Przed startem rozgrywek, srebro PlusLigi i Puchar Polski sezonu 2014/2015 było czymś w rodzaju mission impossible dla LOTOSU Trefla Gdańsk. Tymczasem, jak się później okazało, misja wcale nie była taka niemożliwa. Kwiat LOTOSU, po wielu nieudanych sezonach od zamknięcia ligi, wreszcie miał okazję rozkwitnąć.

A wszystko zaczęło się tak…

Poprzedni sezon drużyna z Gdańska zakończyła dopiero na 10. miejscu, co było największym rozczarowaniem ligi. Zespół przymierzany początkowo do miejsc 5-6, nie zakwalifikował się do fazy play-off. To był początek końca drużyny, która przed sezonem typowana była na „czarnego konia” rozgrywek. Rozczarowani słabymi wynikami, włodarze klubu postanowili zakończyć współpracę z ówczesnym trenerem Radosławem Panasem, statystykiem Rafałem Murczkiewiczem i  siedmioma zawodnikami. Z klubem pożegnali się Grzegorz Łomacz i Paweł Rusek (obaj przeszli do beniaminka, KS Cuprum Lubin), Robert Milczarek (MKS Banimex Będzin), Jakub Jarosz (Transfer Bydgoszcz), Wojciech Żaliński (Cerrad Czarni Radom), Maciej Zajder (Indykpol AZS Olsztyn) i Paweł Mikołajczak (AZS Politechnika Warszawska). Sławomir Zemlik, znajdujący się w szerokim składzie, został wypożyczony do Aich/Dob Posojilnica, a Michał Zaborowski zdecydował się na zawieszenie kariery . Pożegnań w LOTOSIE było więc sporo, a klub milczał dość długo, nie ogłaszając żadnych transferów.

Jednak, jak to mówią, co się odwlecze, to nie uciecze. Pierwszą bombą transferową było ogłoszenie, że to Andrea Anastasi, były szkoleniowiec reprezentacji Polski, stanie na czele nadmorskiego statku. Jako zawodnik, popularny AA, zdobył złoty medal mistrzostw Świata (1990) i mistrzostw Europy (1989), a także krążek z najcenniejszego kruszcu podczas Ligi Światowej w 1990. Anastasi poszczycić się może również trzykrotnym triumfem w Pucharze CEV (1983, 1986, 1991). Po zawieszeniu butów na sznurku AA zdecydował się na rozpoczęcie pracy trenerskiej. Z licznymi sukcesami prowadził kilka klubów włoskich a w latach 1999-2003 był trenerem reprezentacji swojego kraju, z którą zdobył dwukrotnie mistrzostwo Europy w 1999 i 2003 roku, wicemistrzostwo Europy w 2001 roku, brąz na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney oraz dwukrotnie wygrywał Ligę Światową (1999 i 2000). W 2007 roku podczas mistrzostw Europy z reprezentacją Hiszpanii stanął na najwyższym stopniu podium. 3 lutego 2011 roku został wybrany na trenera reprezentacji biało-czerwonych, a 23 lutego podpisał kontrakt. Polska pod jego wodzą w jednym roku zdobyła trzy medale na wszystkich możliwych imprezach międzynarodowych w 2011 roku (brąz LŚ, brąz ME i srebro w PŚ). Potem jeszcze złoto Ligi Światowej w 2012. Nic więc dziwnego, że zarząd LOTOSU Trefla Gdańsk ściągnął nad morze tego szkoleniowca, by zmienić historię klubu. Anastasi okazał się strzałem w dziesiątkę. Za jego namową umowy z klubem podpisali: Marco Falaschi (poprzednio Budvanska Rivijera Budva), Sebastian Schwarz (Generali Haching) – brązowy medalista MŚ 2014, Murphy Troy (Saint-Nazaire VBA), Piotr Gacek (ZAKSA Kędzierzyn-Koźle), Wojciech Grzyb (Asseco Resovia Rzeszów) i Mateusz Mika (Montpellier) – Mistrz Świata 2014. Do Gdańska z wypożyczenia wrócił też Damian Schulz. Z zawodników z poprzedniego sezonu w klubie zostali: Bartosz Gawryszewski, Mateusz Czunkiewicz, Artur Ratajczak, Przemysław Stępień, Krzysztof Wierzbowski, Sławomir Stolc, Moustapha M’Baye. Sztab szkoleniowy natomiast uzupełnił Karol Rędzioch, a pomagał mu statystyk Młodej Ligi, Kornel Kiliński.

