Dotarliśmy już do najważniejszego etapu LOTTO EUROVOLLEY POLAND 2017. Przed nami już tylko półfinały i spotkania o medale. Dziś jednak podsumujemy to, co przez dwa ostatnie dni działo się w barażach i ćwierćfinałach.

Pierwsze spotkania barażowe nie zwiastowały większych sensacji i ich nie przyniosły. Co prawda mecz Bułgaria – Finlandia zaczął się trochę niespodziewanie, bo Suomi wygrali seta, ale potem ekipa z Bałkanów opanowała sytuację i wręcz przejechała się po skandynawskich rywalach. Włosi zaś w trzech partiach odprawili Turcję, choć w tym meczu liczyliśmy jednak na trochę lepsze widowisko. Turcy, podobnie jak w grupowym spotkaniu z Belgią, nie wykorzystali kilku piłek setowych i nie udało im się przedłużyć nadziei w tym pojedynku. Po tych starciach wszyscy czekaliśmy na wisienkę, albo jak to ostatnio popularne, truskawkę na torcie tego wieczoru, czyli bój o ćwierćfinał biało-czerwonych ze Słowenią. No i się doczekaliśmy…

Mecz ze Słoweńcami już od początku nie układał się dobrze, widać było, że nasi rywale wyszli na parkiet z żądzą awansu i byli naprawdę zmotywowani, by to osiągnąć. Ja w naszych chłopakach ani w trenerze tego, niestety, nie widziałem. W zasadzie, wszyscy wiemy, jak potoczył się ten mecz, więc niby nie ma co tutaj do tego wracać, ale popatrzymy sobie troszeczkę w statystyki. Bartek Kurek z dziesięciu ataków skończył zaledwie dwa, Dawid Konarski zdziewięciu cztery, a Michał Kubiak miał udanych pięć na jedenaście prób. Wszyscy pod kreską. Bartek Lemański miał 20% skuteczności z jedną skończoną piłką, a dwaj nasi środkowi łącznie zdobyli tyle samo bloków, co jeden Alen Pajenk. Warto dodać, że Słoweniec miał też 100% w ataku, bo wykorzystał wszystkie szanse. My popsuliśmy też trzynaście zagrywek, zdobywając tym elementem tylko jeden punkt. Słoweńcy co prawda zmarnowali tyle samo serwisów, ale posłali za to pięć asów. Myślę, że to wystarczające podsumowanie tego meczu. Powiedzmy sobie szczerze, nasi siatkarze do tych mistrzostw byli fatalnie przygotowani i dlatego ta przygoda skończyła się już w barażach. I co z tego, że zmiennicy byli w dobrej formie i wnosili coś do gry, skoro trener i tak w każdym kolejnym meczu wychodził tą samą szóstką co zawsze. Myślę jednak, że nie ma sensu dalej dywagować nad tą klęską, bo wszystko zostało już wszędzie powiedziane i nie ma co więcej tu dodawać.

Na krótko po krakowskim dramacie dotarły do nas szokujące wieści z katowickiego Spodka, gdzie Czesi w czterech setach wygrali z Francuzami. Szok i niedowierzanie, ale nasi południowi sąsiedzi najzwyczajniej w świecie zasłużyli sobie na ten awans. Mistrzowie Europy (jeszcze aktualni) od początku turnieju prezentowali się zdecydowanie poniżej swoich możliwości, to nie była ta sama drużyna, co chociażby jeszcze podczas Ligi Światowej. Już grupowe spotkania Team Yavbou pokazały, że EuroVolley może nie być dla nich udany, ale któż by się spodziewał, że odpadną z reprezentacją Czech?! Jenia Grebennikov powiedział po meczu, że Francuzi nie zagrali jak drużyna, ale jak indywidualności. I myślę, że właśnie tej zespołowości zabrakło Les Bleus, nawet w starciu z teoretycznie o wiele słabszymi rywalami. Czesi za to grali tak naprawdę bez żadnej presji, bo ich celem było samo wyjście z grupy. Więcej o podopiecznych Michala Nekoli napiszę tu jeszcze przy okazji ćwierćfinałowego spotkania z Niemcami, a ten barażowy mecz podsumujmy tak: Trójkolorowy balonik pękł w Katowicach i to z ogromnym hukiem.

