Dokładnie miesiąc temu Asseco Resovia Rzeszów rozpoczęła przygotowania do nowego sezonu PlusLigi. Wczoraj rzeszowianie rozegrali mecz sparingowy z BBTS-em Bielsko-Biała, w którym wygrali trzy pierwsze sety, a kolejne dwa na swoją korzyść rozstrzygnęli goście. Po meczu porozmawialiśmy z kapitanem Asseco Resovii – o Mistrzostwach Europy, PlusLidze, Pucharze CEV i oczekiwaniach wobec nowego sezonu.
Wywiad w języku polskim czy po angielsku?
Jochen Schöps: Proszę, tylko nie po polsku! (śmiech)
W tym roku miałeś dość długie wakacje. Jak minął Ci czas od zakończenia kwalifikacji do Mistrzostw Świata do rozpoczęcia okresu przygotowawczego w Rzeszowie?
Mogę powiedzieć, że w końcu udało mi się naprawdę wypocząć. Po raz pierwszy w mojej karierze zdarzyło się tak, że mogłem sobie pozwolić na jeden miesiąc błogiego lenistwa – nie robiłem zupełnie nic przez ten czas, tylko odpoczywałem. Później trzy razy w tygodniu wykonywałem lekki trening, aby zacząć przygotowywać organizm do ponownego wysiłku fizycznego. Był to spokojny czas, który spędziłem w gronie rodzinnym.
Podjąłeś decyzję, że nie będziesz grał w reprezentacji kraju na Mistrzostwach Europy. Dlaczego?
Były ku temu dwa powody. Po pierwsze – Simon Hirsch. Jest to atakujący, który na pewno może być przyszłościowym zawodnikiem dla naszego kraju. György Grozer, który jest jednym z najlepszych atakujących na świecie, nie będzie grał wiecznie. W żadnym wypadku nie chciałbym go obrazić twierdząc, że powinien już myśleć o przejściu na emeryturę (śmiech), ale taka jest naturalna kolej rzeczy. Prawdopodobnie za dwa, trzy lata, może nawet wcześniej György zrezygnuje już z występów w barwach narodowych. Ważne jest więc to, aby powoli wprowadzać do drużyny zawodników, którzy są młodzi i utalentowani. To z pewnością zaowocuje w przyszłości. Powód numer dwa – byłem naprawdę zmęczony wszystkim tym, co skumulowało się w ostatnim czasie. Perspektywa dłuższych wakacji i spędzenia większej ilości czasu z rodziną bardzo mi odpowiadały w tym momencie mojej kariery. Zdecydowałem więc, że to dobry moment, aby zamiast mnie w kadrze pojawił się młodszy, obiecujący zawodnik na tej pozycji. W Niemczech nasz ośrodek przygotowawczy znajduje się bardzo daleko od mojej rodzinnej miejscowości, więc przebywając na zgrupowaniu, miałbym okazję widywać rodzinę tylko w weekendy. Wiedząc, że Georg będzie pierwszym atakującym, nie widziałem sensu w tym, abym blokował miejsce Simonowi, podczas gdy i tak byłbym zawodnikiem rezerwowym. Chwile spędzone z rodziną są dla mnie bardzo cenne, dlatego też bardziej przemawiała do mnie perspektywa odpoczynku wśród najbliższych. Cieszę się, że podjąłem taką decyzję i nie żałuję jej. Dzięki temu mogę też od samego początku uczestniczyć w przygotowaniach Asseco Resovii do nowego sezonu.
Twoja decyzja o nieobecności w kadrze była również decyzją Andrei Gianiego, który postawił na Grozera i Hirscha, czy dał Ci szansę wyboru i widział Twoje nazwisko w kadrze na ME?
Pod wodzą nowego szkoleniowca naszej reprezentacji rozegrałem w tym roku kilka spotkań podczas kwalifikacji do Mistrzostw Świata w maju. Wtedy sytuacja wyglądała jednak trochę inaczej, gdyż nie było w kadrze György Grozera. Trener dał też szansę wspomnianemu wcześniej Simonowi Hirschowi, który radził sobie całkiem nieźle. Decyzja o mojej nieobecności na ME była obustronna – trener musi patrzeć przyszłościowo, nie został on wybrany tylko na rok czy dwa, tylko na dłuższy okres czasu. Dlatego też z szerokiej perspektywy każdy z nas rozumie, że buduje on skład na kolejne Igrzyska Olimpijskie.