Nowa drużyna LOTOSU Trefla rozpoczęła przygotowania do nowego sezonu w niepełnym składzie. W czasie treningów i niektórych spotkań gdańszczan wspierał Marcin Wika. Podopieczni Andrei Anastasiego w okresie przygotowawczym rozegrali sparing z reprezentacją Egiptu, który wygrali 4:1. Dwukrotnie zmierzyli się z ekipą Ślepska Suwałki w hali AWFiS. W pierwszym meczu wygrali 3:2, w drugim padł remis 2:2 (umówiono się na rozegranie czterech setów). Następnym krokiem w kierunku szukania stylu gry był występ w Turnieju o Puchar Burmistrza Ornety. Pierwszego dnia LOTOS przegrał z Olsztynem w zaledwie trzech setach. Następnego dnia zmagań gdańszczanie zmazali plamę i pokonali AZS Politechnikę Warszawską, 3:1. Kolejny turniej, w Rypinie, to również jedna porażka (z Cerradem Czarnymi Radom – 0:3) i jedna wygrana (z Transferem Bydgoszcz – 3:2). Falująca forma gdańszczan w tym okresie dziwić nie mogła, bowiem Anastasi rotował składem niemal w każdym spotkaniu, dając pograć wszystkim zawodnikom. Znaczący triumf gdańszczanie odnieśli w X Memoriale Arkadiusza Gołasia, pokonując w finale Cuprum Lubin. Czterech graczy LOTOSU zostało wtedy uhonorowanych nagrodami indywidualnymi. MVP całego turnieju wybrano Mateusza Mikę. Wojciech Grzyb został najlepiej zagrywającym zawodnikiem, a do tego dołożył statuetkę najlepszego zawodnika finałowego spotkania. Natomiast Bartosz Gawryszewski okazał się najlepszy na swojej pozycji, podobnie jak Marco Falaschi, który był bezkonkurencyjny na rozegraniu.

Po okresie sparingowym nadszedł wreszcie czas na prezentację drużyny, której postawiono początkowo za cel awans do najlepszej ósemki. Komplet widzów w audytorium Europejskiego Centrum Solidarności obejrzał w czwartkowy wieczór wszystkich zawodników. Przed oficjalną częścią publiczność była świadkiem kilkuminutowego show Kacpra Rucińskiego, znanego artysty kabaretowego. Jako pierwszy na scenę wśród gromkich braw wybiegł żywiołowy Andrea Anastasi. Włochowi towarzyszył wykonany przez niego samego utwór Wojciecha Młynarskiego pt.: „Róbmy swoje”.  Każdy z zawodników na scenę wychodził do specjalnie dobrej muzyki. Część graczy wybierała utwory samodzielnie. Bartosza Gawryszewskiego przedstawił kawałek „Captain Jack”, mający nawiązywać do nowej roli środkowego, który po odejściu Grzegorz Łomacza przejął opaskę kapitańską. Wojciech Grzyb natomiast zdecydował się na „Hymn” Luxtorpedy. Ta pieśń stała się później, zgodnie z tytułem, swoistym hymnem ERGO ARENY. Na koniec prezentacji przyszedł czas na powitanie dwóch medalistów Mistrzostw Świata 2014. U Sebastiana Schwarza prezentacja zbiegła się z dniem urodzin, więc publiczność zebrana w ECS odśpiewała mu „Happy Birthday”. Chwilę później na scenie przy dźwiękach „Start a Fire” i wielkim aplauzie pojawił się Mateusz Mika.

