Łuczniczka Bydgoszcz w piątek przegrała u siebie z Indykpolem AZS Olsztyn. O przebiegu spotkania, falowanej grze, przygotowaniach do sezonu i drużynie rozmawialiśmy z Mateuszem Sacharewiczem,  środkowym drużyny znad Brdy.

Pierwsze dwa sety piątkowego spotkania to bardzo słaba postawa podopiecznych Piotra Makowskiego, którzy przegrali do 18- i 16. Dopiero w trzeciej partii siatkarze Łuczniczki obudzili się i zaczęli grać zdecydowanie lepiej, to jednak nie wystarczyło na przedłużenie losów tego spotkania. –  Nie ma co ukrywać, ponieśliśmy sromotną porażkę. Nie zagraliśmy niczego, co chcieliśmy zagrać. W dwóch pierwszy setach wszyscy widzieli, co się stało. Przerwa nam potem trochę pomogła. Uspokoiła nas przede wszystkim. Tak naprawdę nawet nie wiem, kiedy przegraliśmy tę czwartą partię. Jakby ktoś mnie teraz spytał, w którym momencie to się stało, to odpowiedziałbym, że naprawdę nie wiem. To działo się tak szybko. Było bodajże po 13, a nagle zrobiło się 14:25 dla Olsztyna. Kuriozalna sytuacja. Może wystraszyliśmy się, że możemy w końcu wygrać i zdobyć jakieś punkty. Cieszy jednak to, że gdzieś tam jest jakaś maleńka iskra nadziei, że idzie to w dobrym kierunku. – komentował po meczu Mateusz Sacharewicz, środkowy bydgoszczan.

Siatkarze znad Brdy w kolejnych spotkaniach muszą szukać pierwszych punktów, by opuścić dół tabeli. – Teraz mamy teoretycznie łatwiejszych przeciwników. Gramy z Częstochową, Bielskiem i Kielcami. Tak naprawdę to jednak boisko zweryfikuje, czy są w naszym zasięgu. Żeby myśleć o korzystnym rezultacie bydgoszczanie muszą ustabilizować formę i zachować koncentrację od początku do końca spotkania. – Największą bolączką na ten moment jest nasza falująca gra. Przychodzi taki moment, że tracimy pięć, sześć, czy siedem punktów w jednym ustawieniu. To jest nasz problem. Gdzieś ucieka przyjęcie. Jeśli już przyjmiemy, to znów nie kończymy ataku. Musimy wykluczyć te błędy, bo w przeciwnym razie będzie nam bardzo ciężko ugrać jakieś punkty. Mamy przecież kim kończyć te piłki. Nie wiem więc, dlaczego dzieje się tak, że ich nie kończymy. Staramy się robić krok do przodu względem poprzednich spotkań. Aczkolwiek, jeśli spojrzymy na tablicę wyników, to znów widać, że zagraliśmy jeden dobry set a trzy bardzo kiepskie. Można się może nie tyle co wstydzić, ale trzeba zaznaczyć, że nie ma powodów do dumy. Ktoś znów powie, ze fajnie, bo była walka, ale jak się przegrywa do 14,16, czy 18 to walka w jednym secie to za mało.  – mówi środkowy.

Podopieczni Piotra Makowskiego muszą jak najszybciej zapomnieć o falstarcie i skupić się na tym, co przed nimi. – Nie ma co spuszczać głowy. Trzeba ciężko trenować, szybko zapomnieć o tym kiepskim początku sezonu. Nikt z nas w najczarniejszych snach nie wyobrażał sobie, że w trzech meczach nie zdobędziemy żadnego punktu i ugramy tylko dwa sety. Zostaliśmy dosyć mocno sprowadzeni na ziemię. Teraz nie zostaje nic innego jak szukać dobrego wyniku. Wierzę w to, że jak wygramy jeden mecz to przyjdzie przełamanie i będzie to zupełnie inaczej wyglądało. Bydgoszczanie przed sezonem prezentowali się z naprawdę dobrej strony, walczyli jak równy z równym podczas Memoriału Ambroziaka. Jednak to dopiero PlusLiga weryfikuje formę zawodników. – Po raz kolejny potwierdza się to, że liga weryfikuje dyspozycję.Turnieje przedsezonowe są fajne, można walczyć, wygrywać, ale to w lidze zaczyna się poważne granie. Wierzę, że mimo słabego początku, wszyscy wyciągniemy wnioski i każdy da coś od siebie. Tak jak mówię, to są trzy mecze, a tego grania  w tym sezonie jest naprawdę dużo. Jeżeli zdobędziemy sporo punktów, to nikt nie będzie pamiętał o tym, że Łuczniczka po trzech meczach była na samym dole tabeli. – komentuje Sacharewicz.

