Zakończona wczoraj dwunasta kolejka PlusLigi przyniosła nam wiele emocji. Aż cztery mecze rozstrzygnęły się dopiero po tie-breakach. Zapraszam na podsumowanie!

Kolejkę zainaugurowało niezwykle interesujące starcie Cerradu Czarnych Radom z Jastrzębskim Węglem. Przed meczem było wiele niewiadomych, Jastrzębianie mieli nieco słabszy okres gry, za to Czarni po trzech zwycięstwach nad mocnymi rywalami byli „w gazie”. Spotkanie zapowiadało się więc bardzo interesująco i nie zawiodło naszych oczekiwań. Premierowa odsłona, okraszona fantastyczną walką padła łupem podopiecznych Marka Lebedewa. Radomianie wiedzieli, że muszą się zrewanżować i w drugim secie grali lepiej, ale jastrzębianie nie odstępowali im na krok. Pomimo słabego przyjęcia (ledwie 27% dokładnego i 14% perfekcyjnego), siatkarze Czarnych wyszarpali tę partię na przewagi, wygrywając 28:26. Po długiej przerwie ekipa Roberta Prygla straciła koncentrację i dała przyjezdnym duże pole do popisu. Goście zanotowali aż 65% skuteczności w ataku i w efekcie dosyć łatwo rozprawili się z rywalem, triumfując do 16. W czwartym starciu Czarni chcieli doprowadzić do tie-breaka, ale zadanie było bardzo trudne. Jastrzębianie nie dawali za wygraną i w nerwowej końcówce przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść, zwyciężając do 23 i w całym meczu 3:1.

W sobotę siatkarzy Indykpolu AZS Olsztyn czekał bardzo trudna potyczka w Bełchatowie z PGE Skrą. Olsztynianie weszli w spotkanie bardzo pewnie i od początku sprawiali gospodarzom niemałe problemy. Gracze z Bełchatowa robili co mogli, ale w pierwszej partii nie dali rady sprostać swoim rywalom i po grze na przewagi ulegli 27:25. W drugim secie podopieczni Philippe’a Blaina nie mogli sobie pozwolić na powtórkę, więc wzięli się garść i prezentowali się już lepiej. „Akademicy” wciąż jednak stawiali im bardzo trudne warunki i mecz stał na naprawdę wysokim poziomie. W konsekwencji to gospodarze zwyciężyli w tym starciu i na tablicy widniał wynik 1:1. Trzecia partia to już nokaut w wykonaniu bełchatowian. Olsztynianie nie mieli czym odpowiedzieć na ataki przeciwników, bo ich skuteczność w tym elemencie wynosiła aż 80%. Z fantastycznej strony pokazał się Artur Szalpuk, który kończył niemalże wszystkie piłki, jakie tylko miał pod ręką. Żółto-czarni wygrali do 13 i byli już blisko zwycięstwa w całym meczu. Stało się ono faktem w następnej partii. Zawodnicy Andrei Gardiniego walczyli, ale rozpędzeni siatkarze Skry pewnie kroczyli po swoje i po triumfie do 21 zanotowali bardzo ważne trzy punkty na swoim koncie.

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle podejmowała Effector Kielce i starcie to nie zapowiadało niespodzianek. Mistrzowie Polski odprawiali z kwitkiem kolejnych rywali, a kielczanie przystępowali do tego meczu po dwóch porażkach. Pierwszy set, ku zdziwieniu niektórych, był bardo zacięty. Oba zespoły walczyły do samego końca i kibice zgromadzeni w hali Azoty oglądali emocjonującą końcówkę na przewagi. W niej lepsi okazali się gospodarze, wygrywając 28:26. W tym starciu i jedni i drudzy zanotowali solidną skuteczność w ataku (ZAKSA 66%, Effector 64%). Kolejne dwie partie były już jednak mniej wyrównane. Po zmianie stron, kędzierzynianie prezentowali poziom dużo wyższy od rywali. Spokojnie kontrolowali przebieg gry i dzięki temu odnieśli pewne zwycięstwo 25:16. W trzecim secie podopieczni Ferdinando de Giorgiego znów grali lepiej. Skutecznie grali w bloku, zatrzymując rywali aż pięciokrotnie, a zza linii dziewiątego metra ustrzelili kielczan zagrywką dwa razy. W konsekwencji wygrali do 21, a w całym meczu triumfowali bez straty seta.

