Zmagania w Lidze Mistrzów dobiegły końca, medale zostały rozdane, jednak tym razem polskiej ekipie niestety nie udało się stanąć na podium. Asseco Resovia Rzeszów, która grała o brązowy medal z Cucine Lube Civitanova przegrała w tie-breaku  po niezwykle zaciętym spotkaniu.

Podopieczni trenera Kowala byli bardzo blisko zwycięstwa, prowadząc w meczu 2:1. Włoska ekipa wstała jednak z kolan i doprowadziła do piątego seta, w którym zdominowała rzeszowian. – Końcówka tie-breaka to bardzo dobra gra Włochów, ale niestety, to normalna rzecz w siatkówce. Mieliśmy swoje szanse ciut wcześniej i trzeba było to wykorzystać, niestety nie udało się i przez to przegraliśmy – komentował po spotkaniu Fabian Drzyzga, rozgrywający drużyny z Podkarpacia.

Oczywistym jest więc, że zawodnicy po tym spotkaniu nie mieli powodów do radości. Polska drużyna musi jednak szybko wyrzucić z głów rywalizację w Lidze Mistrzów i skoncentrować się na kolejnym celu, jakim jest walka o mistrzostwo Polski. – Cieszyć się nie możemy. Ważne, żebyśmy teraz nie popadli w jakiś marazm. Być może ta drużyna na ten moment jeszcze nie jest gotowa na wygrywanie w Europie. Ja żałuję tego, że przy takiej publiczności nie ma tej chwili radości, gdy nasza drużyna staje na podium, ale nic nie zrobimy, taki jest sport. Teraz musimy skoncentrować się na walce o złoto. Przed nami najważniejszy moment w naszej lidze i mam nadzieję, że wystarczy nam sił. Teraz codziennie będziemy mieć treningi, ale musimy też trochę odsapnąć, bo jednak ten turniej trochę nas kosztował. Z ZAKSĄ gramy dzień po dniu, więc mam nadzieję, że sił nam starczy – dodaje Drzyzga.

Podobnego zdania po meczu o brąz był Krzysztof Ignaczak, który podkreślił, że niewiele zabrakło, aby to na szyjach rzeszowian zawisły brązowe medale. Za główne przyczyny porażki uznaje brak równej, stabilnej gry. – Było blisko, w sobotę też było blisko. Tak naprawdę nie udało nam się utrzymać przez cały czas pewnego rytmu. Zarówno w sobotę, prowadząc z Zenitem, i też z Civitanovą mieliśmy swoje szanse do wykorzystania. Nie potrafiliśmy utrzymać tego rytmu grania i seriami oddawaliśmy punkty. Ciężko teraz coś na gorąco powiedzieć. Na pewno siła przeciwnika jeśli chodzi o element zagrywki jest potężna, prezentuje w tym elemencie jeden z najwyższych światowych poziomów – tłumaczy Ignaczak.

Po raz kolejny nie dało się zapomnieć o oprawie i kibicach, którzy licznie wypełnili Tauron Arenę Kraków i zadbali o fantastyczny doping. Właśnie do fanów, libero Asseco Resovii Rzeszów skierował kolejne słowa. – Fajny turniej, fajnie się oglądało, szkoda, że zakończyliśmy go przegraną, ale możemy powiedzieć, że na parkiecie zostawiliśmy wszystkie siły, które mieliśmy. Pozostaje nam się bić o mistrza Polski. Dziękujemy wszystkim kibicom, którzy nas tak licznie i mocno wspierali. Panowała fantastyczna atmosfera, przy której świetnie się grało zarówno wczoraj, jak i dziś. Kibice zdzierali gardła i należą im się ogromne, gromkie brawa. Myślę, że należy też pochwalić organizację, bo po raz kolejny pokazaliśmy, że potrafimy robić fajne imprezy. Tylko trochę wynik nam nie pasuje. Ja bym chciał w przyszłym roku trafić na Kazań i w końcu ich pokonać. Najlepiej byłoby to zrobić w finale, bo byłoby to wspaniałe podsumowanie tego wszystkiego. Przed nami kolejne wyzwania, jakimi są mistrzostwa Polski, a Liga Mistrzów jest już historią, możemy tylko obejrzeć finał Zenitu i włoskiego zespołu – dodaje były reprezentacyjny libero.

