Biało-czerwoni w ostatnim meczu turnieju Ligi Światowej w Łodzi ulegli reprezentacji Francji w trzech setach, a dzień wcześniej przegrali z ekipą Sbornej. O przebiegu obu spotkań rozmawialiśmy z Grzegorzem Łomaczem, rozgrywającym reprezentacji Polski.

Kolejna przegrana z Rosją (w pierwszej rundzie 0:3 w Kaliningradzie). Tym razem mecz był bardziej zacięty i urwaliście seta.

Myślę, że różnicę zrobiła tutaj przede wszystkim zagrywka. Rosjanie zagrywali naprawdę dobrze. Ten element ustawił to sobotnie spotkanie i dlatego też wyglądało to tak, a nie inaczej. My ryzykowaliśmy zagrywką, ale to się nie opłacało, popełnialiśmy dużo błędów. Najważniejsze, że walczyliśmy do końca, nie poddaliśmy się przed ostatnim gwizdkiem. A to, że się nie udało, trudno. Gramy dalej, mamy kolejne mecze. Nie ma to najmniejszego znaczenia, że przegraliśmy z Rosją. Wyszliśmy na mecz z Francją tak samo zmobilizowani i graliśmy o zwycięstwo.

Dzisiaj jednak też się nie udało. Francuzi wygrali w trzech setach…

Na pewno każda porażka nas boli. Wynik dzisiaj był na styku. Tak naprawdę niuanse decydowały o tym, że przegraliśmy to spotkanie z Francją. Równie dobrze mogliśmy je wygrać. Niestety, tak się nie stało. Mamy jednak duży materiał do analizy.

Siłownia może być jakimś usprawiedliwieniem? Wszyscy wiemy, że wciąż jesteście w bardzo ciężkim treningu…

Na pewno gra może w takim momencie falować, ale to jest całkowicie normalne. Mamy rozpisany przez trenerów określony plan treningowy. Jest dodatkowo także ten handicap w postaci tego, że turniej finałowy mamy u siebie i po prostu z tego korzystamy. Także spokojnie przygotowujemy się do imprezy docelowej.

Co było takim najtrudniejszym elementem do przełamania Francuzów?

Francuzi bardzo dobrze grali dzisiaj systemem blok-obrona. Podbijali mnóstwo piłek. Myślę, że w tym elemencie nas dzisiaj po prostu przebili.

Teraz czeka Was jeszcze turniej we Francji. Z jakim nastawieniem tam jedziecie? Udział w Final Six macie zapewniony…

Na pewno jest to zarówno etap przygotowań, jak i walka na 100%. Na pewno nie jest tak, że przechodzimy obok przegranych obojętnie. W każdym meczu wychodzimy na boisko po to, aby wygrać. Każde zwycięstwo bardzo nas cieszy, tak samo jak każda porażka nas boli.

Trener dużo rotuje składem. To jest realizowana ściśle taktyka trenera, aby wypróbować różne opcje ustawień, czy zmiany wynikają wyłącznie z przebiegu gry?

Na tym to polega, by każdy mógł trochę liznąć boiska. Przy okazji trener też daje odpocząć tym najbardziej wyeksploatowanym zawodnikom. Temu też służy ta Liga Światowa.

Zaskoczeni jesteście postawą Argentyńczyków w tym turnieju? Drużyna Julio Velasco najpierw pokonała Francję, a teraz Rosję. My mamy zapewniony udział w Final Six, ale reszta zespołów wciąż walczy o ten bilet do Krakowa…

Na pewno każdy tutaj walczy o to, żeby zagrać w turnieju finałowym. My mamy ten handicap w postaci zagwarantowanego udziału w Final Six. Postawa Argentyny nie jest zaskoczeniem, bo to jest zawsze niebezpieczny zespół. Pokazali się w Łodzi z bardzo dobrej strony. Tak jak mówiłem wcześniej, gra wszystkich drużyn faluje z uwagi na różny etap przygotowań, dlatego też tak było tutaj.

To, co się rzucało w oczy, jeśli chodzi o błędy własne, to duża liczba zepsutych zagrywek. Atlas Arena jest rzeczywiście tak trudną halą, jeśli chodzi o punkty odniesienia?

Rzeczywiście, hala nie należy do najłatwiejszych. Każdy jednak ma takie same warunki i nie można się tym usprawiedliwiać.

Myślisz, że te mecze Ligi Światowej mogą posłużyć jako analiza pod kątem Igrzysk Olimpijskich?

Myślę, że jak najbardziej. Każda analiza coś daje i na pewno takie spotkania posłużą jako analiza przed Igrzyskami Olimpijskimi. Wiemy, dzięki tym meczom, na co musimy kłaść większy nacisk na treningach. Co więcej, takie mecze są potrzebne by zdobyć kolejne doświadczenie, a dodatkowo mamy zachowany rytm meczowy.

z Łodzi Emilia Kotarska