Występ w tegorocznej edycji PreZero Grand Prix Polskiej Ligi Siatkówki Staropolanka Cuprum Lubin zakończyła z brązowym medalem na szyi. O udziale w turnieju, innowacyjnym systemie gry 4×4 i nowym sezonie rozmawialiśmy z Marcinem Walińskim, przyjmującym Miedziowych.

Emilia Kotarska: Brązowy medal zdobyty podczas II edycji PreZero Grand Prix Polskiej Ligi Siatkówki to dobry prognostyk przed startem nowego sezonu?

Marcin Waliński: Cieszymy się z takiego początku przygotowań. Osobiście jestem zadowolony z rezultatu, tym bardziej, że dopiero rozpoczynam swoją przygodę z drużyną z Lubina. Dla mnie ten turniej był niejako zwieńczeniem sezonu plażowego, pomimo różnicy w systemach gry. Pokrzepiający akcent na samym początku przygotowań to zawsze dobry prognostyk, bo przecież lepiej jest wygrywać niż przegrywać (śmiech). Każdy z nas wychodził na boisko po to, żeby odnieść zwycięstwo. Sportowa rywalizacja była widoczna, uśmieszków pod siatką nie brakowało (śmiech). Wydaje mi się, że zagraliśmy naprawdę fajną siatkówkę dla oka. Trzecie miejsce nas cieszy, chociaż zabrakło niewiele, żeby zagrać w finale, pozostaje więc lekki niedosyt.

Jako miłośnik klasycznej siatkówki jak oceniasz system gry 4×4 i ten przysłowiowy start sezonu?

Szczerze mówiąc, to był prawdziwy „start”. Większość drużyn nie była przygotowana do gry na plaży. Jednak nie było to wcale najważniejsze. Warto podkreślić, że PreZero Grand Prix było fajnym przetarciem przed sezonem przygotowawczym pod względem wydolnościowym. Uważam, że taki turniej to ciekawe wyzwanie. System 4×4 jest zdecydowanie innym rodzajem gry, ale myślę, że jest to miłe dla oka nie tylko dla kibiców na trybunach, ale w telewizji też interesująco to wyglądało. Można było kombinować z  rozegraniem i próbować różnych wariantów (śmiech). Generalnie rzecz biorąc naprawdę wyciągaliśmy fajne wnioski z obserwacji systemów gry poszczególnych drużyn i prezentowaliśmy kawał dobrej siatkówki, zaskakując przy tym rywali. Myślę, że najlepsze dopiero przed nami, możemy jeszcze odkryć wiele nietypowych zagrań w tej odmianie gry na piasku (śmiech).

Ciężkie życie „plażowicza”, w tym roku pogoda zdecydowanie Was nie rozpieszczała. W czwartek ulewny deszcz, w niedzielę upał, ale żadnej z drużyn to nie przeszkadzało, wszyscy zażarcie walczyli o każdą piłkę.

W czwartek nie mieliśmy szczęścia, graliśmy w ścianie deszczu. Z drugiej strony wiadomo też, że trudno gra się w pełnym słońcu, jeśli ktoś nie spędza czasu na piasku, to już w ogóle może mieć problem z dostosowaniem się do warunków pogodowych. Najlepszą pogodę mieliśmy w trakcie meczu o brąz, było ciepło, ale słońce schowało się za chmurami, więc grało się naprawdę przyjemnie. Pomimo słabej pogody na początku turnieju, poradziliśmy sobie całkiem nieźle. Wszystkie drużyny grały na wysokim poziomie i prezentowały się z naprawdę dobrej strony.

Nowy sezon – nowe wyzwanie. Zaznaczasz swoją obecność w kolejnym punkcie na mapie PlusLigi. Przeprowadzasz się wraz z rodziną z mroźnych Suwałk do Lubina. Jakie czynniki zadecydowały o wyborze drużyny Miedziowych?

Wychodzę z założenia, że niezależnie od wieku, trzeba stawiać przed sobą nowe wyzwania. Mówiąc szczerze, nie byłem przewidziany w składzie na kolejny sezon w drużynie z Suwałk, więc szukałem innej możliwości do gry. Wybrałem Cuprum, bo powstaje tutaj ciekawy projekt. Rozmawiałem o wizji drużyny z trenerem, spodobał mi się pomysł i zdecydowałem się na podjęcie tego wyzwania. Chcę zdobyć kolejne doświadczenia i iść do przodu, to mnie motywuje.

Mówisz o ciekawym wyzwaniu przed całą drużyną. Skład przedstawia się rzeczywiście interesująco – mieszanka młodości i solidnych plusligowców. Do tego trener – można powiedzieć jeszcze wciąż na początku dorobku – wcześniej znany jako doskonały zawodnik. Jakie cele stawiacie przed sobą na ten nowy sezon?