Jeszcze przed meczem finałowym, który rozegrany został między Zenitem Kazań a Trentino Diatec, Krzysztof Ignaczak przewidywał, że będzie to zacięte spotkanie. Pokusił się nawet o opinię, że włoska drużyna może sprawić wszystkim niespodziankę. Niewiele brakowało, ponieważ w początkowej fazie spotkania to drużyna z Trydentu dominowała nad rosyjskim gigantem. – Ja obstawiam, że Włosi mogą tutaj zrobić niespodziankę, bo Zenit gra na razie siatkówkę siłową, na co Włosi są dosyć dobrze przygotowani. To są drużyny, które zawsze są znakomicie przygotowane i myślę, że mają również argumenty fizyczne żeby się przeciwstawić Rosjanom. Zespół z Kazania to drużyna, która potrafi przyjmować na 5-6 metr i utrzymywać skuteczność w ataku w granicach 70%. Ma niesamowitych skrzydłowych, jest nasz rodak, który robi ogromną różnicę, zarówno w polu zagrywki, jak i w ataku. Ma też Andersona, Mikhailova, który  w połączeniu z tymi dwoma skrzydłowymi daje też pozytywny oddźwięk i wydaje się, że na dzień dzisiejszy jest to najmocniejszy zespół.  Włosi jednak na pewno będą dobrze przygotowani do tego meczu. Myślę, że Stoychev obmyślił już konkretną taktykę. Zresztą było widać to w sobotę na hali, podczas meczu z Civitanovą. Jest jeszcze klątwa Ligi Mistrzów, która mówi o tym, że nie doszło jeszcze do wygrania złota dwa razy z rzędu- komentował Ignaczak. Teraz wiemy już jednak, że zespołowi z Kazania udało się przełamać krążącą w siatkarskim świecie tezę.

Rzeszowianie nie mają zbyt wiele możliwości odpoczynku, bowiem już w czwartek rozpoczynają rywalizację o złoto PlusLigi, w której mierzą się z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Jak przyznał Fabian Drzyzga, Liga Mistrzów kosztowała zawodników wiele sił, jednak Krzysztof Ignaczak podkreśla, że udział w Final Four zaprocentuje w plusligowych zmaganiach. – Na pewno ten turniej da nam dużo jeżeli chodzi o walkę o tytuł mistrza Polski, da nam przetarcie przed walką o finał. To jest nie lada gratka dla nas. Myślę, że walka w Lidze Mistrzów to jest kawał szkoły, kawał lekcji dobrego grania w siatkówkę, bo spotkaliśmy się z zespołami z górnej półki. Wiemy, co musimy poprawić, żeby grać i nawiązywać wyrównaną walkę z najlepszymi, a teraz musimy przeanalizować, co zrobić, aby jeszcze ich pokonywać. My jesteśmy zespołem, który jest wyrównaną czternastką i każdy musi i chce wnosić coś do tej drużyny. Oprócz serducha wnosimy też tutaj umiejętności. Musimy poprawić grę na wysokiej piłce, gdzie nie mamy jeszcze takiego zawodnika, w miarę stabilnego, który kończyłby wszystkie piłki, ale takich nie ma. Musimy natomiast znaleźć i próbować jakieś inne rozwiązania, próbować może lepiej dograć piłkę. Wiemy, co nam dał ten turniej – dał nam dużo satysfakcji z grania o najwyższe cele. Część zespołu, która debiutowała, poznała emocje. Myślę, że zaprocentuje to w przyszłości i będzie z pożytkiem dla nas – kończy „Igła”.