„Wiara, siła, męstwo –
To nasze zwycięstwo!
Kiedy duch i serce jest silniejsze niż ciało
To ból wśród nieszczęść uczynił Cię skałą.
Tylu już przegrało, zabiła ich słabość,
Ty wśród nich wyciągasz dłoń po wygraną.
W każdym moim zwycięstwie jest pot i krew poświęceń.
Chcę ubrudzić ręce, by wybudować szczęście,
Ubrudzić ręce, by wybudować szczęście.”

„Wiara, siła, męstwo” – te trzy słowa idealnie oddają sezon w wykonaniu LOTOSU Trefla Gdańsk, ponieważ ani przez moment w klubie nad morzem nie zabrakło wiary w końcowy sukces, siły czy męstwa na boisku. Zawodnicy od początku rozgrywek bili wszystkie rekordy, jakie tylko mogły być pobite w tym klubie. Mimo tego, że nikt nie stawiał im wysoko poprzeczki na początku sezonu, siatkarze z każdym tygodniem wspinali się na szczyt PlusLigi, obierając to coraz wyższe cele do osiągnięcia. To, co jednak wydarzyło w całym sezonie, przeszło najśmielsze oczekiwania wszystkich.

W inauguracyjnym spotkaniu gdańszczanie wpisali się po raz pierwszy w tym sezonie na stałe w karty historii, bowiem nigdy wcześniej nie wygrali pierwszego meczu w PlusLidze, a tu z ogromną łatwością rozprawili się z Indykpolem AZS Olsztyn. Najlepszym zawodnikiem meczu wybrano wtedy Wojciecha Grzyba. Nikt jednak po pierwszym spotkaniu nie popadał w hurraoptymizm, bo przecież nawet największy marzyciel nie miał prawa w tym momencie myśleć o strefie medalowej. Realnie rzecz ujmując, liczono na to, że przy dobrym sezonie, zawodnicy z Gdańska uplasują się w połowie tabeli. – Z tego co słyszałem, to był też pierwszy inaugurujący mecz na tej sali, który drużyna wygrała. To też na pewno cieszy. Dodatkowo cieszy jeszcze to, że wygraliśmy z Olsztynem, a po tym meczu możemy sądzić, że będziemy z nimi rywalizować w środkowej części tabeli. Dlatego punkty zdobyte w dzisiejszym meczu są bardzo cenne.- mówił tuż po pierwszym meczu w ERGO ARENIE, popularny „Grzybek”. To był dopiero początek drogi, która na koniec sezonu zwieńczona została srebrnym medalem PlusLigi. Po meczu z Olsztynem przyszły kolejne zwycięstwa. W drugiej kolejce LOTOS pewnie pokonał ZAKSĘ Kędzierzyn Koźle (3:0), potem zdobył dwa cenne punkty w Radomiu i w brawurowy sposób zanotował siedem zwycięstw. Rozpędzony gdański walec, bo tak się zwykło mówić o LOTOSIE, zatrzymał dopiero w dziewiątej kolejce beniaminek, Cuprum Lubin. Potem Trefl pojechał do Bełchatowa, gdzie po heroicznej walce uległ dopiero w tie-breaku. Zawodnicy z Gdańska przegrywali już dwoma setami w hali „Energia”, jednak zdołali doprowadzić do piątego seta.

