Wczoraj zakończył się drugi weekend zmagań w Lidze Światowej. Czas więc na podsumowanie minionych wydarzeń w turniejach pierwszej dywizji.

Allez les Bleus!

Po dwóch weekendach Ligi Światowej pozostała już tylko jedna ekipa, która jeszcze ani razu nie zaznała smaku porażki – Francja. Trójkolorowi bardzo imponują swoją formą i niszczą dosłownie każdego, kto tylko stanie im na drodze. Wystarczy powiedzieć, że Francuzi już po sześciu spotkaniach jako pierwsza drużyna zapewnili sobie awans do Final Six w Kurytybie. Jak to tej pory tylko w pojedynku z Włochami spisali się nieco słabiej, ale i tak pokonali Italię w czterech setach Co składa się na sukces mistrzów Europy? Z pewnością ich wielkim atutem jest kolektyw i siła drużyny, dzięki czemu nawet pomimo braku swojej wielkiej gwiazdy i maszyny napędowej – Earvina Ngapeth’a nie ma na nich mocnych. Widać, że we francuskim zespole panuje wspaniała atmosfera i ewidentnie ma to duże przełożenie na ich postawę na parkiecie. Na ten moment siatkarze Laurenta Tillie na pewno są faworytem numer jeden do triumfu w Lidze Światowej. A kto wie, może powtórzą swój wyczyn z 2015 roku i poza „światówką” wygrają też czempionat Starego Kontynentu? Nie ma co popadać w nadmierny zachwyt, ale trzeba stwierdzić, że Francuzi jak na razie są nie do zatrzymania i to długo może się nie zmienić.

Głowa do góry, biało-czerwoni!

Pierwszy weekend Ligi Światowej – pomimo przegranej z Iranem – przebiegł jak najbardziej po naszej myśli. Polacy prezentowali naprawdę dobrą, przyjemną dla oka siatkówkę, którą aż chciało się oglądać. Pokonaliśmy Brazylijczyków, nie daliśmy szans Włochom – wyglądało to bardzo dobrze. Niestety, po spotkaniu z Irańczykami coś się zacięło i w Warnie biało-czerwoni już tak nie zachwycali. W piątek przegraliśmy z Bułgarami, śmiało można stwierdzić, że na własne życzenie. W ważnych momentach popełnialiśmy wiele błędów, które nie powinny mieć miejsca, marnowaliśmy znakomite okazje i łatwo oddawaliśmy punkty rywalom. Gospodarze wykorzystali to i pokonali nas po tie-breaku, do którego wcale nie musiało dojść. Drugiego dnia mierzyliśmy się z Brazylią i wcale nie wyglądało to lepiej. Przebłysk dobrej gry mieliśmy tylko w trzeciej partii, w której niemalże rozgromiliśmy mistrzów olimpijskich. Potem jednak wobec zamieszania ze zmianami i przebudzenia się Canarinhos nasza druga porażka tego weekendu stała się faktem. Cóż, zdarza się i tak.

Po tych dwóch spotkaniach na naszych siatkarzy zostało wylane całe wiadro pomyj. To fakt, nie graliśmy dobrze, ale to były ledwie dwie porażki. Dwie porażki, które w żadnym wypadku nie przekreśliły naszych szans na awans do Final Six. Najważniejsze jest to, że biało-czerwoni potrafili się podnieść i zrobili to w meczu z Kanadyjczykami, którzy dzień wcześniej pokonali przecież Bułgarów. Tu muszę pochwalić zwłaszcza niezniszczalnego Michała Kubiaka, który mimo kontuzji odniesionej w piątek, w niedzielnym spotkaniu zameldował się na boisku i odegrał bardzo ważną rolę w końcowym zwycięstwie. To się ceni i możemy być dumni, że mamy takiego kapitana. Podsumowując – głowy do góry, bo nie ma co się załamywać. Za kilka dni rozpoczyna się ostatni turniej interkontynentalny, który rozegrany zostanie w naszym kraju. Trzy wygrane zapewnią nam bilet do Kurytyby i trzymajmy kciuki, by tak właśnie się stało.

