W niedzielne popołudnie w meczu 18. kolejki PlusLigi, Indykpol AZS Olsztyn pokonał w tie-breaku drużynę GKS-u Katowice. O przebiegu tego spotkania rozmawialiśmy z Janem Firlejem, który został nagrodzony statuetką MVP.

Emilia Kotarska: Gratulacje! To był naprawdę ciężki mecz. Po zupełnie nieudanym trzecim secie udało Wam się wrócić do walki i ostatecznie wygrać spotkanie w tie-breaku. Statuetka MVP dla rozgrywającego po takim pojedynku cieszy podwójnie?

Jan Firlej: Nie spodziewałem się tej statuetki! Jestem bardzo mile zaskoczony tym wyróżnieniem. Widać było dzisiaj gołym okiem, że mamy swoje problemy. Mam wrażenie, że graliśmy toporną siatkówkę. Warto zagłębić się w to, z czego wynikał taki przebieg spotkania. Na pewno je przeanalizujemy. Na gorąco trudno jest powiedzieć cokolwiek. W pewnych momentach nie szło nam zupełnie, a w kolejnych graliśmy bardzo dobrze. Statuetka cieszy zawsze. Jest to subiektywny wybór komisarza, stanowiący miła nagrodę po zwycięstwie. Jednak najbardziej cieszy wynik tego spotkania. Patrząc na to, jak przebiegało i obserwując momenty naszej słabszej gry przy nacisku Katowic, dwa punkty są ogromną wartością dodaną.

Mecz z GKS-em to prawdziwy rollercoaster. Najpierw dwa wyrównane sety, w trakcie których raz jedna drużyna a raz druga prowadziła dwoma punktami, po chwili je traciła i los się odwracał. O trzeciej partii chcielibyście na pewno szybko zapomnieć, tak jak Katowice o czwartej. Z czego może wynikać taka zmienność gry?

Po ostatnim okrzyku zastanawiałem się właśnie nad tym, co wydarzyło się w Iławie, ale nie potrafię odpowiedzieć w tym momencie na to pytanie. Na pewno będę chciał znaleźć odpowiedź. Znając naszego trenera, ten temat zgłębimy, żeby uniknąć w przyszłości podobnych momentów. Inaczej byłoby gdybyśmy grali w ten sam sposób cały mecz. Tymczasem zaczynamy spotkanie bardzo dobrze, wygrywamy później wprawdzie na styku, ale wydaje mi się, że jednak cały czas kontrolowaliśmy przebieg gry. Nasze niewykorzystane sytuacje na kontrach przyczyniły się do tej gry na przewagi. Potem nastąpił kompletny zjazd poziomu. Nad tym musimy popracować, bo sezon wkracza powoli w decydującą fazę. Chcemy liczyć się w play-offach i walce o tę fazę, bo na ten moment wcale nie jest powiedziane, że już tam jesteśmy. Musimy więc takie rzeczy jak najszybciej wyplenić.

W tym meczu obie drużyny postawiły mocno na zagrywkę, posyłając po 10 asów. Serwis w dużym stopniu ustawiał przebieg gry?

Wydaje mi się, że tak. Generalnie mówiąc, zagrywka w męskiej siatkówce jest ważnym elementem. Jest nawet takie powiedzenie „kto zagrywa, ten wygrywa”. Myślę, że to się sprawdza. Nie tylko mocna punktowa ale też ta odrzucająca rywali od siatki zagrywka na tym poziomie jest bezcenna. Gdybyśmy chcieli ocenić mecz pod kątem zagrywki, to było na pewno ciekawe spotkanie.

Powiedziałeś, że sezon wkracza w decydującą fazę i coś w tym jest. Ścisk w tabeli robi się ogromny. Co najmniej trzy drużyny, które w tym momencie zajmują miejsca 8-10, walczą o fazę play-off, nawet pozostałe zespoły wciąż mają realną szansę na awans do czołowej „ósemki”. Czuć na plecach oddech rywali?

Czuć ten oddech z każdej strony. Wyniki pokazują, że nikt się nie poddaje. Moim zdaniem, do końca fazy zasadniczej będzie bardzo ciekawa rywalizacja. Oby tylko wszystkie drużyny zostały w zdrowiu i sezon rozegrał się na płaszczyźnie sportowej a nie przestojów poprzez brak treningów czy innych problemów zdrowotnych. To zawsze wypacza mimo wszystko rezultat. Życzyłbym sobie, żeby wszyscy byli zdrowi. Wtedy na pewno będzie bardzo interesująca końcówka sezonu.

Pozostając przy temacie zdrowia, jak wygląda sytuacja w Waszej drużynie? Czy wszystko jest już na dobrej drodze?

Wygląda na to, że chyba tak, bo dzisiaj w końcu mieliśmy cały zespół do dyspozycji. Doszedł też Redi Bakiri z Albanii. Można powiedzieć, że pierwszy raz od dłuższego czasu mamy zdrową czternastkę. Jeśli o mnie chodzi to mogę dodać, że brakuje mi jeszcze rytmu treningowego i takiej siatkarskiej rutyny. Myślę jednak, że zdrowotnie wszystko jest już ok i mam nadzieję, że tak zostanie do końca sezonu.

Zapowiada się więc czas na spokojny trening przed kolejnym ważnym starciem z drużyną LUK Lublin.

Dokładnie tak, tym bardziej, że terminarz dla drużyn bez pucharów nie jest napięty. Mecze są głównie raz w tygodniu, więc mamy czas, żeby spokojnie pozbierać się po meczu z Katowicami – myślę, że mimo wszystko po nie najlepszym dzisiejszym występie. Jednak zwycięzców się nie sądzi. Patrząc na całokształt na pewno żaden z nas nie jest zadowolony ze stylu, w jakim odnieśliśmy wygraną. Cieszymy się z tego, że będziemy mieć więcej czasu na trening. Chciałbym, żebyśmy w kolejnym meczu wyeliminowali przestoje, które nam dzisiaj przeszkadzały.

Powszechnie też mówi się, że siatkówka to nie jazda figurowa, tu not za styl nie ma. W najbliższym czasie najważniejsze będzie właśnie skupienie na eliminacji błędów własnych?

Starsi wyjadacze mówią, że siatkówka to gra błędów – coś w tym jest. Za styl nie ma not ani punktów. Wniosek jest taki, że lepiej brzydko wygrać, niż ładnie przegrać.

Dziękuję za rozmowę.

w Iławie rozmawiała Emilia Kotarska
fot. PlusLiga