W Rzeszowie siatkarze BBTS-u Bielsko-Biała w starciu z tamtejszą Resovią sprawili niemałą niespodziankę. Po słabych wynikach bielszczan, kibice z Rzeszowa oczekiwali od swojego zespołu szybkiego zwycięstwa. Tak się jednak nie stało. Już w pierwszej partii przyjezdni prezentowali się dobrze i postawili faworyzowanym rzeszowianom trudne warunki. W drużynie BBTS-u świetnie spisywał się Paweł Gryc, który w pierwszej odsłonie zdobył 9 punktów. Po bardzo ciekawej walce do samego końca, górą byli podopieczni Pawła Wrzeszcza, odnosząc nieoczekiwane zwycięstwo 30:28. W drugim starciu podrażnieni siatkarze z Podkarpacia nie dali jednak szans rywalom. Cztery razy zdobyli punkty z zagrywki, a w ataku zanotowali skuteczność na poziomie 54% i pewnie wygrali do 16. Po 10-cio minutowej przerwie bielszczanie zagrali jak w pierwszym secie. Znów duże problemy rzeszowianom sprawiał Gryc, a goście napędzani jego dobrą postawą zwyciężyli 25:21. Wicemistrzowie Polski musieli więc postawić wszystko na jedną kartę, by uniknąć blamażu. Podopieczni Andrzeja Kowala wzięli się w garść i przyjezdni nie mieli już czego szukać. Rzeszowianie bardzo dobrze spisywali się w przyjęciu (79% dokładnego), a do tego dołożyli 61% skończonych piłek w ataku, co przełożyło się na wynik – 25:18 dla gospodarzy. Bielszczanie swoich szans upatrywali w tie-breaku, ale jak się okazało, na próżno. Fabian Drzyzga i spółka zdominowali piątą odsłonę, w której rządzili na parkiecie. W ofensywie ich skuteczność wynosiła aż 75%, a goście nie potrafili sobie z tym poradzić. W efekcie Resovia zwyciężyła 15:7, ale punkt urwany na wyjeździe srebrnym medalistom z poprzedniego sezonu z pewnością może cieszyć siatkarzy BBTS-u.

W kolejnym spotkaniu Onico AZS Politechnika Warszawska podejmowała nieobliczalny MKS Będzin. Od samego początku spotkanie było bardzo wyrównane. Pierwsza partia to niesamowita walka, która trwała aż 40 minut. Po niezwykłej batalii górą okazali się być goście, zwyciężając 38:36. Jednym z kluczowych elementów do wygranej było dobre przyjęcie będzinian, które stało na poziomie 60% dokładnego i 30% perfekcyjnego. W drugim secie „Inżynierowie” próbowali wyrównać stan pojedynku, ale było to bardzo trudne zadanie. W szeregach stołecznej drużyny szalał Michał Filip, który w tym starciu zapisał na swoim koncie 9 „oczek” oraz aż 78% skuteczności w ataku, przy 67% całego zespołu. Mimo tej postawy, warszawianom nie udało się jednak wygrać. MKS wykazał się większym sprytem w końcówce i triumfował do 23. Później w ekipie przyjezdnych coś się zacięło i Politechnika zaczęła kontrolować grę. W trzecim secie siatkarze Jakuba Bednaruka zanotowali 71% dokładnego przyjęcia, co przeniosło się na udane ataki. W efekcie wygrali do 18 i wynik brzmiał już tylko 2:1 dla gości. Czwarta partia to znów dominacja gospodarzy. Będzinianie nie stawiali im wygórowanych warunków, a „Inżynierowie” kończyli 60% piłek i trzykrotnie zablokowali swoich rywali. Zaowocowało to kolejnym ich zwycięstwem,w takim samym stosunku, jak w poprzednim starciu. W tie-breaku przyjezdni byli już zupełnie bez szans. W ofensywie ich skuteczność wynosiła ledwie 37%, przy 71% przeciwników. W konsekwencji piąta partia padła łupem warszawian, którzy pewnie triumfowali 15:6 i zapisali na swoim koncie dwa „oczka”.

W niedzielę trudny wyjazd czekał Łuczniczkę Bydgoszcz, która w Ergo Arenie stawiła czoła LOTOSOWI Trefl Gdańsk. Faworytem tego spotkania byli gospodarze, ale pierwsza partia przyniosła kibicom wiele emocji. Podopieczni Piotra Makowskiego chcieli pokazać, że wcale nie wybrali się do Gdańska na wycieczkę i w premierowej odsłonie napsuli miejscowym dużo krwi. Siatkarze LOTOSU dobrze spisywali się w przyjęciu, notując 67% dokładnego i 33% perfekcyjnego. Obie ekipy walczyły do samego końca, co doprowadziło do bardzo nerwowej końcówki. Po wielu wymianach zwycięsko wyszli z niej bydgoszczanie, odnosząc nieoczekiwane zwycięstwo 38:36. Gdańszczanie po zmianie stron otrząsnęli się i zaczęli pokazywać, że to oni są lepsi. Świetnie w szeregach gospodarzy spisywał się Damian Schulz, który po dwóch setach miał na koncie już 15 „oczek”. Druga partia padła więc łupem siatkarzy LOTOSU, 25:18. Długa przerwa całkowicie wybiła z rytmu graczy z Bydgoszczy. Podopieczni Andrei Anastasiego nie mieli w trzecim starciu żadnych problemów i w pełni dominowali na parkiecie. W efekcie rozbili bydgoszczan aż 25;14, zdobywając aż 7 punktów zatrzymując rywali blokiem. Czwarta odsłona to już tylko wykończenie „roboty” przez gdańszczan. Goście byli bezradni wobec bardzo solidnie grających zawodników LOTOSU i w konsekwencji ulegli 25;18, a w całym meczu 3:1