Dzień później odbyły się ćwierćfinały. Na pierwszy ogień poszło starcie pogromców biało-czerwonych – Słowenii z reprezentacją Rosji. Co tu dużo mówić, był to mecz zdecydowanie do jednej bramki. O przebiegu gry wystarczy napisać tyle, że podopieczni Slobodana Kovaca w żadnym z setów nie przekroczyli nawet granicy dwudziestu punktów. U wicemistrzów Europy w tym spotkaniu nie było widać ani polotu, ani radości z gry, ani pewności siebie. Rosjanie ich po prostu zmietli i zdominowali w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Chociażby w ilości bloków, gdzie Sborna wygrała ze swoimi rywalami 13:2. Kosmos. Słowenia na tle ekipy Sergeya Shlapnikova wyglądała niemal jak dzieci we mgle, ale trudno się temu dziwić. Rosjanie podczas mistrzostw Europy nie stracili nawet jednej partii, a przypomnę, że jesteśmy już na etapie półfinałów. Można więc śmiało stwierdzić, że Sborna wyrosła na głównego faworyta LOTTO EUROVOLLEY POLAND 2017.

Drugi ćwierćfinał odbył się w Spodku i obfitował już w o wiele więcej emocji. Naprzeciwko siebie stanęli Niemcy i sensacyjny pogromca Francuzów, Czechy. Przed tym spotkaniem wielu zastanawiało się, czy Czechom uda się powtórzyć grę z poprzedniego dnia i awansować do strefy medalowej. No i faktycznie, podopieczni Michala Nekoli wcale nie odstawali od swoich przeciwników. Niemcy co prawda wygrali pierwszego seta, ale w drugiej partii nie mieli absolutnie nic do powiedzenia. Walecznym Czechom udało się powstrzymać Gyorgy’a Grozera, a brązowi medaliści mistrzostw świata bez jego udanych ataków radzili sobie dużo gorzej. Poskutkowało to tym, że nasi południowi sąsiedzi rozgromili tych zachodnich do 16. Później obie drużyny szły łeb w łeb, ale w połowie trzeciego starcia Andrea Giani wprowadził na boisko Rubena Schotta i Marcusa Bohme. Zmiany te okazały się dla jego drużyny zbawienne i w dużej mierze dzięki nim Niemcy zapisali tę partię na swoim koncie. W trzecim secie Czesi zagrali już gorzej, ewidentnie opadli z sił i zakończyli swoją przygodę z turniejem. Mogą być jednak z siebie dumni, bo osiągnęli wynik zdecydowanie ponad stan, wyeliminowali mistrzów Europy i przez moment byli na ustach wszystkich siatkarskich kibiców. Świetnie prezentowali się zwłaszcza w obronie, walczyli o każdą piłkę, ale nie udało im się przedłużyć tego fantastycznego dla nich epizodu. Ciekawe, co ta drużyna pokaże w kolejnych turniejach.

Dwa wieczorne ćwierćfinałowe spotkania nie miały większej historii. Oba zakończyły się dosyć szybko, po trzech setach. W meczu Bułgaria – Serbia swoją siłę pokazali podopieczni Nikoli Grbicia. Do zwycięstwa poprowadził ich Drazen Luburić oraz środkowi, na których recepty nie mogli znaleźć Bułgarzy. Ten mecz pokazał też, jak ważny dla ekipy Plamena Konstaninova jest jej lider, Cvetan Sokolov. Jeśli on faluje, a tak było wczoraj, to faluje też cała drużyna. Siatkarze reprezentacji Bułgarii mają jednak czego żałować, bo w trzeciej partii mieli po swojej stronie dwa setbole i kto wie, jak potoczyłyby się losy tego meczu, gdyby je wykorzystali. Tak się jednak nie stało, więc to Serbowie w świetnym stylu uzyskali przepustkę do strefy medalowej. W drugim spotkaniu zmierzyli się Belgowie i Włosi. Ten mecz pokazał tylko, jak znakomity turniej rozgrywają Smoki. Podopieczni Vitala Heynena od początku mistrzostw prezentują się świetnie i zdecydowanie są czarnym koniem tej imprezy. Niewielu chyba jednak się spodziewało, że pojedynek z Italią pójdzie im tak gładko. A zwłaszcza drugi set, w którym po prostu rozbili swoich rywali, wygrywając do 11. Azzurri nie byli wczoraj tą samą drużyną, co w fazie grupowej, nie mogli się odnaleźć w tym spotkaniu, a pech chciał, że po drugiej stronie siatki byli rozpędzeni Belgowie, którzy rozgrywają turniej życia.

Już jutro odbędą się półfinały LOTTO EUROVOLLEY POLAND 2017, które zapowiadają się znakomicie. Ogromne emocje czekają nas w pierwszym, jak i w drugim starciu. O 17:30 Niemcy zmierza się z Serbią. Zobaczymy, czy Gyorgy Grozer i spółka podołają wyzwaniu i po ostatnich wielu niepowodzeniach w końcu sięgną po duży sukces. Później obejrzymy starcie Rosjan z fantastycznymi Belgami, którzy na tych mistrzostwach nie kładą się przed nikim. Czy Smokom uda się pokonać także potężną Sbornę? Odpowiedź na te oraz inne pytania poznamy już jutro. Jedno jest pewne – emocji nie zabraknie!

oprac. własne