Na pewno oglądałeś mecze reprezentacji Niemiec podczas LOTTO EUROVOLLEY POLAND 2017. Jakie emocje towarzyszyły Ci po ostatniej akcji meczu finałowego – duma z osiągnięcia bardzo dobrego wyniku, czy może małe rozczarowanie? Mimo wszystko zabrakło tak niewiele do złota…
Jestem bardzo dumny z tej drużyny, wykonali kawał dobrej roboty. Oczywiście każdy kibic reprezentacji Niemiec na pewno czuł niewielkie rozczarowanie, bo każdy z nas wierzył do końca, że może jednak… ale niestety. Gra w finale Mistrzostw Europy przeciw reprezentacji Rosji to i tak świetny wynik. Starałem się obejrzeć kilka meczów mojej drużyny narodowej podczas tych mistrzostw i stwierdzam, że z mojego punktu widzenia było to spotkanie godne finału – stojące na wysokim poziomie, pełne zwrotów akcji i bardzo emocjonujące. Ta ocena zapewne jest odrobinę subiektywna, gdyż zawsze większe emocje towarzyszą każdemu, kto ogląda w finale swoją reprezentację. Po ostatniej akcji towarzyszyło mi nie tyle rozczarowanie, co smutek. Kiedy w walce o złoty medal różnicę stanowią dwa, trzy punkty, zawsze jest bardzo przykro. Taki jest sport. Smutek nie trwał jednak u mnie długo, gdyż po kilkunastu minutach widząc srebrne medale w rękach moich kolegów, byłem z nich bardzo dumny. Razem z trenerem i sztabem wykonali wspaniałą robotę. Założę się, że przed rozpoczęciem turnieju niewielu ekspertów postawiło na udział Niemców w meczu finałowym. Było kilku faworytów, którzy odpadli wcześniej i raczej nikt się tego nie spodziewał. Myślę, że wszyscy kibice reprezentacji Niemiec są dumni z tego osiągnięcia. Zwłaszcza, że po nieudanych kwalifikacjach do Mistrzostw Świata drużyna potrafiła się na nowo zmotywować i pokazać, co potrafi.
Czy rozmawiałeś z kolegami z reprezentacji podczas mistrzostw? Po meczu finałowym wysłałeś do kogoś wiadomość z gratulacjami zdobycia srebrnego medalu?
Po zakończeniu turnieju nie rozmawiałem z nikim, ale udało mi się zamienić kilka słów z przyjaciółmi podczas ostatnich dni w Krakowie. Byłem na meczu półfinałowym i wtedy odwiedziłem ich w hotelu. Mogłem poczuć tę atmosferę – byli w bojowych nastrojach, zmotywowani, gotowi do walki i skupieni. Myślę, że w kolejnych latach nie utracą tej waleczności i dobrej atmosfery, którą można poczuć w tej drużynie. Żałuję tylko jednej rzeczy w kontekście kadry narodowej – wielka szkoda, że reprezentacja Niemiec nie zagra na Mistrzostwach Świata.
Przejdźmy teraz do PlusLigi. Jak ocenisz transfery Asseco Resovii na nadchodzący sezon? Co sądzisz o nowych zakontraktowanych zawodnikach?
Poznałem już wszystkich kolegów z drużyny i bardzo się cieszę, gdyż udało nam się nawiązać nić porozumienia. Trenujemy razem już miesiąc, więc siłą rzeczy musimy się jakoś komunikować (śmiech). Uważam, że transfery są wykonane trafnie i przemyślane przez zarząd i trenera. No, może z wyjątkiem sytuacji, w której musieliśmy szybko szukać zastępstwa, na szczęście udało nam się zakontraktować brakującego przyjmującego. Atmosfera w drużynie jest bardzo przyjazna, zaczynamy już czuć ducha rywalizacji przed zbliżającym się sezonem. Z jednej strony na treningach rywalizujemy między sobą, co oczywiście jest ważne, bo rywalizacja sprawia, że podnosimy swoje umiejętności. Z drugiej strony – każdy z nas stara się pomagać drugiemu i nawzajem się wspierać, przekazując swoje uwagi i pomysły. Spotykamy się również poza treningami – zapraszamy się np. na grilla czy inne okazje. Elviss (Krastins – przyp. red.) i Bartek Lemański już do nas dotarli, teraz czekamy już tylko na Thibaulta i możemy zaczynać sezon. Myślę, że zostaną przywitani bardzo sympatycznie, a kwestia zgrania się z rozgrywającymi i resztą zawodników na parkiecie nie będzie dla nich problemem, powinni zaadaptować się w ciągu kilku dni.
Jak ocenisz warsztat pracy sztabu szkoleniowego po miesiącu? Co sądzisz o nowym trenerze?
