Asseco Resovia Rzeszów przegrała mecz o brązowy medal z Fakiełem Nowy Urengoj w podobny stylu jak półfinał z Cucine Lube Civitanowa. Dlatego też podopieczni Cretu wrócili do domu bez żadnego medalu. Jak turniej w wykonaniu swojego zespołu ocenia Jakub Jarosz, atakujący z Podkarpacia?

Fakieł Nowy Urengoj był zdecydowanie do pokonania. Jednak i tym razem – podobnie jak w meczu z Cucine – czegoś zabrakło.

Jakub Jarosz: Każdy mecz jest taki, że można go wygrać. Fakieł był jednak po prostu mocniejszy od nas tego dnia. Walczyliśmy, jak tylko mogliśmy w  Final Four Klubowych Mistrzostw Świata. Ponownie przegraliśmy  w takim samym stosunku – 1:3. Mimo walki i zaangażowania ponieśliśmy porażkę, co znaczy, że jednak trochę nam do rywali brakowało.

Spotkanie w meczu o brązowy medal rozpoczęliście bardzo dobrze – podobnie jak to sobotnie – ale i tym razem rzeszowska maszyna zacięła się w połowie drugiego seta…

Pierwsze sety wygrywamy, a potem zespół przeciwny zaczyna grać coraz lepiej. Popełniają mniej błędów, grają odważniej na zagrywce. Starałem się, jak mogłem pomóc drużynie w tym meczu. Zawsze staram się grać jak najlepiej. Niestety, dzisiaj to nie przyniosło upragnionego rezultatu w postaci medalu.

Jak ocenicie cały turniej w waszym wykonaniu? Eksperci przed Final Four w Częstochowie nie stawiali Was w gronie faworytów…

Klubowe Mistrzostwa Świata były dla nas szansą na znalezienie swojej tożsamości i lepszej gry. Tego nam brakuje w rozgrywkach w PlusLidze. Myślę, że momentami walczyliśmy z drużynami ze światowej czołówki jak równy z równym. Mam nadzieję, że to jest dobry prognostyk, żeby efektywnie zacząć walczyć w lidze.

Za wami pięć meczów w siedem dni, a teraz trzeba szybko powrócić do ligowej rzeczywistości…

Siły na pewno znajdziemy, to nie jest problem. Czeka nas kolejny bardzo trudny przeciwnik. Mam nadzieję, że tym razem „trójeczka” będzie po naszej stronie. W lidze, jak widać, nie ma łatwych ani trudnych przeciwników, ale liczę na punkty po naszej stronie.

z Częstochowy Emilia Kotarska
fot. FIVB