Reprezentacja Polski uległa w finale Mistrzostw Świata drużynie Włoch i tym samym nie obroniła tytułu. Srebrny medal jest jednak ogromnym sukcesem podopiecznych Nikoli Grbicia, którzy prezentowali się bardzo dobrze podczas całego turnieju. O smaku tego krążka, przebiegu spotkania i budowaniu nowej drużyny narodowej rozmawialiśmy z Bartoszem Kurkiem, kapitanem Biało-czerwonych.

Miało być tak pięknie, śniliśmy kolejny sen o złocie. Zabrakło naprawdę niewiele do szczęścia.

Bartosz Kurek: I jest! Może nie jakoś bardzo różowo, bo jednak jakaś mała łyżka dziegciu wpadła. Musimy jednak zrozumieć, że żyjemy w czasach siatkarskiego luksusu w Polsce. Coś co kilkanaście lat temu byłoby olbrzymim sukcesem, my dzisiaj traktujemy w ramach małego rozczarowania. Jednak to dobrze! Dobrze, bo trzeba mierzyć jak najwyżej. Myślę, że po czasie przyjdzie chłodna ocena tego turnieju. Wydaje mi się, że w naszym wykonaniu był to naprawdę dobry turniej, a zabrakło tego “plusika”.

Giannelli jest dobrym rozgrywającym, potrafi bardzo dużo dać drużynie – zagrywkę, bloki i obronę. Spodziewaliście się aż tak wysokiego poziomu gry ze strony Włochów?

Tak, muszę powiedzieć, że spodziewaliśmy się bardzo wysokiego poziomu. Analizowaliśmy ich grę i wiedzieliśmy, że prezentują się bardzo dobrze. Uważam jednak, że my również mamy swoje atuty, aby się przeciwstawić Włochom. Giannelli, Michieletto, Lavia to nie są zawodnicy, których da się “wyłączyć” z meczu, można ich jedynie ograniczyć. W tym finale jednak to oni nas ograniczyli a nie my ich.

Zostając kapitanem drużyny narodowej, mówiłeś, że chcesz dać tej drużynie trochę ognia, jak trzeba będzie, ale też gasić ewentualne pożary. Dzisiaj tego ognia nie wystarczyło, czy jednak presja odbiła się negatywnie?

Zostawmy tematy presji. Czasami trzeba stanąć przed lustrem, spojrzeć sobie w twarz i powiedzieć, że rywale byli od nas lepsi, po prostu lepsi sportowo na boisku. Włosi lepiej wykonywali elementy techniczne, a dlaczego? To już jest materiał do dalszej analizy. Z pewnością nasz sztab i my jesteśmy ludźmi, którzy dobrze to przeanalizują, bo nie przyjmiemy tego srebra i nie zaakceptujemy tego, tylko będziemy wymagać od siebie jeszcze więcej w przyszłości.

Jaki był przełomowy moment w tym spotkaniu?

To nie był mecz momentów, nie był to mecz przełamania. Myślałem, że może ten pierwszy set będzie przełomowy i skoro wygraliśmy seta, którego nie powinniśmy w zasadzie wygrać, to nastąpi jakieś przełamanie. Jednak to nie był mecz momentów, tu po prostu sportowo jedna drużyna była lepsza od drugiej. Należy to zaakceptować w tym momencie, ale ciągle pracować, żeby tych błędów nie powielać w przyszłości.

W trakcie meczu pojawiła się frustracja na grę obronną Włochów? Zagrali rewelacyjnie w obronie, wyciągając praktycznie wszystko co można było.

Grali dobrze w każdym elemencie. Byliśmy na to przygotowani, bo ja i moi koledzy graliśmy przeciwko nim niejednokrotnie. Poza tym graliśmy również przeciwko zespołom, które broniły jeszcze lepiej, a te mecze udawało się wygrywać. Włosi w finale nie tylko rewelacyjnie bronili, ale też grali dobrze w ataku. Super zagrał ich rozgrywający, grozili atakami ze środka, więc ciężko było się nam zaczepić.

z Katowic Emilia Kotarska