Przyjechaliśmy tutaj w nagrodę za pierwszą rundę PlusLigi, kiedy to znaleźliśmy się w czołówce. Obiecaliśmy sobie, że będziemy po prostu cieszyć się z własnej gry. Chcieliśmy pokazać naszą radosną siatkówkę i nie zrażać się ewentualnie tym, co może nie wyjść. A przez te dwa dni wychodziło nam wszystko, więc zadowolenie jest większe. – mówił tuż po spotkaniu finałowym Damian Schulz, który wybrany został MVP turnieju finałowego Pucharu Polski, rozgrywanego w Hali Stulecia we Wrocławiu.

Emilia Kotarska: Turniej finałowy pokazał, że faworyci są tylko na papierze. W drodze po Puchar Polski pokonaliście najpierw ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle a w finale PGE Skrę Bełchatów. Przed turniejem mało kto stawiał na Trefl Gdańsk, a jednak to gdańskie lwy mogą cieszyć się ze zwycięstwa.

Damian Schulz: Dokładnie tak. Nie byliśmy faworytem tego turnieju finałowego. Przyjechaliśmy tutaj w nagrodę za pierwszą rundę PlusLigi, kiedy to znaleźliśmy się w czołówce. Obiecaliśmy sobie, że będziemy po prostu cieszyć się z własnej gry. Chcieliśmy pokazać naszą radosną siatkówkę i nie zrażać się ewentualnie tym, co może nie wyjść. A przez te dwa dni wychodziło nam wszystko, więc zadowolenie jest większe.

Radość, o której wspomniałeś, była widoczna na boisku. To ona Was napędzała do jeszcze lepszej gry. Tak naprawdę mecze Pucharu Polski były najlepszymi spotkaniami w Waszym wykonaniu w ostatnim czasie. Pokazaliście, że jeszcze nie powiedzieliście ostatniego słowa…

Przegraliśmy trzy ważne mecze w PlusLidze – z ZAKSĄ, Skrą i ONICO. Cieszymy się, że udało nam się dwóm drużynom zrewanżować w taki sposób, bo z Kędzierzynem i Bełchatowem w lidze graliśmy dobrze. Jeśli chodzi o mecz  Warszawie, to zdecydowanie mieliśmy słabszy dzień. Dzisiaj pokazaliśmy, że inne zespoły muszą się nas bać.

Zagrywka była Waszą mocną stroną zarówno w meczu półfinałowym jak i samym finale. Rywale w tym elemencie nie potrafili Wam dorównać.

Kędzierzynianie tylko w pierwszym secie zagrywali lepiej od nas, wtedy obroniliśmy zaledwie dwie piłki i słabiej prezentowaliśmy się w kontrataku. Od drugiej partii to wszystko się zmieniło i trwało do dzisiaj. Utrzymaliśmy dobry poziom serwisu.

Po wygranej z ZAKSĄ pojawiły się w głowie myśli, że w drodze do zdobycia Pucharu stoi jeszcze silna Skra?

Nie myśleliśmy o tym. Chcieliśmy zagrać dokładnie tak samo, jak w półfinale – wesołą i radosną siatkówkę, naszą siatkówkę. Gdy coś nam nie wychodziło, to nie skupialiśmy się na tym co złe, tylko cieszyliśmy się z tego, że tutaj jesteśmy i mogliśmy wystąpić w turnieju finałowym. Wygraliśmy i z tego się bardzo cieszymy.

Zostałeś wybrany najlepszym zawodnikiem turnieju. W takich przypadkach zawodnicy zawsze podkreślają, że nagrody indywidualne nie są ważne, ale jednak to, że ktoś docenia włożoną pracę przynosi Wam satysfakcję.

Na pewno takie wyróżnienia są czymś fajnym. Najbardziej z tej nagrody będzie cieszyła się moja żona (śmiech). Ona kolekcjonuje wszystkie moje statuetki, więc w tym momencie jest chyba najszczęśliwszym człowiekiem.

Twoja kolekcja statuetek ciągle się powiększa.. a to jeszcze nie koniec. Przyszedł czas na powiększenie półki?

Na razie ta półka, którą mamy jest wystarczająca. Zobaczymy, jak będzie dalej (śmiech).

Jak smakuje Puchar Polski?

Nie wiem, co mam powiedzieć. To bardzo miłe uczucie. Po tych trzech setach pełnych walki, jestem bardziej zmęczony niż po jakimkolwiek innym pięciosetowym boju. Spotkanie kosztowało nas bardzo dużo energii.

Miejmy nadzieję, że ten Puchar Polski nakręci Was jeszcze bardziej i radosna siatkówka, o której wszyscy mówicie, będzie widoczna do końca sezonu…

Dokładnie. Teraz czeka nas ciężki mecz z GKS-em Katowice, z którym jeszcze nie wygraliśmy, więc na pewno po tym sukcesie pojedziemy naładowani z chęcią wywiezienia trzech punktów z tego trudnego terenu.

w Hali Stulecia rozmawiała Emilia Kotarska