Marcin Janusz przez ostatnie trzy lata reprezentował barwy Trefla Gdańsk. W obecnym sezonie dowodzi grą Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. W niedzielnym starciu poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa, zgarniając statuetkę MVP.

W poprzednim sezonie reprezentowałeś barwy Trefla Gdańsk. Dzisiaj natomiast zdobyłeś statuetkę MVP, grając w drużynie ZAKSY przeciwko byłemu klubowi. Plan został wykonany w 100%?

Marcin Janusz: Przede wszystkim ogromnie cieszymy się z kompletu punktów. Kontynuujemy swoją dobrą serię. Wbrew pozorom mecz był naprawdę ciężki do momentu, aż udało nam się złamać drużynę z Gdańska. Długo zajął nam ten proces. Mieliśmy problem z zatrzymaniem Kewina Sasaka. Później narzuciliśmy już swój styl gry, a w trzecim secie spokojnie kontrolowaliśmy przebieg partii.

Przed meczem zastanawialiśmy się z Bartłomiejem Mordylem, kto w tym meczu lepiej rozpracuje rywala. Jak to wyglądało z Twojej perspektywy?

Ciężko powiedzieć. Nie można jednoznacznie stwierdzić, kto wyszedł lepiej w tym starciu. Znam Bartka bardzo długo, jest inteligentnym środkowym, przeciwko któremu gra się bardzo trudno. Dlatego też starałem się pokazać z innej strony niż ta, którą Bartek zna z czasów mojej gry w Treflu Gdańsk w poprzednich latach. Indywidualne pojedynki nie są jednak najważniejsze, cieszą nas po prostu trzy punkty i kolejne zwycięstwo.

Gdybyś miał wskazać jeden element, który ustawił ten mecz, to wskazałbyś na zagrywkę?

Nie jestem w stanie wskazać takiego jednego elementu. Na pewno wykazaliśmy się większą cierpliwością w trudnych momentach. Mieliśmy kilka słabszych chwil, ale dość szybko udało nam się je pokonać. Końcówkę pierwszego seta na szczęście udało się rozegrać bez moich większych błędów, dlatego też wydaje mi się, że zachowanie chłodnej głowy i spokój były kluczem do sukcesu.

W Gdańsku spędziłeś ostatnie trzy lata. Ten mecz miał jakieś szczególne znaczenie? Czułeś dodatkowe emocje związane z tym, że wracasz do ERGO ARENY?

Oczywiście, że tak. Spędziłem tutaj naprawdę fajne lata. Gdańsk zawsze będzie w moim sercu. Zawsze chętnie tutaj wracam. Mocno zżyłem się nie tylko z klubem i ludźmi, ale również z samym miastem. Cieszę się, że mogłem wrócić i zobaczyć znajome twarze.

Macie za sobą mecze z tzw. „górną półką” – drużynami, które pretendują do walki o medale. To powoduje, że każdy kolejny rywal marzy o pokonaniu Waszej drużyny. Osiem zwycięstw od początku sezonu, ani jednej porażki – to powoduje większą presję?

Staramy się skupiać na własnej grze, cały czas dążymy do poprawy jakości. Idziemy w dobrym kierunku. Cieszymy się z tego powodu, bo na początku mieliśmy mało czasu na zgranie zespołu. Część chłopaków wróciła bardzo późno z kadry, więc każdy mecz i każdy trening to dla nas duża szansa, żeby polepszać grę.

Najtrudniejszy mecz do tej pory to ten ze Skrą Bełchatów, kiedy tak naprawdę pokonaliście drogę z piekła do nieba?

Myślę, że tak. Skra postawiła nam bardzo trudne warunki na zagrywce. Byłem zdziwiony, że udało nam się wygrać spotkanie z tak dobrze zagrywającym zespołem. Pomimo tego, my w innych elementach potrafiliśmy nadrobić tę presję na zagrywce stwarzaną przez bełchatowian. Wyjście z takiego trudnego momentu może zaprocentować w przyszłości.

z Gdańska Emilia Kotarska
fot. plusliga.pl