W środę aktualny Mistrz Polski podejmował ekipę z Rumunii. Po tym meczu siatkarze z Rzeszowa w rodzinnym gronie mogli spędzić długi weekend. Tak  też było w przypadku rodziny Grzybów – i właśnie o tym pisze dzisiaj dla Was Katarzyna Grzyb. Zapraszamy do lektury! 🙂

Witam. 🙂

   W tym tygodniu jedyną siatkarską atrakcją dla fanów Resovii był mecz w ramach Ligi Mistrzów. Spotkanie z rumuńskim zespołem odbyło się w środę wieczorem. Tak jak wspominałam, tym razem na halę wybrałam się z moimi „szczęśliwymi” znajomymi. I żeby tradycji stało się za dość- wygraliśmy. 🙂 Chyba naprawdę muszę częściej zabierać Alę i Łukasza na mecz, bo jak do tej pory ani razu mnie nie zawiedli – przynoszą szczęście jak nic! 🙂 Dzieciaki tym razem zostały w domu z nianią i podobno już przed 21.00 pięknie zasnęły. Natomiast na hali był prawie komplet kibiców, mimo tego że godzina rozpoczęcia spotkania była późna. Mecz z Zalau nie należał do bardzo emocjonujących. Myślę, że każdy kto „złapał się” na ziewaniu podczas tego spotkania, może czuć się „rozgrzeszony”. 🙂 Jedynie końcówki poszczególnych setów powodowały ożywienie wśród kibiców.  Najważniejsze, że wygraliśmy. Moim zdaniem najlepszą akcją spotkania była obrona zawodnika Zalau, kiedy to z poświęceniem rzucił się za banery reklamowe, aby „ratować” piłkę. Z mojej perspektywy wyglądało to jak skok na główkę. 🙂 Widowiskowa akcja, piłka „uratowana”! Szacunek! 😉

Po meczu zawodnicy rozdawali autografy i pozowali do zdjęć. Do Wojtka podszedł kibic z pytaniem, kiedy powtórzy on swoje 100% w ataku (które miał w meczu z Olsztynem). Nie słyszałam odpowiedzi Wojtka, ale pomyślałam sobie w duchu, że ciężko będzie „to” powtórzyć z kwadratu dla rezerwowych. 😉

Po powrocie do domu kładłam się spać z nadzieją wyspania się- przecież następnego dnia był dzień wolny. Niestety Michaś jak na złość w takie dni wstaje bardzo wcześnie, przy czym w tygodniu o godzinie 7.00 ciężko go obudzić do szkoły. Tym razem wstał o 6.40! Ładny mi wolny dzień! Od razu chciał znać wynik meczu, a kiedy zaspanym głosem poinformowałam go, że wygraliśmy 3:0, z satysfakcją powiedział: „Wiedziałem, że tak będzie!” 🙂

Dzień Wszystkich Świętych był wolny od treningów, ale nie dalibyśmy rady pojechać do naszych rodzinnych miejscowości. Dlatego tylko udaliśmy się na mszę do kościoła, a potem pojechaliśmy na najbliższy cmentarz i tam symbolicznie zapaliliśmy kilka zniczy na wybranych opuszczonych grobach. Resztę dnia spędziliśmy rodzinnie. Byliśmy na spacerze z psem, a potem w domu graliśmy w różne gry. Między innymi bawiliśmy się z dziećmi w kalambury. Wtedy zawsze jest dużo śmiechu. Kiedy przyszła kolej Lenki na pokazywanie hasła „wąż”, ona szeptając zapytała mnie, czy może to być jednak wąż, który jest u nas na podwórku i wskazała na naszego węża ogrodowego do podlewania. 🙂 Mówi: „Bo ja tylko takiego węża umiem pokazać”. 🙂 Uśmiałam się! Wąż ogrodowy był przedstawiony przez nią przezabawnie, aż ciężko to opisać. 

W sobotę wieczorem ja i Wojtek byliśmy zaproszeni na urodziny naszych „szczęśliwych” sąsiadów. Na tej imprezie obowiązywały przebrania o dowolnej tematyce- taki domowy „bal przebierańców”. Mam nadzieję, że ze zdjęcia łatwo odgadniecie, kim byliśmy tego wieczoru. 🙂 Urodziny sąsiadów jak zwykle były bardzo udane.

Zdjęcia z archiwum Katarzyny Grzyb. All Rights Reserved. „Kopiowanie i rozpowszechnianie fotografii bez zgody ich autora jest surowo zabronione!”

I tak minął nam ten tydzień. Wojtek jest właśnie w drodze do Bydgoszczy, gdzie jutro odbędzie się kolejny mecz ligowy. A ja resztę niedzieli spędzam z dziećmi. Pogoda u nas jest piękna- prawdziwa złota polska jesień. Już się dotleniliśmy, a teraz poleniuchujemy w domu. 🙂

Wam również życzę spokojnej i leniwej niedzieli. 😉
Pozdrawiam!
Kasia Grzyb

Ps. Czy nie macie wrażenia, że moje teksty coraz bardziej przypominają blog? Miało być o siatkówce, a często zahaczam też o zupełnie inne tematyki. Czy Was przypadkiem nie zanudzam?