurytybie będziemy świadkami prawdziwego siatkarskiego szaleństwa. Każdy z zakwalifikowanych zespołów zaciera sobie ręce na myśl o triumfie w tych prestiżowych rozgrywkach i za wszelką cenę będzie chciał wznieść trofeum na oczach ponad czterdziestu tysięcy widzów. Tego zaszczytu dostąpić będzie mogła tylko jedna ekipa. Komu przypadnie te szczęście?

Zdecydowanym faworytem bukmacherów na zwycięstwo w Lidze Światowej są gospodarze. Zresztą, trudno się temu dziwić. Brazylijczycy mają ogromny atut w postaci gry u siebie, gdzie niewątpliwie będą czuć wsparcie całego stadionu. Kibice z Kraju Kawy nawet nie dopuszczają innej myśli niż dziesiąty w historii „światówki” triumf swojego zespołu, zwłaszcza po tym, jak podopieczni Renana Dal Zotto zajęli „dopiero” drugie miejsce w fazie grupowej I dywizji. Canarinhos jednak doskonale potrafią sobie radzić z presją oczekiwań, co najlepiej pokazali podczas zeszłorocznych igrzysk w Rio De Janeiro, pewnie sięgając po olimpijskie złoto. Kolejnym pozytywem dla Brazylijczyków jest powrót na ławkę trenerską ich legendarnego szkoleniowca, Bernardo Rezende. Jego wskazówki podczas treningów i samych spotkań mogą okazać się bezcenne i w znacznym stopniu pomóc Kanarkom w odnoszeniu kolejnych zwycięstw. Od ostatniego triumfu Brazylii w Lidze Światowej minęło już w końcu siedem lat, więc to chyba najlepszy moment na przerwanie tej złej passy.

W gronie kandydatów do końcowego zwycięstwa wymienia się także reprezentację Francji. Tu także nie ma żadnego zaskoczenia, bo Trójkolorowi bez problemów wygrali przecież fazę grupową z zaledwie jedną porażką na koncie. Przegrana ta przyszła zresztą, gdy Francuzi byli już pewni awansu i wystawili nieco eksperymentalny skład w meczu z Włochami. Siatkarze Laurenta Tillie we wszystkich turniejach interkontynentalnych stracili łącznie tylko siedem setów, co jest naprawdę imponującym wynikiem. Dla porównania, żadna z pozostałych ekip I dywizji nie może się pochwalić mniejszą ilością przegranych partii niż czternaście, zanotowanych przez Brazylijczyków i Serbów. Francuska ekipa doskonale wspomina poprzedni turniej finałowy, który rozegrany został w Kraju Kawy. Dwa lata temu w Belo Horizonte sięgnęli po pierwszy w historii triumf w Lidze Światowej. Dwa miesiące później zwyciężyli też w mistrzostwach Europy, nie ponosząc ani jednej porażki. Czy w tym roku historia zatoczy koło i Trójkolorowi znów zgarną wszystko, co tylko jest do wygrania?

Ogromny apetyt na triumf mają również Serbowie. Obrońcy tytułu, który zdobyli w ubiegłym roku w Krakowie, na pewno ostrzą sobie zęby na myśl o ponownym zwycięstwie w Lidze Światowej. W fazie grupowej podopieczni Nikoli Grbicia odnieśli sześć wygranych, a trzy razy schodzili z parkietu pokonani. Musieli sobie w niej radzić bez swojej największej gwiazdy, Aleksandara Atanasjievicia. Atakujący Sir Safety Perugia powraca do drużyny na Final Six i serbscy kibice głęboko wierzą, że poprowadzi ich zespół do najwyższych laurów. Zadanie będzie jednak trudniejsze niż przed rokiem. Wtedy siatkarze z Bałkanów potraktowali bowiem Ligę Światową priorytetowo, gdyż nie zdołali awansować na Igrzyska Olimpijskie. Teraz w perspektywie mają jeszcze mistrzostwa Europy, ale z pewnością nie odpuszczą finałów „światówki” i będą walczyć o powtórzenie ogromnego sukcesu z poprzedniej edycji. W końcu…na imprezę docelową zawsze lepiej jest pojechać już z jednym medalem na koncie.

