W piątek 13 września rozpoczną się zmagania w grupie D mistrzostw Europy. Murowanym faworytem jest w niej oczywiście reprezentacja Polski, która nie powinna na tym etapie napotkać większych problemów. Warto jednak przyjrzeć się drużynom, z którymi na początku turnieju zmierzą się Biało-czerwoni.

Estonia

Estończycy od paru lat pukają do drzwi szeroko pojętej europejskiej czołówki. Siatkówka rozwija się w tym kraju w imponującym tempie i zyskała rzeszę fanów, którzy stali się znakiem rozpoznawczym swojej reprezentacji. Niebiesko-biało-czarni kibice zrobili furorę podczas poprzednich mistrzostw Europy w Polsce i można się spodziewać, że podobnie będzie również w tym roku. Na trybunach podczas spotkań w Rotterdamie ma zasiąść półtora tysiąca Eestich, a w Amsterdamie – tysiąc. Wszystko po to, by głośnym dopingiem wesprzeć swoich siatkarzy w walce o upragniony ćwierćfinał, którego jeszcze nigdy Niebieskim Lwom nie udało się osiągnąć.

W trakcie przygotowań niebiesko-biało-czarni rozegrali trzy spotkania kontrolne z reprezentacją Finlandii. Dwa padły łupem Estończyków (3:2 i 3:1), a z jednego zwycięsko po tie-breaku wyszli podopieczni Joela Banksa. Na początku września w Tallinie odbył się z kolei turniej towarzyski, w którym Eesti zarówno Białoruś jak i Bułgarię pokonali w stosunku 3:1.

W reprezentacji Estonii znajdziemy całą masę polskich akcentów. Największą gwiazdą drużyny jest były przyjmujący Cuprum Lubin, Robert Taht. W kadrze na Euro znalazł się również weteran Kert Toobal, który jest rekordzistą pod względem występów w drużynie z kraju Bałtów. Ponadto w skład Niebieskich Lwów wchodzą również bardzo doświadczony Ardo Kreek czy Renee Teppan, którzy także mają za sobą pobyt w PlusLidze. Nad wszystkim czuwa zaś były trener Cuprum i Asseco Resovii Rzeszów, Georghe Cretu.

Warto zatrzymać się przy selekcjonerze Estończyków, bowiem ma on ogromny wkład w rozwój tamtejszej siatkówki. Stery kadry objął w 2014 roku i od tego czasu ta dyscyplina sportu weszła w kraju Bałtów na zupełnie inny poziom. Rumuński trener zabrał się właściwie za pracę od podstaw, stawiając siatkówkę w Estonii na nogi. Odkąd został szkoleniowcem drużyny narodowej, ta dwukrotnie wygrała Ligę Europejską, triumfowała w trzeciej dywizji Ligi Światowej i uplasowała się na najlepszym w historii, jedenastym miejscu na mistrzostwach Europy w 2015 roku. Kto wie, być może tegoroczny turniej będzie dla Eesti jeszcze bardziej udany.

Holandia

Jest to drużyna dobrze znana Biało-Czerwonym, bowiem w lipcu nasi siatkarze dwukrotnie sparowali z Holendrami i odnieśli dwa bardzo pewne zwycięstwa. Niekoniecznie musi się to jednak przełożyć na imprezę rangi mistrzowskiej. Zwłaszcza, że Pomarańczowi będą jej współgospodarzami, a na niedzielnym spotkaniu z Polską organizatorzy spodziewają się kompletu fanów na trybunach. Oczywiście, zdecydowanym faworytem tego pojedynku nadal będzie reprezentacja Polski i nie ulega to żadnej wątpliwości. Trzeba jednak pamiętać, że Holendrzy potrafią zaskoczyć nawet tych najlepszych rywali. Na ubiegłorocznym mundialu przekonały się o tym choćby drużyny z Francji i Brazylii, które po starciach z Oranje schodziły z boiska pokonane.

W dorobku Pomarańczowych już dawno nie pojawiło się jednak żadne wartościowe trofeum. Czasy świetności reprezentacji Holandii to lata dziewięćdziesiąte, gdy ich złota generacja wygrała mistrzostwa Europy przed własną publicznością, sięgnęła po srebro mistrzostw świata i – co najważniejsze – triumf na Igrzyskach Olimpijskich w 1996 roku. W XXI wieku holenderscy kibice mogą już jednak tylko wspominać te piękne czasy, a nawiązanie do takich rezultatów pozostaje na ten moment w sferze marzeń.

Roberto Piazza, który w tym roku przejął reprezentację Holandii, na euroczempionacie z pewnością najbardziej liczy na kapitana, Nimira Abdel-Aziza. 27-letni bombardier to bez wątpienia najjaśniejszy punkt swojej drużyny narodowej, w której występował niegdyś jeszcze na pozycji rozgrywającego. To właśnie na nim opiera się gra Oranje i do niego kierowana jest większość piłek. Kolejna ważna postać w holenderskiej kadrze to Robbert Andringa. Przyjmujący Indykpolu AZS Olsztyn jest jednak nękany kontuzjami i w ostatnich meczach pełni rolę libero.

Okres przygotowawczy do mistrzostw Europy Holendrzy zwieńczyli meczami towarzyskimi z reprezentacją Niemiec. Zanotowali dwie porażki (4:0 i 3:1), a w ostatniej potyczce padł remis 2:2. Wcześniej podopieczni Roberto Piazzy brali udział w kwalifikacjach do Igrzysk Olimpijskich. Na turnieju w Rotterdamie pokonali Belgów i Koreańczyków, ale w drugim meczu ulegli Stanom Zjednoczonym i to właśnie Jankesi wywalczyli bezpośredni bilet do Tokio.