Nigdy nie wychodzę z założenia, że będziemy bić się o utrzymanie, bo nie o to w sporcie chodzi. Takie podejście niczego dobrego też nie przynosi. Trzeba stawiać sobie wysokie cele, w innym przypadku człowiek się w ogóle nie rozwija. Jest przecież nawet takie powiedzenie, mierzysz w księżyc, możesz sięgnąć gwiazd. Dlatego najważniejsze jest to, żeby patrzeć w dobrym kierunku i tam zmierzać. My, jako doświadczeni zawodnicy, mamy stworzyć wraz z młodymi przede wszystkim grupę, która będzie się wzajemnie wspierać, ale też pokazywać młodym kierunek, bo młodzi zawodnicy muszą mieć z kogo brać przykład. To chyba będzie naszym motorem napędowym. Paweł Rusek (trener Cuprum Lubin – przyp.red.) jako zawodnik był niezwykłym „pracusiem” i tego samego wymaga od nas. To jest fajne, bo tylko dzięki treningom można stawać się lepszym. Ciężka praca ma później przełożenie na mecze. Chcemy pokazać się z dobrej strony w sezonie, ale też chcemy, żeby nasza gra po prostu cieszyła oko. Nie zapominamy jednak o tym, że musimy być przede wszystkim skuteczni na boisku (śmiech). Musimy zbierać punkty do ligowej tabeli, wówczas będziemy się też rozwijać jako zespół i wzajemnie napędzać do lepszej gry.

Wspominasz o wsparciu dla młodych zawodników – Twój przykład pokazuje, że to jest naprawdę ważne pod względem mentalnym. Kiedy przechodziłeś z Młodej Ligi do plusligowej drużyny z Bydgoszczy naprawdę miałeś się od kogo uczyć. Czujesz na sobie taki obowiązek pomocy młodszym?

Na początku trzeba rozróżnić trochę czasy, bo kiedy ja byłem młodzikiem czy juniorem to jednak wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Trochę lat już minęło. Kiedy wchodziłem do seniorskiej siatkówki to na pewno powitania znacznie się różniły od tych obecnie (śmiech). Myślę, że teraz czasy są bardziej łaskawe dla młodzieży. My zostaliśmy wychowani trochę inaczej pod względem siatkarskim, czas jednak gna do przodu, ale jako doświadczeni zawodnicy chcemy pomagać młodszym. Możemy ich wspierać jako ci nie tylko bardziej doświadczeni ale też jako ci, którzy już trochę w swoim życiu przegrali, znają smak porażki, znają również zawodników z przeciwnych drużyn i realia PlusLigi. Myślę, że w tym miejscu warto wspomnieć o atmosferze i kontaktach zawodników z trenerem. To jest niezwykle ważne. Fajne jest to, kiedy zawodnicy mogą coś wspólnie ustalić z trenerem, bo on ma czas, żeby ich wysłuchać. Oczywiście, potem to wszystko analizuje i ostateczne słowo należy do niego. To, co on powie, to tego słuchamy.

Obecnie największym marzeniem kibiców jest powrót na trybuny. Wszyscy czekamy z utęsknieniem na ten moment.

Dla zawodników, kibice są energią, której nie da się znikąd zaczerpnąć. Jak nie ma publiczności na trybunach, gra się naprawdę ciężko. Kibice potrafią ponieść swoją drużynę. Jako zawodnicy tęsknimy za dopingiem, oklaskami, możliwością spotkania i porozmawiania z nimi. Gra przy pustych trybunach, to jak gra na treningu. Wiadomo, że jest skupienie na meczu, bo gra toczy się o punkty, ale jest zupełnie inaczej. W głowach siedzi wciąż myśl, czy uda się w tym sezonie grać z kibicami, czy będzie tak jak w poprzednim, głucho i pusto. Życzymy nam wszystkim, mediom, ludziom pracującym przy organizacji meczów powrotu kibiców, żebyśmy mogli poczuć takie same emocje jak kiedyś. Tej niesamowitej energii naprawdę nam brakuje.

Wracając do poprzedniej Twojej wypowiedzi, zdradź w takim razie tajemnicę, jaki chrzest bojowy przygotowaliście młodszym i przez jaki chrzest bojowy Ty musiałeś przejść.

Nie będę już wracał do moich czasów, to było tak dawno (śmiech). Może niekoniecznie to był chrzest bojowy, ale chodzi po prostu o to, że trafiało się do grupy facetów, którzy byli już dojrzali, mieli założone rodziny i inne spojrzenie na świat. Czasy były zupełnie inne. Jako młodsi musieliśmy wszystko ogarniać sami, nosiliśmy wodę, ręczniki i liczyliśmy piłki. Teraz jest troszkę inaczej. Tyle mogę zdradzić, bo jeszcze wyjdzie, że psioczę na dawnych kolegów, którzy byli ze mną w zespole (śmiech). Może jeszcze wymyślimy jakiś chrzest bojowy dla młodych zawodników.

rozmawiała Emilia Kotarska
fot. Anna Jaźwińska-Curyłło