W sobotę podopieczni Piotra Makowskiego w trzech setach pokonali drużynę AZS-u Czestochowa. O szalonej gonitwie w drugim secie, miejscu w tabeli i kolejnym rywalu rozmawialiśmy z Mateuszem Sacharewiczem, środkowym Łuczniczki Bydgoszcz.

Emilia Kotarska: Trzecie zwycięstwo w sezonie na pewno cieszy. Na wygraną czekaliście od 7.kolejki, a to było jeszcze w listopadzie…

Mateusz Sacharewicz: Przygotowywaliśmy się do tego meczu dłuższy czas. Nawet gdy mierzyliśmy się z Warszawą, to wiedzieliśmy, że niedługo czeka nas spotkanie z akademikami spod Jasnej Góry i to jest nasz cel. Oczywiście, chcieliśmy wygrać z ONICO, ale wtedy ciężko trenowaliśmy na siłowni, żeby optymalna forma przyszła właśnie na mecz z Częstochową. Wynik tego meczu nie odzwierciedla jednak przebiegu spotkania. Mimo rezultatu 3:0 w spotkaniu było dużo walki z obu stron. Może zabrakło widowiskowej siatkówki ale najważniejsze jest to, że wyciągnęliśmy wnioski z poprzednich meczów. Mam nadzieję, że to nie będzie jednorazowy wybryk i nie będziemy czekać kolejnych dziesięciu kolejek na wygraną, a zaczniemy po prostu grać lepiej. Odbyliśmy poważne rozmowy zarówno z zarządem jak i z trenerem. Wiemy, co mamy poprawić i jak mamy pracować, żeby było lepiej. Liczę na to, że zaczniemy prezentować ładniejszą siatkówkę.

Mecz z Częstochową był tym z gatunku „za sześć punktów”. Sąsiadujecie ze sobą w tabeli, ale AZS miał o jedno zwycięstwo więcej do dzisiaj…

To był mecz nawet za więcej niż sześć punktów. Przegrany po takim meczu jest więcej niż niezadowolony. Takie spotkania w dużej mierze odbywają się w sferze mentalnej, bo to nie jest mecz na topie. Grają tutaj dwa zespoły, które zajmują ostatnie miejsce w tabeli. Nie ma więc widowiskowej siatkówki, bo nie bez powodu zespoły zajmują właśnie miejsca w dolnej części tabeli. W takim przypadku liczy się jednak serducho. Chłopakom z AZS-u na pewno tego nie zabrakło. W pierwszym secie zagrali bardzo słabo, ale w drugim mieli wszystko podane na tacy. Nie wykorzystali szansy na wyrównanie stanu meczu, a mogli zejść do szatni i rozpocząć tak jakby spotkanie od nowa. Wypuścili jednak swoją szansę. Nie wiem, czy nie wytrzymali tego fizycznie czy psychicznie. My natomiast cieszymy się z tych trzech punktów, bo wygrana bez straty seta to powód do zadowolenia. Ten mecz pomoże nam nabrać pewności siebie.

Obie drużyny walczyły dzisiaj do ostatniej piłki, dzięki czemu kibice mogli zobaczyć mnóstwo efektownych parad w obronie… Zostawiliście mnóstwo serca na parkiecie…

Pomimo tego, że przegraliśmy prawie wszystkie spotkania w PlusLidze, uważam, że w naszych spotkaniach rzadko kiedy brakowało walki na boisku. Mogę wymienić trzy mecze, które przegraliśmy w fatalnym stylu. W pozostałych zawsze walczyliśmy, ale nie przekładało się to na wynik. Fajną pracę wykonał sztab szkoleniowy, nasza taktyka dzisiaj się sprawdziła. Grało nam się dużo łatwiej. Może bloków nie było dużo, ale dzięki temu, że wiedzieliśmy, gdzie rozgrywający może zagrać, mogliśmy dobrze ustawić się w obronie. Myślę, że te ostatnie dwa tygodnie ciężkiego treningu przyniosły rezultaty.

Zgodzisz się z tym, że kluczowy dzisiaj był ten drugi set,w którym częstochowianie wypracowali sobie dużą przewagę, którą roztrwonili w końcówce, a Wy wykorzystaliście ich chwilę słabości? W trakcie tej partii pojawiły się chwile zwątpienia, że ten set jest już przegrany?

Cały czas staraliśmy się myśleć w ten sposób, że ten set jest jeszcze do wyciągnięcia. Oni mieli wszystkie atuty, żeby tego seta wygrać, ale wypuścili go z rąk, a my to wykorzystaliśmy. Pozwolili nam wrócić do gry. Można nawet powiedzieć, że pomogli nam w pewnym sensie, popełniając większą liczbę błędów własnych. Tak właśnie wygląda siatkówka drużyn, które zajmują odpowiednie miejsce w tabeli. Błędy są nieodłącznym elementem siatkówki. Nam udało się ich popełnić mniej, dzięki temu wyciągnęliśmy ten wynik. W trzecim secie rywale też mieli nawet piłkę setową. W naszej drużynie pojawił się jednak Kacper Bobrowski, który jeszcze w południe grał mecz w Młodej Lidze, a tutaj zrobił asa w najważniejszym momencie meczu. To jest wartość dodana drużyny. Świadczy to o tym, że możemy liczyć na siebie, niezależnie od wieku i doświadczenia.

Teraz czeka Was wyjazd na niezwykle trudny teren. W Uranii zmierzycie się z Indykpolem AZS-em Olsztyn, który walczy o pierwszą „czwórkę”…

Olsztyn walczy o to, żeby znaleźć się w tej pierwszej czwórce, która gwarantuje walkę o medale, a my walczymy o to, żeby z tej ostatniej czwórki się wydostać. Jesteśmy po dwóch stronach tabeli, ale jeżeli będziemy grać na odpowiednim poziomie, to możemy powalczyć. Uważam, że miejsce w tabeli nie odzwierciedla potencjału naszej drużyny. Oczywiście, każdy zespół może tak powiedzieć, ale ja jestem przekonany, że powinniśmy grać o inne miejsce – dzewiąte czy dziesiąte byłoby adekwatną lokatą. Słaby początek sezonu sprawił jednak, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Musimy teraz walczyć w każdym meczu, niezależnie od tego kto stoi po drugiej stronie siatki, bo czas ucieka, a zwycięstwo brakuje.

W sobotę rozmawiała Emilia Kotarska