Każdy trener ma swój własny pomysł na drużynę i trzyma się swojego planu pracy, jaką mamy do wykonania. Taktyka jest trochę inna od tej, którą prowadził nas poprzedni szkoleniowiec. Nie mogę powiedzieć w tej chwili, czy jest lepsza, czy gorsza – na oceny i porównania przyjdzie czas. Na pierwszym spotkaniu z trenerem Serniottim otrzymaliśmy jasne wytyczne, czego będzie od nas oczekiwał i wymagał – co jest dla niego ważne, jak powinniśmy się przygotowywać. Na treningach kieruje nas na właściwy tor swoimi uwagami, mówi jak powinniśmy reagować w różnych sytuacjach.
Dostrzegasz różnice między poprzednim a obecnym szkoleniowcem?
Każdy trener ma inne pomysły i koncepcję gry. Na przykład – kto powinien rozegrać, kto powinien być odpowiedzialny za przyjęcie lub obronę w konkretnej sytuacji, kiedy powinniśmy podjąć ryzyko na zagrywce, a kiedy wstrzymać rękę. Trener Serniotti zwraca uwagę na umiejętności rozegrania przez libero – ponieważ często zdarzają się sytuacje, że rozgrywający jest wyłączony z drugiej piłki w danej akcji. Są to detale, ale jest to trudne do przeanalizowania „na papierze”, ponieważ w trakcie meczu, na boisku nie ma czasu na myślenie o taktyce, często reagujemy spontanicznie. Nie będę przecież stał i zastanawiał się, czy powinienem przyjąć tę piłkę, czy to może zadanie kogoś innego, kto stoi na drugim końcu boiska i nie zdąży tutaj dobiec. Wtedy naturalną reakcją jest to, że mimo mojej pozycji muszę pomóc w tej akcji w inny sposób. Dlatego staramy się ćwiczyć każdą ewentualność, chociaż oczywiście trener wypracował sobie swoją ideę i głównie trzymamy się tej wersji gry. Uważam, że do tej pory trener i sztab szkoleniowy wykonują naprawdę dobrą robotę i myślę, że będziemy kontynuować tę współpracę na dobrej drodze.
Emocji nie zabraknie już od początku sezonu, ponieważ w październiku Asseco Resovię czekają mecze z medalistami Plusligi – ZAKSĄ, PGE Skrą i Jastrzębskim Węglem. Cieszysz się, że tak szybko będziecie mogli się z nimi zmierzyć i mieć szansę na udowodnienie sobie i kibicom, że Resovia powraca jako silniejsza drużyna po poprzednim sezonie?
Tak, jak najbardziej. Uważam, że będziemy w stanie walczyć na równym poziomie. Tak naprawdę nie ma znaczenia, kto stoi po drugiej stronie siatki – nie jest sztuką wygrać z teoretycznie mocniejszymi drużynami, aby później przegrać z zespołami z dolnej części tabeli. Ważne jest, aby utrzymać stabilizację. Zdaję sobie sprawę z tego, że oczekiwania względem nas są wysokie, ale z drugiej strony – to samo może powiedzieć ZAKSA, Skra czy Jastrzębski Węgiel. Fajnie, że spotykamy się już w pierwszym miesiącu rozgrywek, nie mogę się doczekać (uśmiech).
W nadchodzącym sezonie Asseco Resovia nie zagra w Lidze Mistrzów, zamiast tego czekają Was zmagania w Pucharze CEV. Czy sądzisz, że łatwiej o sukces będzie w tych europejskich rozgrywkach?
Na pewno nie. Wśród uczestników rozgrywek o Puchar CEV są przecież mocne europejskie drużyny – z Rosji, Włoch, Francji, Turcji. Są to zespoły z trochę zmienionym składem niż te, które wywalczyły awans lub spadły z Ligi Mistrzów w ubiegłym sezonie. Dlatego nigdy nie wiadomo, co cię czeka, stając do starcia z konkretnym przeciwnikiem. Na przykład nasz pierwszy mecz zagramy z fińską drużyną (Perungat Pojan Rovaniemi – przyp. red.), po której naprawdę nie wiemy, czego możemy oczekiwać, ponieważ nigdy wcześniej się z nimi nie mierzyliśmy i nie znamy tych zawodników. Widzieliśmy chociażby na Mistrzostwach Europy, że w Finlandii jest sporo dobrych graczy, więc nie można nikogo lekceważyć. Niektóre drużyny uczestniczące w Pucharze CEV wzmocniły się, niektóre osłabiły względem ostatniego sezonu. Czasami przyda się trochę szczęścia, chociaż nie można tylko na to liczyć. Nie będzie łatwo, ale damy z siebie wszystko, ponieważ to jeden z naszych celów na ten sezon, aby dotrzeć w tych rozgrywkach jak najdalej.
