Trefl Gdańsk pokonał w środę Berlin Recycling Volleys w drugiej kolejce Ligi Mistrzów. Dzięki zwycięstwu bez straty seta obecnie jest liderem tabeli grupy D. O przełamaniu gdańskich lwów, sposobie na zwycięstwo i podejściu mentalnym do siatkówki rozmawialiśmy z Miłoszem Hebdą, który wybrany został najlepszym zawodnikiem spotkania.

Emilia Kotarska: Gratuluję wygranej i nagrody dla najlepszego zawodnika meczu. W sezonie 2015/2016 zostałeś MVP w meczu z DHL-em Modena, dzisiaj powtórzyłeś ten wyczyn. Pół żartem pół serio, można powiedzieć, że wolisz grać w Lidze Mistrzów niż w PlusLidze?

Miłosz Hebda: Dziękuję za gratulacje. Oczywiście, to w jakich rozgrywkach biorę aktualnie udział nie ma najmniejszego znaczenia, bo zawsze chcę grać jak najlepiej i pokazać się z dobrej strony, ale rzeczywiście, takie mecze zapadają w pamięci na dłużej. Tak jak kibice zapamiętują miłe dla nas sytuacje, tak i my cieszymy się, że możemy doświadczać tak wspaniałych rzeczy. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, dlaczego tak jest, że wolę Ligę Mistrzów. Tak po prostu wyszło (śmiech).

Przed meczem nikt nie spodziewał się Waszego zwycięstwa i to jeszcze bez straty seta. Biorąc pod uwagę słabszą postawę w ostatnich meczach PlusLigi, zdecydowanym faworytem spotkania był Berlin Recycling Volleys, a rzeczywistość okazała się zupełnie inna. W tym spotkaniu wychodziło Wam praktycznie wszystko…

Już jadąc na mecz, spodziewałem się, że wygramy. Jednak w życiu nie pomyślałbym, że wygramy 3:0. Tak jak powiedziałaś, w meczu z Berlinem wychodziło nam prawie wszystko. Zagraliśmy twardo w każdym elemencie, równo w ataku i przyjęciu. Gdy nie było ono perfekcyjne to i tak potrafiliśmy je skorygować atakiem, a przecież w siatkówce najważniejsze jest, żeby skończyć piłkę. Blok również funkcjonował na dobrym poziomie. Ten mecz przypomina mi nasze ostatnie spotkanie z Radomiem. Wtedy Czarni zagrali twardo w każdym elemencie i pokazali wyższość nad nami. Wydaje mi się, że dzisiaj my zrobiliśmy to samo z ekipą z Niemiec. Pokazaliśmy, że jesteśmy od nich lepszym zespołem, udowodniliśmy to na boisku naszą dobrą grą.

Statystyki idealnie podkreślają to, o czym mówisz –  8 do 2 w blokach dla Trefla…

Ogromy wpływ na przebieg tego meczu miała na pewno zagrywka, dzięki której ułatwialiśmy sobie grę na siatce. Bardzo dobrze spisywaliśmy się w polu serwisowym. Wprawdzie w trzeciej partii popełniliśmy sporo błędów w tym elemencie, dlatego rywale odskoczyli nam na dwa punkty, ale te błędy wynikały z podjętego ryzyka na zagrywce. „Flotowcy” posyłali trudne zagrywki, a tam jest mały margines błędu. Można w dość prosty sposób wyrzucić piłkę w aut. Na szczęście w odpowiednim momencie przyszły asy serwisowe Maćka (Muzaja – przyp. Red.) i Patryka (Niemca – przyp. Red.). Dodatkowo, rywale nie potrafili też po słabym przyjęciu wyprowadzić skutecznego ataku, bo my szczelnie stawialiśmy blok. Podobny mecz zagraliśmy właśnie z Radomiem, tylko to my byliśmy słabsi w tym elemencie.