Czechy

Reprezentacja Czech również jest stałym bywalcem mistrzostw Europy. Największe sukcesy notowała występując jeszcze jako Czechosłowacja, trzykrotnie sięgając po tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu. Po ogłoszeniu niepodległej Republiki Czesi nie osiągali już tak spektakularnych wyników, lecz zbliżyli się do nich w 2001 roku. Na organizowanych przez siebie mistrzostwach Europy uplasowali się wówczas na czwartej pozycji i jest to jak na razie ich najlepszy rezultat.

W „czternastce” Czechów wyróżniającą się postacią jest Donovan Dzavoronok. Utalentowany 22-latek od trzech sezonów broni barw Vero Volley Monza, a w 2018 roku został wybrany najlepszym przyjmującym Ligi Europejskiej. Na prawym skrzydle naszych południowych sąsiadów liderem będzie zaś Jan Hadrava, czyli doskonale nam znany atakujący Indykpolu AZS Olsztyn. W ubiegłym sezonie zajął drugie miejsce w rankingu najlepiej punktujących i trzecie w rankingu najlepiej zagrywających siatkarzy PlusLigi. To właśnie ci dwaj gracze będą najgroźniejsi dla rywali reprezentacji Czech.

Przed turniejem Czesi rozegrali pięć spotkań towarzyskich. Na początku sierpnia po pięciu setach ulegli Słowakom, a dwa tygodnie temu udali się do Francji na sparingi z Trójkolorowymi. Potyczki te zakończyły się wygranymi gospodarzy (3:0 i 3:2). Na finiszu przygotowań podopieczni Michala Nekoli dwukrotnie zmierzyli się jeszcze z Portugalią, w obu przypadkach nie tracąc ani jednego seta.

Czarnogóra

Rozszerzenie mistrzostw Europy do 24 uczestników to szansa na pokazanie się dla drużyn, które przez ostatnie lata przebywały nieco w siatkarskim cieniu. Jedną z tych ekip jest reprezentacja Czarnogóry. Dla zespołu z Bałkanów będzie to pierwszy w historii występ na czempionacie Starego Kontynentu. Premierowy sukces Czarnogórców po utworzeniu niepodległego państwa to triumf w Lidze Europejskiej 2014.  Rok później zadebiutowali w Lidze Światowej, plasując się na trzeciej pozycji w trzeciej grupie. Dwukrotnie wygrywali również Igrzyska Małych Państw Europejskich.

Największym wydarzeniem w dotychczasowej historii czarnogórskiej siatkówki jest jednak właśnie awans na mistrzostwa Europy. W eliminacjach podopieczni Veljko Basicia rywalizowali ze Słowacją, Mołdawią oraz Islandią i zajęli drugie miejsce, co zapewniło im udział w tegorocznym czempionacie. W trakcie przygotowań do historycznej imperezy Czarnogórcy mieli nieco pod górkę. Rozegrali co prawda dwa sparingi z reprezentacją Grecji (1:3 i 3:2), lecz kluczowym elementem miały być mecze towarzyskie z Iranem. Persowie zrezygnowali jednak z podróży do Podgoricy i spotkania nie doszły do skutku.

Najbardziej rozpoznawalne postaci w szeregach reprezentacji Czarnogóry to przyjmujący – Marko Bojić oraz kapitan, Vojin Cacić. Ten pierwszy jest dobrze znany polskim kibicom, głównie z tego, że w sezonie 2011/2012 bronił barw Asseco Resovii Rzeszów. Poza tym w CV ma m.in. występy w Paris Volley czy Halkbanku Ankara, a ostatnio podpisał kontrakt ze Sportingiem Lizbona. Cacić jest z kolei nowym nabytkiem Aluronu Virtu CMC Zawiercie. Pierwszy etap swojej kariery spędził w Budvanskiej Riverze Budva, z którą wygrał wszystko na krajowym podwórku, a później reprezentował kluby z Iranu oraz Turcji.

Ukraina 

Nasi wschodni sąsiedzi wracają na EuroVolley po czternastu latach. Ich najlepszy dotychczasowy występ to szóste miejsce w 1993 roku i pobicie tego rezultatu Ukraińcom raczej nie grozi. W rankingu FIVB zajmują dopiero 54. pozycję, choć jak wiadomo nie oddaje on za bardzo rzeczywistego układu sił. Tak czy inaczej drużyny Ugisa Krastinsa nie możemy się obawiać, ale również lekceważyć.

Jeśli spojrzymy na skład reprezentacji Ukrainy, w oczy rzuca się zwłaszcza jedno nazwisko – Oleg Płotnicki. 22-latek wyróżniał się już w młodzieżowych kategoriach, a od dwóch sezonów robi furorę w lidze włoskiej, gdzie trafił z Lokomotiwu Charków. Jednym z jego największych atutów jest zagrywka. Wystarczy napisać, że w ubiegłorocznym spotkaniu z Cucine Lube Civitanova zrobił sobie strzelnicę z linii przyjęcia Biancorossich i już na początku drugiego seta miał na koncie aż… osiem asów. Nic więc dziwnego, że Ukrainiec został ściągnięty przez Sir Safety Conad Perugia i od przyszłego sezonu będzie nowym klubowym kolegą Wilfredo Leona.

Bazą przygotowawczą przed mistrzostwami dla ekipy Ugisa Krastinsa było Zaporoże. Pod koniec sierpnia ukraińscy siatkarze udali się do Macedonii Północnej, gdzie w półfinale turnieju towarzyskiego pokonali gospodarzy 3:1, a w finałowym spotkaniu w takim samym stosunku rozprawili się z Belgami. W ubiegły weekend gościli jeszcze w Tomaszowie Mazowieckim, lecz przegrali tam sparing z GKS-em Katowice.

źródło: inf. własna
fot. CEV