Po poprzednim sezonie kibice Asseco Resovii są rozczarowani i niezbyt zadowoleni. W jaki sposób możesz zachęcić ich do dalszego wspierania drużyny i przychodzenia na mecze do hali Podpromie?
Oczywiście, rozumiem rozczarowanie i niezadowolenie kibiców z naszego miejsca w ubiegłym sezonie. Resovia zawsze miała wysokie standardy i to normalne, że oczekiwania wobec drużyny są również są wysokie. Zwłaszcza, że w poprzednich latach zawsze kończyliśmy sezony z medalem – klub, zawodnicy i kibice przyzwyczaili się do sukcesów. Sprawiło to, że sytuacja, w której kończymy sezon bez medalu była odebrana jako wielkie rozczarowanie. Niestety ubiegły sezon był dla nas momentem, w którym znaleźliśmy się w dołku, falowaliśmy z formą, nie były to dobre miesiące naszej gry, co odzwierciedla miejsce na koniec. Były sezony, w których w trakcie fazy zasadniczej również popełnialiśmy błędy, zdarzały się przegrane mecze, ale na koniec w fazie play-off graliśmy naprawdę dobrze i zdobywaliśmy medale. Zabrakło tego kilka miesięcy temu. Zdarza się, taki jest sport. Z drugiej strony – myślę, że teraz oczekiwania wobec Resovii mogły trochę zmaleć, nie wszyscy już na początku sezonu powiedzą, że widzą nas na koniec sezonu w finale PlusLigi. Jest to nowy scenariusz, bo zazwyczaj właśnie w ten sposób ludzie postrzegali naszą drużynę – jako jeden z faworytów do zdobycia medalu. Czas pokaże, czy teraz jesteśmy w lepszej sytuacji na starcie, czy też nie. Wierzę, że nasi kibice nie przestaną nas wspierać, bardzo ich potrzebujemy. Bardzo nam miło, że tyle osób kibicuje naszej drużynie, ale sądzę, że również siatkówce jako dyscyplinie. Ze swojej strony obiecuję, że będziemy zawsze walczyć do końca i dawać z siebie maksimum. To jest normalne wymaganie każdego sportowca w stosunku do siebie. Nigdy nie wychodzisz na boisko po to, aby zagrać na 80% swoich możliwości – z takim nastawieniem nawet nie mamy po co grać, bo przegrywamy na starcie.
Sześć lat temu PGE Skra została pokonana w finale po zdobywaniu złotych medali kilka sezonów z rzędu. Oni też musieli poradzić sobie z porażką, przyzwyczaić się do faktu, że w kolejnym sezonie nie grają już o obronę tytułu mistrza, tylko o ponowne jego zdobycie. Ważne jest, aby po gorszym sezonie nie załamać się, tylko wyjść z podniesioną głową i udowodnić wszystkim w myśl zasady – „co cię nie zabije, uczyni cię silniejszym”. PlusLiga ma to do siebie, że nigdy nie wiesz, co się wydarzy. To jedna, wielka niewiadoma. Na przykład w lidze tureckiej bardzo rzadko zdarza się, że drużyna z czołówki przegrywa z zespołem z dołu tabeli. W Polsce jest to możliwe i uważam, że to w pewien sposób korzystna sytuacja, ponieważ nikt nie może sobie pozwolić na rozluźnienie i nieuwagę w starciu z żadną drużyną. Dlatego właśnie uwielbiam polską ligę – za tę nieprzewidywalność. Jeśli nie damy z siebie 100% na boisku, przegramy z 8. czy 9. drużyną w tabeli. Oczywiście postaramy się uniknąć takich przypadków. Dzięki temu liga jest interesująca, ale również niebezpieczna, szczególnie dla faworytów. Gdy grałem w Niemczech, kilka lat z rzędu był tylko jeden scenariusz – VfB Friedrichshafen wygrywało wszystko po kolei (śmiech). Taka sytuacja jest nudna. Zacięta rywalizacja, tak jak w PlusLidze sprawia, że siatkówka jest dużo bardziej interesująca. Są trzy, cztery drużyny w roli faworytów, ale zaraz za nimi jest kilka naprawdę dobrych ekip, które z łatwością mogą je pokonać i nie będzie to żadna niespodzianka.
Wierzę w naszych kibiców. Zdaję sobie sprawę, że nie są usatysfakcjonowani poprzednim sezonem. Mogę tylko przeprosić i obiecać, że zrobimy wszystko, aby ta sytuacja się nie powtórzyła. Zapraszam na nasze mecze!
Rozmawiała Katarzyna Mac
Zostaw komentarz
You must be logged in to post a comment.