Obraz może zawierać: 4 osoby, uśmiechnięci ludzie

W meczach plusligowych brakowało Wam również wybloków i obron, a podczas spotkania z Berlinem wyglądało  to już zupełnie inaczej…

Z Berlinem wychodziło nam po prostu wszystko, a ostatnio to Radom nie dał się złamać. My naprawdę nie zagraliśmy wtedy bardzo złego spotkania, to był słaby mecz, ale nie był tragiczny. Czarni w każdym elemencie grali dobrze. Nawet jak popełnili błąd, to twardo stali na boisku i zaraz potrafili zagrać kolejną skuteczną akcję. Moim zdaniem, zagraliśmy z nimi w miarę poprawny mecz, ale to było stanowczo za mało. Traciliśmy seriami punkty – najpierw ja posłałem piłkę w aut, za chwilę Maciej i Piter, i nagle robiło się 15:18. Tak naprawdę trzydzieści sekund grania a wynik uciekał bardzo szybko. Taka jest siatkówka, trzeba być skoncentrowanym cały czas i popełniać jak najmniej błędów.

W ostatnich meczach przeciwko ONICO czy Czarnym rzucało się w oczy, że po negatywnym przyjęciu graliście gorzej od ekip przyjezdnych. Różnica była znaczna i wydaje mi się, że to nie wynikało z braku siły w ataku a raczej odwagi w tym ataku…

Rzeczywiście, trochę jest tak, jak mówisz. Po niedokładnym przyjęciu, to czy skończysz trudną piłkę w ataku, w dużej mierze wynika z pewności siebie oraz z tego, jak czujesz się danego dnia. Jeśli jesteś choć trochę niepewny, to zaraz pojawia się wyblok czy od razu punktowy blok. Trzeba być więc twardym i pewnym swoich umiejętności. Być może to właśnie tej pewności siebie nam brakowało do tej pory. Nie jest to dla nas na pewno łatwy sezon. Nie gramy rewelacyjnie, ale z drugiej strony też nie jesteśmy potentatem tej ligi. W każdym meczu musimy walczyć, niezależnie od tego, czy gramy z Bełchatowem czy przyjeżdża do nas ekipa z Bydgoszczy. To nie jest tak, że wyjdziemy na boisko a mecz sam się wygra. W każdym spotkaniu musimy dawać z siebie maksimum, bardzo ciężko trenujemy i chcemy to potem pokazywać na parkiecie. Nie zawsze jednak to nam się udaje. Taki jest po prostu sport. Uwierzcie, że jak przegrywamy, to porażka boli najbardziej nas. Mam jednak nadzieję, że mecz z Berlinem popchnie nas do przodu i uda nam się wygrać z Będzinem, a w święta odpoczniemy i udanie rozpoczniemy Nowy Rok.

W meczu z Berlinem Recycling Volleys widać było, że postawiliście bardziej na techniczną stronę siatkówki – zdecydowanie więcej było kiwek czy plasów w porównaniu do poprzednich spotkań, kiedy większość ataków opierała się na sile. To właśnie było klucz do sukcesu w tym meczu?

Zdecydowanie tak. Te elementy biorą się z pewności siebie. Wiedzieliśmy, że gramy twardo i na wysokim poziomie. Czuliśmy pewien luz. Wtedy człowiek widzi więcej na boisku i potrafi wykorzystać nawet najmniejszą dziurę w bloku. A jak sytuacja jest niekorzystna, przeciwnik jest dużo lepszy danego dnia, to ta gra w ogóle się nie klei i strata punktowa powiększa się szybko. Atak wykonuje się, licząc na to, że może jakoś piłka wpadnie w boisko. Głowa nie pozwala odciąć się od tego, co złe i skupić na tym, co może wydarzyć się za chwilę. Często oglądając mecze, słyszę jak mówią komentatorzy, że drużyna jest zdołowana, znacznie ostaje od rywala, a przeciwnicy grają na luzie. Ale przecież jak wygrywa się 15:11 to łatwiej o luz (śmiech). Dziwne byłoby gdyby zawodnicy wtedy byli spięci. Luz w siatkówce i pewność siebie to ważne elementy. Tego nam nie brakowało podczas spotkania z Berlinem. Graliśmy naprawdę dobrze, nawet przy stanie 15:15 nie opuszczał nas dobry nastrój, bo czuliśmy, że wszystko jest w naszych rękach. Każda skuteczna akcja napędzała kolejną i tak ruszała cała fala.

