ZAKSA zrewanżowała się w tym roku w finale Pucharu Polski, wygrywając w czterech setach z PGE Skrą Bełchatów. O spotkaniu rozegranym w Hali Stulecia i ostatnim meczu w Bełchatowie rozmawialiśmy z Łukaszem Wiśniewskim, środkowym kędzierzynian.

Emilia Kotarska: Przede wszystkim ogromne gratulacje za wygraną. To był udany rewanż za ubiegłoroczny mecz w finale Pucharu Polski.

Łukasz Wiśniewski: To jest mój trzeci puchar zdobyty z ZAKSĄ, ale smakuje naprawdę wyjątkowo i niepowtarzalnie. Cieszymy się, że udało nam się zrewanżować za ubiegłoroczny finał Pucharu Polski i ostatnią przegraną w Bełchatowie, gdzie prowadząc 2:0, straciliśmy całkowicie kontrolę w meczu. Mimo tej niefortunnej porażki w drugim secie, kiedy to przy stanie 24:18 zwycięstwo uciekło nam z rąk. Po dziesięciominutowej przerwie wyszliśmy na boisko tak samo zmotywowani. Nawet przez chwilę nikt nie zwątpił w to, że możemy wygrać. Myślę, że bardzo dobrze odrobiliśmy lekcję po zeszłotygodniowym meczu.

Przed finałowym meczem w głowie gdzieś jeszcze pojawiały się wspomnienia z tego spotkania w Bełchatowie?

Myślę, że nikt nie miał w głowie tego ostatniego meczu ligowego ze Skrą. Bo co mieliśmy zrobić, kiedy Mariusz Wlazły wychodził i serwował po 120 km/h pod linię. Tego nikt nie przyjmie! Podobnie dokładał z zagrywki Srećko, a Mariusz w ataku wyczyniał cuda. Wiadomo, że w trakcie meczu zawsze można coś zmienić, ale akurat w tym dniu Mariusz był poza naszym zasięgiem. Po tym spotkaniu mówiłem od razu na gorąco, że dobrze, że przegraliśmy ligowy mecz, bo mamy dobry materiał do analizy. Możemy wyciągnąć pozytywne wnioski na przyszłość. Tak też się stało.

Tamten mecz to taki przysłowiowy zimny prysznic, ale jak widać, był potrzebny, bo dzisiaj to Wy cieszycie się ze zwycięstwa…

Zdecydowanie, taki zimny prysznic czasami się przydaje, zwłaszcza wtedy, kiedy drużyna zareaguje w tak pozytywny sposób jak my dzisiaj. Ręce wtedy same składają się do oklasków.

W tym drugim secie sami zaprosiliście rywali do gry, wróciły wtedy złe wspomnienia z Bełchatowa?

Rzeczywiście, to my podaliśmy pomocną dłoń Skrze. Nie postawiliśmy kropki nad „i”, mimo iż mieliśmy kilka ku temu okazji. Najważniejsze jednak, że wszystko później się odwróciło. Wróciliśmy do naszej gry, do naszego stylu. Byliśmy trudnym przeciwnikiem i to my możemy cieszyć się z pucharu. Czego chcieć więcej?

Ciężko wracało się do gry po takim secie?

Ciężko wracało się nie po tym secie, ale po meczu ze Skrą, kiedy prowadziliśmy 2:0, a przegraliśmy 2:3. To był ten moment! Podróż wyglądała tak, że wszyscy siedzieli z nosami w telefonach. Każdy na swój sposób rozpamiętywał i przeżywał tamto spotkanie. Dlatego tym bardziej cieszy nasza reakcja, że dzisiaj to zaprocentowało i podobna sytuacja już nie miała miejsca. Wszyscy jesteśmy naprawdę szczęśliwi. Radość jest od ostatniego gwizdka sędziego. Na świętowanie, niestety, nie ma czasu. Takie jest życie sportowca, że nie ma wolnej chwili. Wszyscy już zaczynamy myśleć o meczu w Rosji. Na pewno to nasi przeciwnicy będą faworytem. Nie stawiałbym nas jednak na straconej pozycji. Jeżeli zagramy swoją siatkówkę, to jesteśmy w stanie z nimi powalczyć.

W takich przypadkach często mówi się, że oni muszą, a Wy możecie…

Zgadza się. Myślę, że my tak samo podejdziemy do tego spotkania. Może nie na wesoło, ale będziemy skoncentrowani, postaramy się dobrze wykonywać założenia taktyczne, a nasza wola walki i uśmiech na twarzy będą widoczne na boisku.

Z Wrocławia Emilia Kotarska