Poniedziałkowy wieczór to bardzo ciekawe starcie Espadonu Szczecin z AZS-em Częstochowa. Na ławce przyjezdnych zasiadł Ryszard Bosek, zastępując chorego Michała Bąkiewicza. Pierwsza partia potoczyła się po myśli siatkarzy AZS-u. Bardzo dobrze poczynali sobie w przyjęciu (74% dokładnego i 53% perfekcyjnego) i w ataku, gdzie ich skuteczność wynosiła 63%. Częstochowianie dobrze się spisywali i zwyciężyli w premierowej odsłonie do 21. Po zmianie stron do głosu doszli szczecinianie. Dobrze wiodło im się przede wszystkim w bloku. bo zatrzymali swoich rywali 4 razy. Pomimo trzech asów serwisowych, goście ulegli w drugim secie 25:20. Trzecie starcie było bardzo ciekawe i wyrównane, do samego końca nie wiadomo było, kto zwycięży. W ekipie spod Jasnej Góry dobrze prezentowali się Mykoła Moroz, czy Rafał Szymura, którzy w tej partii zdobyli kolejno 6 i 5 punktów. Nie wystarczyło to jednak na gospodarzy, którzy w konsekwencji triumfowali 25:20. Częstochowianie nie złożyli broni i dzielnie walczyli o doprowadzenie do tie-breaka. Czterokrotnie zatrzymali szczecinian blokiem, a napędzeni dobrą postawą Pawła Adamajtisa byli w czwartej partii stroną dominującą. Przełożyło się to na rezultat, który wyglądał 25:19 dla gości i fani zgromadzeni w Azoty Arenie oglądali tie-break. W piątym secie lepsi okazali się siatkarze beniaminka i wygrywając 15:10, zanotowali drugie zwycięstwo w tym sezonie.

Kolejkę zamykał wczorajszy pojedynek między Cuprum Lubin, a GKS-em Katowice. Po ostatnich dobrych wynikach obu drużyn, spotkanie to zapowiadało się bardzo dobrze. Od samego początku widowisko było niezwykle ciekawe. W premierowej odsłonie obie strony prezentowały się solidnie i widać było, że nie chcą rozpocząć tego meczu źle. Efektem tego była bardzo nerwowa końcówka, w której większym sprytem wykazali się siatkarze Piotra Gruszki, triumfując 35:33. Warto wspomnieć, że przyjezdni zanotowali w tej partii aż 6 bloków. W drugim starciu gospodarze pragnęli za wszelką cenę się zrewanżować. Świetnie przyjmowali (75% przyjęcia dokładnego i 42% perfekcyjnego), co przełożyło się na atak, gdzie zanotowali skuteczność 65%. Miało to duży wpływ na wynik tego seta. Gospodarze zwyciężyli 25:18 i wyrównali stan gry. Trzeci set to także przewaga Cuprum. Podopieczni George Cretu znów dobrze spisywali się zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Zaowocowało to spokojnym kontrolowaniem gry i w efekcie lubinianie wygrali tę odsłonę do 21. W kolejnej partii obudzili się zawodnicy beniaminka. Katowiczanie zdobyli dwa „oczka” z pola serwisowego i trzykrotnie zatrzymali gospodarzy blokiem. Pomogło im to w zwycięstwie, które odnieśli w stanie 25:21, doprowadzając do piątego starcia. W tie-breaku przewagę mieli już siatkarze Cuprum. Ich dokładne przyjęcie stało na poziomie 70%, zaś perfekcyjne wynosiło 40%. W konsekwencji lubinianie triumfowali 15;10 i dopisali do swojego konta cenne dwa punkty.

Komplet wyników 12. kolejki:

Cerrad Czarni Radom – Jastrzębski Węgiel 1:3 (23:25, 28:26, 16:25, 23:25)
MVP: Scott Touzinsky

PGE Skra Bełchatów – Indykpol AZS Olsztyn 3:1 (25:27, 25:22, 25:13, 25:21)
MVP: Artur Szalpuk

ZAKSA Kędzierzyn Koźle – Effector Kielce 3:0 (28:26, 25:18, 25:21)
MVP: Mateusz Bieniek

Onico AZS Politechnika Warszawska – MKS Będzin 3:2 (26:28, 23:25, 25:18, 25:18, 15:6)
MVP: Paweł Zagumny

Asseco Resovia Rzeszów – BBTS Bielsko-Biała 3:2 (28:30, 25:16, 21:25, 25;18, 15:7)
MVP: Gavin Schmitt

LOTOS Trefl Gdańsk – Łuczniczka Bydgoszcz 3:1 (36:38, 25:18, 25:14, 25:18)
MVP: Dmytro Pashytskyy

Espadon Szczecin – AZS Częstochowa 3:2 (21:25, 25:20, 25:23, 19:25, 15:10)
MVP: Michał Ruciak

Cuprum Lubin – GKS Katowice 3:2 (33:35, 25:18, 25:20, 21:25, 15:10)
MVP: Łukasz Kaczmarek