Cenne punkty zdobyte na wyjeździe podbudowały morale drużyny AA jeszcze bardziej, ponieważ w następnej kolejce po zaciętej, również pięciosetowej walce, wygrali z Asseco Resovią Rzeszów i stali się mistrzami tie-breaków (kolejne mecze z Jastrzębskim Węglem i AZS Politechniką Warszawską rozstrzygali także w pięciu odsłonach). Rundę rewanżową zaczęli z wysokiego „C”, pokonując kolejno Olsztyn, Kędzierzyn-Koźle, Radom, Bydgoszcz, Kielce,  Będzin. Dość niespodziewanej porażki gdańszczanie doznali na własnym terenie z AZS-em Częstochowa. W tym meczu sporo problemów sprawił im, wybrany MVP spotkania, Guillaume Samica. Po kolejnej porażce, tym razem z podopiecznymi Piotra Gruszki, zaczęto doszukiwać się spadku formy Trefla i przysłowiowego „zejścia powietrza”. Jednak gdańszczanie po raz kolejny pokazali, że nie spuszczają głów po porażkach i nie zamierzają się poddać w końcówce sezonu. Zawodnicy z Gdańska wygrali jeszcze trzy na pięć spotkań i zakończyli sezon na trzeciej pozycji w fazie zasadniczejnajlepszej w historii klubu! Kto by przed startem rozgrywek przewidział taki scenariusz? Na pierwszym miejscu Asseco Resovia Rzeszów, na drugim PGE Skra Bełchatów, a na trzeciej pozycji LOTOS Trefl Gdańsk, mający na koncie 19 wygranych przy zaledwie 7 przegranych.

W ćwierćfinale gdańszczanom przyszło mierzyć się z podopiecznymi Vitala Heynena. Przez tę rundę przeszli jak burza, pewnie pokonując bydgoszczan w dwóch meczach (dwukrotnie w stosunku 3:1). W półfinale na największą niespodziankę ligi czekała PGE Skra Bełchatów – wtedy jeszcze aktualny Mistrz Polski. Zewsząd słychać było głosy, że ekipa znad morza nie jest w stanie trzy razy wygrać z drużyną Falasci. Ale warto pamiętać, że sport, to sport i tutaj nie ma nic niemożliwego. Siatkarze Anastasiego pojechali do Bełchatowa pełni wiary we własne umiejętności i z ogromną chęcią na sprawienie kolejnej niespodzianki. Nie mieli przecież nic do stracenia! Oni mogli, podczas gdy bełchatowianie musieli. Gdańszczanie wygrali pierwsze półfinałowe spotkanie i tym samym pokazali, że wcale nie stoją na straconej pozycji. Wprawdzie drugi mecz, rozgrywany w hali na granicy Gdańska i Sopotu, przegrali, ale w kolejnym nie dali gospodarzom żadnych szans, pokonując ich bez straty seta. Skra stanęła pod ścianą. Ostatecznie, to siatkarze Anastasiego po wygranej w tie-breaku w czwartym półfinałowym meczu, zameldowali się w finale, gdzie przyszło im grać z Asseco Resovią Rzeszów. Gdańszczanie wprawdzie nie zdołali wygrać żadnego ze spotkań o złoty medal, ale nie zmienia to jednak faktu, że LOTOS Trefl w tym sezonie udowodnił, że warto marzyć, ciężko trenować i walczyć do ostatniej kropli krwi, wbrew temu co mówią inni.

Oprócz srebra PlusLigi – pierwszego w historii klubu – gdańszczanie zdobyli też Puchar Polski, kiedy to najpierw w pierwszym meczu turnieju finałowego pokonali PGE Skrę Bełchatów a potem w finale podopiecznych Andrzeja Kowala. Nikt więc nie może zarzucić klubowi z Gdańska, że którykolwiek z medali został zdobyty przez przypadek, bo o takim mowy być nie może. Anastasi stworzył nad morzem team idealny – zespół, który doskonale dogadywał się ze sobą, nie tylko na boisku, ale i poza nim. Chemia między zawodnikami i radość emanująca po każdej wygranej akcji sprawiała, że z zapartym tchem oglądało się poczynania „czarnego konia”. Efektem tego była rekordowa liczba kibiców, która śledziła mecze w Gdańsku. W poprzednich sezonach, z powodu braku wyników, ERGO ARENA, czy też Hala 100-lecia w Sopocie i AWFiS, świeciły pustkami. Teraz było zupełnie odwrotnie. W meczu fazy zasadniczej z PGE Skrą Bełchatów padł rekord kibiców, jeśli chodzi o klubowe rozgrywki w Trójmieście. Spotkanie obejrzało wówczas 10 653 kibiców!

