Reprezentacja Polski rozegrała kapitalne spotkanie z ekipą Les Bleus. Śmiało można użyć stwierdzenia, że Biało-czerwoni rzucili Francuzów na kolana. O przebiegu tego spotkania, roli Leona w drużynie i zbliżającym się starciu ze Słowenią opowiedział Mateusz Bieniek, środkowy kadry narodowej.

Wygrana 3:0 z reprezentacją Francji to nie lada wyczyn. Wykonaliście plan w 100% w tym arcyważnym pojedynku.

Mateusz Bieniek: Wygrywamy zdecydowanie z bardzo trudnym przeciwnikiem. Jesteśmy już blisko kwalifikacji olimpijskiej i spełnienia marzeń o wyjeździe do Tokio w przyszłym roku.

Co zadecydowało o tak gładkim zwycięstwie nad Francuzami?

Myślę, że dzisiaj przede wszystkim graliśmy znakomicie w bloku i obronie. Przewyższaliśmy Francuzów w tym elemencie, a przecież wiemy, że trudno jest lepiej bronić od nich. Mieliśmy swoje założenia taktyczne, tak jak przed każdym meczem. Vital Heynen mówił, żeby bawić się grą na boisku. To nam się udało. W trakcie spotkania nie było ani jednej chwili zawahania. Od początku do samego końca kontrolowaliśmy przebieg gry. Wiadomo, że wtedy łatwiej wszystko przychodzi i można sobie pozwolić na wiele.

W meczu kompletnie nie istniał Earvin NGapeth, który jest jedną z sił napędowych swojej reprezentacji. Mieliście za zadanie wykluczyć tego zawodnika z gry?

Nie myśleliśmy w ogóle o tym, bo NGapeth to zawodnik z najwyższej światowej półki i w każdym momencie może wrócić do dobrej gry. Na szczęście, nam udało się temu zapobiec. Nie wiem, jak on dokładnie wyglądał w liczbach, ale wydaje mi się, że za dużo piłek to nie skończył. Mieliśmy nakierować zagrywkę właśnie na niego, po to, żeby osłabić później jego siłę w ataku. Do tego doszła nasza skuteczna gra w bloku, on nie mógł obijać naszych rąk i trafiać czysto w boisko.

W dzisiejszym spotkaniu wyglądaliście, jakbyście nie mieli w ogóle systemu nerwowego. Jak Wam udało się poskromić emocje?

Osobiście, nie wychodziłem nerwowy na boisko. Wiem, że mamy znakomity zespół, aczkolwiek czytamy media i widzimy, że piszecie o tym, że mamy się czego obawiać, bo np. wygraliśmy z Tunezją nie tak gładko, jak powinniśmy. Wiadomo, że to są takie błahostki, ja o nich nie myślę, ale niektórym może to przeszkadzać.

Wielu obawiało się o formę Wilfredo Leona. Popularny „Wifi” udowodnił dzisiaj, że ten niepokój jest bezpodstawny.

Leon to jest zawodnik stworzony do rozgrywania wielkich meczów. Dzisiaj to pokazał. Zagrał kapitalne spotkanie. Francuzi nie mogli go dotknąć w żadnym elemencie, łapał piłki na swoim możliwie najwyższym pułapie. Wilfredo jest jednym z najlepszych siatkarzy na świecie, w ataku jest chyba najlepszy. Dobrze jest wystawiać piłkę do niego, bo w większości przypadków on taką piłkę skończy.

Ostatni mecz zagracie ze Słowenią, która w pierwszym meczu – właśnie – z Francją pokazała się z dobrej strony. Czego możemy spodziewać się w tym starciu?

Każdy mecz jest inny. Zobaczymy, jak to jutro będzie wyglądać. Potrzebujemy wygrać jednego seta, żeby mieć zapewniony awans do Tokio, aczkolwiek będziemy grać o zwycięstwo. Mam nadzieję, że po spotkaniu spotkamy się w mix zone i wszyscy będziemy cieszyć się z wykonania planu.

inf.własna/fot.krawczyk.photo