Obraz może zawierać: 2 osoby

Dzisiaj rzeczywiście widać było Wasze uśmiechnięte i pełne wiary twarze. Takie zachowanie na pewno napędza do lepszego grania. W PlusLidze tego brakuje. Klucz do kolejnych zwycięstw tkwi właśnie w takim zachowaniu na boisku?

Wiadomo, że powinniśmy sobie radzić w takich trudnych sytuacjach, bo jesteśmy sportowcami. To jest nasz zawód. Nasze głowy powinny być więc odporne na stres i napędzać się tylko pozytywnymi akcjami. Łatwo się jednak o tym mówi, a w praktyce zastosować to jest znacznie trudniej. Bo jak naprawdę nie idzie, to trudno wykrzesać z siebie energię. Czasami chciałbym, żeby ktoś za nas stanął na tym boisku i spróbował zagrać, kiedy nic nie funkcjonuje tak jak powinno (śmiech).

Mecz z Berlinem będzie iskierką do lepszej gry na rodzimych parkietach?

Chcielibyśmy, żeby tak było. Przed nami ważny ligowy mecz. Liczymy na wygraną za trzy punkty. Można śmiało powiedzieć, że w tym tygodniu to jest najważniejsze spotkanie. Jeśli uda nam się zwyciężyć, to już będziemy mieć serię (śmiech) i może przedłużymy ją po świętach. Kto wie.

Dużo rozmawiamy o podejściu mentalnym do ostatnich meczów, więc w tym miejscu nie może nie pojawić się standardowe pytanie o presję, która towarzyszy Wam w PlusLidze. Wiemy, jak bardzo każdy punkt będzie ważny w końcowym rozrachunku. Czy rzeczywiście ta presja tak mocno podcina skrzydła?

Tak jak wspomniałem wcześniej, potentatem tej ligi na pewno nie jesteśmy. Chcemy być jednak jak najwyżej. Robimy, co możemy, żeby prezentować coraz lepszą siatkówkę. Jesteśmy w trudnej sytuacji, ale to jest sport. Nie zawsze jest przecież niedziela. Możemy liczyć tylko na to, że z każdym meczem będzie lepiej. Codziennie ciężko trenujemy. Wiem, że nikogo to nie obchodzi, bo liczy się tylko wynik, ale podkreślę, że naprawdę staramy się każdego dnia podnosić swoje umiejętności. Czekamy aż w końcu maszyna odpali, tak jak wszyscy tego chcemy. Chodzi też o to, że nasza drużyna to mieszanka młodości z doświadczeniem. Jest np. Ruben (Schott – [przyp. Red.), który jest bardzo spokojny, z drugiej strony jest Nikola (Mijailović – przyp. Red.) – pozytywny człowiek na boisku. Brakuje jeszcze jakiejś osoby, która pociągnęłaby zespół, bo jest za bardzo spokojny. A w trudnych momentach, w takiej drużynie jak nasza, chodzi o to, żeby zebrać się w sobie i pobudzić innych. Bo nie jesteśmy najlepsi w lidze. Musimy walczyć o każdą piłkę. Może najważniejsze jest to, żebyśmy szybko zapominali o nieudanych akcjach i szli do przodu bez analizowania tego, co się stało? Żeby więcej było pozytywnych emocji, bo one potrafią nakręcić?

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

w ERGO ARENIE rozmawiała Emilia Kotarska