Sukces, jakim jest srebro PlusLigi i złoto Pucharu Polski, zaowocował znakomitymi wynikami indywidualnymi siatkarzy z Gdańska, którzy znajdują się w czołówkach statystyk z tego sezonu. Murphy Troy jest najlepiej punktującym zawodnikiem. Łącznie zdobył 586 punktów w 35 meczach. Na czwartej pozycji znajduje się kolejny zawodnik Trefla, Mateusz Mika – 523 pkt. Troy wygrywa też w kategorii najlepiej atakującego, ze średnią 3,67 na set, a popularny Mikuś jest trzeci – 3,18. Jeśli chodzi o skuteczność w ataku to Amerykanin uzyskał 30, 86%, a Mistrz Świata – 30,58% (co dało 13. i 14. miejsce). Wśród najlepiej blokujących zawodników na trzeciej lokacie znajduje się Bartosz Gawryszewski (82 punktowe bloki ze średnią na set 0,61) a na piątej Wojciech Grzyb (76 punktowych bloków ze średnią na set 0,57). Wśród rozgrywających Marco Falaschi uplasował się na piątej pozycji. Jeśli chodzi o najlepiej zagrywającego zawodnika, to tutaj znów pojawia nam się postać Murphy’ego, który miał 52 punktowe zagrywki (2. miejsce tuż za Nicolasem Marechalem). W pierwszej dziesiątce w tej kategorii znaleźli się również Mateusz Mika (43 punktowe zagrywki – 8. miejsce) i Wojciech Grzyb (42 asy – 10. miejsce). Z kolei Piotr Gacek zanotował 29,38% perfekcyjnego przyjęcia, co dało mu 17. miejsce w klasyfikacji na najlepszego przyjmującego. Dodać w tym miejscu należy Sebastiana Schwarza, który miał 20% perfekcyjnego przyjęcia, przy 735 odbiorach piłki i 130 rozegranych setach. Wielokrotnie ratował swój zespół w sytuacjach podbramkowych. Nic więc dziwnego, że trener reprezentacji Polski, Stephane Antiga, powołał do kadry Mateusza Mikę, Wojciecha Grzyba i Piotra Gacka. Ci dwaj ostatni siatkarze nad morzem przeżywają właśnie kolejną młodość, niechciani w poprzednich klubach, przychodząc do Gdańska mieli jeden cel – pokazać, że są dalej w wielkiej formie. To im się udało w 100%! Odnotować trzeba również fakt, że Artur Ratajczak, Damian Schulz i Przemysław Stępień znaleźli się w kadrze B Andrzeja Kowala, która weźmie udział w Igrzyskach Europejskich i Lidze Europejskiej, a Wojciech Serafin został asystentem Jakuba Bednaruka w reprezentacji juniorów.

Co zapamiętamy z tego sezonu, oprócz znakomitych wyników sportowych? Słowem klucz w tym temacie może być „selfie”. Szkoleniowiec LOTOSU Trefla Gdańsk, przyzwyczaił nas już do tego, że jest najbardziej medialnym trenerem. Niezależnie od tego, gdzie się pojawia, wywołuje pozytywne emocje. Jego otwartość powoduje, że kibice czują się częścią gdańskiej drużyny. Są na bieżąco informowani o tym, co robi ich ukochany zespół, bowiem AA korzysta z wielu mediów społecznościowych.

Podsumowując, LOTOS Trefl Gdańsk zanotował ogromny skok w historii PlusLigi. Z dziesiątej drużyny poprzedniego sezonu wskoczył na drugą lokatę. Jak będzie w kolejnym sezonie? Czy klub wzmocni się na tyle, by nie grać kolejny sezon gołą siódemką? Czy drużyna Anastasiego udźwignie większą presję? Kiedyś Adam Małysz powiedział, że lepiej jest atakować niż bronić… Jednak gdańszczanie dokonali już raz niemożliwego, czemu więc mają nie zrobić tego drugi raz?