Przepustkę do turnieju finałowego, po ostatnim spotkaniu z reprezentacją Polski wywalczyli sobie Amerykanie. Siatkarze Johna Sperawa, pomimo fatalnego początku rozgrywek z czasem rozkręcili się i radzili sobie coraz to lepiej. Ekipa zza Oceanu wygrała cztery z sześciu ostatnich meczów, dzięki czemu będą mogli zagrać w brazylijskim Final Six. Selekcjoner brązowych medalistów olimpijskich co prawda wiele razy powtarzał, że priorytetem dla jego zespołu zawsze są Igrzyska, na które buduje drużynę, ale możemy być pewni, że młodzi i ambitni Amerykanie, którzy dostali szansę w Lidze Światowej nie złożą broni i będą walczyć o najwyższe cele. W szeregach „Jankesów” przecież talentów nie brakuje. Śmiało poczyna sobie niezwykle uzdolniony Torey Defalco, w ataku Matthew Andersona godnie zastępuje Benjamin Patch, a na środku z dobrej strony pokazuje się też Jeffrey Jendryk. Połączenie tych zawodników z ich doświadczonymi, starszymi kolegami stanowi mieszankę wybuchową, która w odpowiedniej dyspozycji jest w stanie zagrozić każdemu rywalowi.

W Final Six po dwóch latach przerwy zagrają też reprezentanci Rosji. Nowy selekcjoner, Siergiej Szlapnikow znacznie odmłodził kadrę, czego najlepszym dowodem jest to, że z ubiegłorocznych Igrzysk Olimpijskich w szerokim składzie na Ligę Światową ostało się ledwie trzech zawodników. To jednak wcale nie przeszkadza Sbornej w osiąganiu niezłych wyników. Rosjanie, choć w fazie grupowej radzili sobie ze zmiennym szczęściem, pozostawili po sobie dobre wrażenie. Bez porażki przebrnęli przez ostatni weekend w Polsce, co zapewniło im miejsce w turnieju finałowym. W ich szeregach również obserwujemy bardzo utalentowanych graczy, którzy już niedługo mogą siać postrach na międzynarodowych parkietach. W najbliższych dniach przekonamy się, czy ta młoda drużyna potrafi sobie radzić z presją i czy już teraz stać ją na zdobywanie medali na dużych turniejach.

Turniej finałowy w Kurytybie będzie szczególny dla reprezentacji Kanady. Siatkarze z Kraju Klonowego Liścia po raz pierwszy w historii zdołali awansować do Final Six, co sprawia, że już teraz mogą uznać tę edycję Ligi Światowej za bardzo udaną. Podopieczni Stephane’a Antigi nie zamierzają jednak na tym poprzestać i możemy być pewni, że będą walczyć o każdą piłkę. Kanadyjczycy do Brazylii nie lecą jako faworyci, co zresztą można potraktować jako atut tej drużyny, gdyż zdecydowanie lepiej czują się w roli czarnego konia. John Gordon Perrin i spółka bardzo lubią sprawiać duże niespodzianki, o czym dobrze przekonaliśmy się już w fazie grupowej. Pokonali przecież Włochów, Amerykanów czy Bułgarów, udowadniając, że absolutnie nie są przysłowiowymi chłopcami do bicia. Podczas Final Six Kanadyjczycy będą cieszyć się grą, stwarzając przy tym realne zagrożenie swoim przeciwnikom. Kto wie, może już za kilka dni sprawią jedną z największych sensacji w historii Ligi Światowej?

Pytań przed Final Six jest wiele, odpowiedzi – niekoniecznie. Wszystkie wątpliwości rozwieją się jednak w ciągu kilku najbliższych dni. Już sobotniej nocy, a właściwie niedzielnego poranka, okaże się, kto dostąpi zaszczytu wzniesienia pucharu za zwycięstwo w Lidze Światowej. Nam pozostaje jedynie czekać i z pasją przyglądać się zmaganiom najlepszych siatkarzy świata. Zakończę ten felieton klasycznym cytatem sławnego ring announcera, Michaela Buffera: Let’s get ready to rumble!

oprac. własne, fot: FIVB