Wilfredo Leon dwa razy brał udział w kwalifikacjach olimpijskich z reprezentacją Kuby, ale ani razu nie udało mu się awansować na igrzyska. W wieku 26 lat spróbował trzeci raz, tym razem z orzełkiem na piersi, i od razu wywalczył upragniony bilet do Tokio. W wywiadzie opowiedział, jakie uczucia towarzyszyły mu podczas turnieju w Gdańsku.

Po raz pierwszy rywalizowałeś o Igrzyska Olimpijskie w wieku czternastu lat. Teraz masz 26 lat. Jak przeżywałeś turniej w Gdańsku?

Wilfredo Leon: Jest duża różnica, bo jestem starszy, mam więcej doświadczenia na swoich barkach. Na ten moment to był mój trzeci raz, kiedy grałem o igrzyska. W końcu udało mi się zakwalifikować, oczywiście z wielką pomocą ze strony kolegów z drużyny. Dziękuję wszystkim chłopakom, kibicom i wam, dziennikarzom. Głowa będzie przygotowana na Igrzyska Olimpijskie. Będziemy pracować jeszcze ciężej. Mam nadzieję, że wszyscy będą zadowoleni, bo naprawdę chcę pokazać się z dobrej strony.

Przez te wszystkie lata zebrałeś mnóstwo boiskowego doświadczenia. W związku z tym czułeś większą presję na swoich barkach? Wszystkie oczy były skierowane na Ciebie już od momentu debiuty w Opolu.

Nie, ponieważ mniej więcej każdy miał podobną rolę do wykonania. Mówiono mi, że mam robić określone rzeczy, co starałem się wykonywać, jak najlepiej tylko potrafię. Gdy zdarzały mi się błędy, przyznawałem się do nich i mówiłem, że poprawię się i będę coraz lepszy. Jestem tylko człowiekiem, dlatego też się mylę, ale zawsze staram się pracować nad wyeliminowaniem błędów.

Jak przebiegał proces interakcji w drużynie?

Na początku było mi ciężko, ponieważ wszyscy potrzebowaliśmy czasu, by odpowiednio skompletować drużynę. Miałem problemy z językiem i nowymi zawodnikami wokół – znałem ich tylko od jednej strony, ze strony parkietu. Było to więc trochę skomplikowane, ale teraz już wszystko jest w porządku.

Mecz ze Słowenią był bardzo trudny. Od początku nie układał się po Waszej myśli. Na szczęście, końcówka drugiego seta należała do Ciebie.

Było trochę nerwowo. Popełniłem kilka błędów. Bardzo chciałem zrobić jakąś serię dobrych zagrywek. Prosiłem Boga, żeby mi w tym pomógł. Na szczęście, udało się posłać dwa asy serwisowe z rzędu w końcówce. Cieszyłem się z takiego obrotu sprawy, bo odrobiliśmy stratę.

Pan Bóg rzeczywiście trochę pomógł, bo Tine Urnaut powiedział, że przy pierwszej zagrywce był dwumetrowy aut, tylko piłka go przypadkiem trafiła…

Tak jak mówiłem, modliłem się o Jego pomoc i mi rzeczywiście pomógł.

Tine Urnaut powiedział jeszcze, że gdyby nie Wilfredo Leon, to Polska przegrałaby 0:3. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

Nie zgadzam się z tym zupełnie. Sam nie jestem w stanie wygrać meczu, nie zdobędę tylu asów. Nasz sport nazywa się siatkówką, bo jesteśmy drużyną i wszyscy pracujemy na sukces. Każda indywidualna akcja jest efektem pracy wszystkich. Gramy jako zespół i jako zespół wygrywamy. Wilfredo Leon sam nie wygrywa meczów.

Po tym meczu ze Słowenią, w którym wywalczyliście awans, czułeś, że ogromny ciężar wreszcie spadł z Waszych ramion, czy jako aktualni Mistrzowie Świata na spokojnie podchodziliście do walki o bilet do Tokio?

Nie powiedziałbym, że byliśmy faworytami Turnieju Kwalifikacyjnego do Igrzysk Olimpijskich. Byliśmy drużyną, która bardzo chciała wygrać bilet do Tokio, podobnie jak inne zespoły, które tutaj przyjechały. Intensywnie pracowaliśmy na sukces,  a przecież tylko jedna ekipa mogła wywalczyć awans w Gdańsku. Mówiłem Bogu, że trenujemy bardzo ciężko. Prosiłem go też, by nam pomógł wywalczyć ten upragniony awans.

Jesteś zadowolony ze swojej formy na turnieju w Gdańsku?

Nie, nie jestem zadowolony. Wiem, że mogę być lepszy, w dalszym ciągu mam duże rezerwy. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że potrafię lepiej prezentować się w polu zagrywki i w ataku. W przyjęciu zagrałem lepiej niż w klubie, ale to w dalszym ciągu nie jest mój dobry poziom.

Chciałbyś zagrać w zbliżających się Mistrzostwach Europy i Pucharze Świata?

Jestem na liście reprezentantów do końca roku. Powiedziałem trenerowi, że jeśli będzie mnie widział w zespole, a ja nie będę miał żadnych problemów zdrowotnych czy kontuzji, to chcę grać w reprezentacji. Będę na każde zawołanie trenera.

Twoi Rodzice byli na trybunach w ERGO ARENIE. Czułeś ich wsparcie na boisku?

Kiedy moi rodzice są ze mną na hali, podobnie jak wspaniali kibice, to nie ma mocnych, żebym przegrał (uśmiech).

W meczu przeciwko Francji zagrałeś znakomicie, ze Słowenią już tak dobrze nie było, to nie był Wilfredo Leon.

To był Wilfredo Leon, bo ja tam grałem (śmiech). Mogę bić brawo Słoweńcom za ich postawę, kilka razy mnie zablokowali, do tego sam popełniłem kilka błędów. Takie są statystyki. Następnym razem będzie lepiej. Najważniejsze jest to, że wygraliśmy.

inf.własna/fot. Kinga Grzonkowska