Dla Mateusza to pierwszy sezon w Bydgoszczy. Zawodnik ten jednak nie miał problemu z przenosinami do nowego miasta. – Z aklimatyzacją w Pluslidze to jest tak, że przebiega ona bardzo szybko. Większość chłopaków się jednak już zna, bo albo znamy się osobiście, albo po prostu z boiska. Do drużyny trafiło kilku nowych siatkarzy, którzy dopiero wchodzili do ligi, więc trzeba było ich poznać. Tak naprawdę aklimatyzacja jest szybkim procesem – albo jest ta przysłowiowa „chemia” w drużynie, albo jej nie ma. Albo jest fajnie w szatni i nie wychodzi się z niej po pięciu minutach po treningu, albo jest średnio i idzie się do pracy, a potem wraca do domu. W tym przypadku wygląda to tak, że nie chodzimy do pracy, a przychodzimy potrenować z pasją i dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. Po czym dodaje – Nie ma co ukrywać. Nikt z nas nie chce być takim rzemieślnikiem, który przyjdzie, odbębni swoje i pójdzie dalej.  Jeżeli mnie osobiście granie przestanie sprawiać przyjemność, to pójdę do pośredniaka, poszukam sobie innej pracy i po prostu zajmę się czymś innym, bo nie widzę sensu w zawodowym uprawianiu sportu bez żadnej pasji.

Sacharewicz poprzedni sezon zakończył na pierwszym miejscu wśród najlepiej blokujących zawodników w „Lidze Mistrzów Świata” – Chcę grać tak długo, jak zdrowie mi na pozwoli. Mam nadzieję, że to może będzie do pięćdziesiątego roku życia (śmiech). Mam taki cichy plan, ale jak to będzie, to zobaczymy. W tamtym sezonie – rzeczywiście – byłem najlepszym blokującym, ale odcinam się od tego, co było, bo przede mną nowy sezon i nowe wyzwania. Nie chciałbym jechać na jednorazowej opinii. Pokazałem, że można nie mieć dwóch metrów i dobrze spisywać się w bloku, a za to, że przeciwnicy trafiali w moje ręce – to mogę im tylko podziękować podziękować (śmiech). Staram się teraz skupiać na aktualnej grze i pracować na kolejne dobre miejsca w rankingach.

Łuczniczka Bydgoszcz jest jedną z najmłodszych drużyn w rodzimej lidze. – Jestem czwarty z najstarszych w drużynie zawodników, co mnie szokuje. Nie wiem, czy już mam zacząć się martwić… włosów też już mam coraz mniej (śmiech), ale ja czuję się w dalszym ciągu jakbym miał osiemnaście lat. Tak naprawdę to kończę dopiero 27 lat, więc nie jestem znów taki stary, ale naprawdę mamy bardzo młodą drużynę. Wiadomo, młodość wiąże się często z brakiem cierpliwości, podejmowaniem różnych decyzji – zarówno w życiu jak i sporcie. Im człowiek starszy, tym troszeczkę inaczej patrzy na niektóre rzeczy. Tak samo jest w siatkówce, im więcej rozegranych spotkań, tym więcej spokoju np. przy najważniejszej piłce. Myślę, że jeżeli to będziemy fajnie dozować, to młodość będzie naszym atutem, a nie przeszkodą. – komentuje strukturę wiekową bydgoskiej ekipy Mateusz.

W sezonie 2016/2017 mecze odbywają się bez przerw technicznych. Identyczny system zastosowano podczas Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Co na ten temat myśli środkowy? – Ja już przyzwyczaiłem się do tego, że nie ma przerw technicznych. Cieszę się, bo jednak różnie z nimi bywało, ale nie rozumiem z punktu widzenia zawodnika dziesięciominutowej przerwy. Oczywiście – marketingowo – jest to super posunięcie, bo można w telewizji puścić dużo reklam, podczas meczu zorganizować jakieś eventy dla kibiców czy pójść coś zjeść. Od tej strony wszystko rozumiem, wszystko jest logiczne. Ale dla nas, zawodników, to jest tak, jak pójść do szatni na chwilę, posiedzieć i za moment wrócić do grania. Trzeba to jednak zaakceptować, nie ma co marudzić. Na pewno ta przerwa będzie pomagała tym, którzy przegrywają, a przeszkadzała tym, którzy wygrywają. Trzeba więc utrzymać koncentrację przez cały ten czas.- komentuje Sacharewicz.

Rozmawiała: Emilia Kotarska