Odrodzenie Amerykanów

Po ostatnich spotkaniach zadowoleni z pewnością mogą być Amerykanie. Siatkarze Stanów Zjednoczonych fatalnie zainaugurowali Ligę Światową, przegrywając wszystkie trzy mecze w turnieju w Nowym Sadzie. W ten weekend siatkarzom Johna Sperawa wiodło się już jednak dużo lepiej. Bez straty seta w bardzo dobrym stylu pokonali Włochy i Rosję, a przeszkodę nie do przejścia napotkali dopiero w niedzielnym spotkaniu z gospodarzami grupy F1. Francuzi, jak już wcześniej wspomniałem, w obecnej dyspozycji są niemal nie do zatrzymania, ale Amerykanie i tak pozostawili po sobie dobre wrażenie, podejmując rękawicę i dzielnie walcząc z Trójkolorowymi. Na wyróżnienie po drugim turnieju z pewnością zasługuje Benjamin Patch. 23-letni atakujący, występujący na co dzień w uniwersyteckim zespole Brigham Young University, napędzał grę swojej drużyny i pokazał, że drzemie w nim duży potencjał.

Twierdza w Teheranie już nie taka straszna?

Zespoły grupy D1 podczas drugiego weekendu Ligi Światowej rywalizowały w Teheranie. Teren ten zawsze słynął z niesamowitego tumultu podczas meczów Irańczyków, co w połączeniu z kilkoma innymi czynnikami sprawiało, że niezwykle trudno było tam pokonać Persów. W stolicy Iranu często nie potrafiły sobie poradzić nawet największe tuzy światowej siatkówki, jak Brazylia czy Rosja. W ostatnich dniach role się jednak odwróciły i to podopieczni Igora Kolakovicia mieli problemy z odnoszeniem zwycięstw. Saeid Marouf i spółka w pięciu setach męczyli się z Belgami i Argentyńczykami, a w spotkaniu z Serbią nie zdołali ugrać nawet jednej partii. Ten turniej potwierdził więc, że Irańczycy nie znajdują się obecnie w najlepszej formie i czeka ich jeszcze sporo pracy, by dojść do optymalnej dyspozycji. Persowie w kolejny weekend zagrają w Polsce, gdzie poza biało-czerwonymi zmierzą się z Rosją i USA.

Zakazane transmisje

Wybaczcie, ale nie mogłem się do tego nie odnieść. Cała sytuacja jest strasznie dziwna i absurdalna. Telewizja Polsat ma transmisje Ligi Światowej na wyłączność, ale w poprzedni weekend z 18 meczów pierwszej dywizji, na żywo pokazała tylko 7. Problem mógłby być rozwiązany, bo wszystkie spotkania tegorocznej edycji LŚ są emitowane na kanale FIVB na YouTube. No właśnie, mógłby być. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że Polsat zablokował internetowe transmisje. Dla mnie jest to, delikatnie mówiąc, śmieszne. Nikt przecież nie będzie czekał do drugiej w nocy, żeby zobaczyć w telewizji retransmisję meczu Brazylia – Bułgaria, którego przebieg i wynik jest już wszystkim znany.

Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć tej sytuacji. Skoro Polsat pokazuje tylko pierwszą dywizję – a zresztą niecałą – to dlaczego nie możemy sobie spokojnie i legalnie obejrzeć w internecie spotkań drugiej lub trzeciej grupy? W telewizji przecież tego nie emitują, więc w czym tkwi problem? Kolejna sprawa to oddzielny kanał. Nie tak dawno Polsat otworzył „Polsat Sport Fight”. Nie można byłoby więc postąpić podobnie i w tym przypadku i zainicjować czegoś w stylu „Polsat Sport Volley”? Wtedy zostałaby pokazana większa liczba spotkań Ligi Światowej i nie tylko, co moim zdaniem przyciągnęłoby o wiele więcej widzów niż miliony powtórek walk bokserskich czy MMA. Drugą, o wiele prostsza i logiczną w takiej sytuacji opcją, byłoby po prostu odblokowanie transmisji na YouTube i pozwolenie nam oglądać spotkania, których nie możemy obejrzeć w telewizji.

oprac. własne, foto: FIVB