W ósmej kolejce Ligi Siatkówki Kobiet Legionovia Legionowo odniosła drugie zwycięstwo w tym sezonie, pokonując w trzech setach Trefl Proxima Kraków. O ważnej dla zespołu wygranej i nadziejach na ten sezon opowiada nam Beata Mielczarek, kapitan Legionovii Legionowo.

Jolanta Kaczorowska: Już dawno kibice nie widzieli tak świetnie grającej Legionovii, pełnej zaangażowania, walczącej o każdą piłkę. Bardzo długo czekałyście na taki mecz i tak pewne zwycięstwo.

Beata Mielczarek: Zapracowałyśmy na to. Ostatni  tydzień dobrze przepracowałyśmy, a myślę że i w głowach trochę się nam pozmieniało. Zdobyłyśmy trzy punkty i odbiłyśmy się od dna tabeli. Za chwilę wyjeżdżamy do Muszyny, później mamy mecz z ENEA PTPS Piła. Tam też będziemy chciały uzbierać punkty tak, aby znaleźć się w połowie tabeli. Liczymy na ósme miejsce. Tabela zarówno u góry, jak u dołu jest bardzo ciasna. W środku zespoły mają po 10-12 punktów. Jak wygramy dwa, trzy spotkania to będzie dobrze. Zaprocentuje na przyszłość.

Wcześniejsze spotkania w waszym wykonaniu były bardzo słabe. W poniedziałek zobaczyliśmy zespół odmieniony o 180 stopni. Co zmienił w was stary-nowy trener, że zaczęłyście grać zupełnie inaczej?

Przede wszystkim nie boimy się ryzykować, atakować z trudnych piłek. Myślę, że zmiana trenera dała nam impuls – chęć do grania i wygrywania, zmieniły się treningi.  Ważna jest też  mentalność trenera. To on zaszczepił w nas tę walkę. Jesteśmy głodne tej gry i chcemy wygrywać.

Do tej pory po waszej stronie siatki nie widać było ducha walki. Traciłyście dwa, trzy punkty i od razu uciekało z was powietrze. Początek spotkania przeciwko Treflowi Proxima Kraków wyglądał podobnie. Zaczęłyście bardzo słabo, ale tym razem nie poddałyście się…

Widziałyśmy, że na ławce trenerzy nas dopingują. Grałyśmy nie w sześć zawodniczek na boisku, ale w trzynaście. Byli też z nami kibice, to nas uskrzydliło i poniosło do walki. To był ciężki set, ale wiedziałyśmy, że jak uda się nam go wygrać, to będzie dobrze. I wygrałyśmy.

W kolejnych setach poszłyście za ciosem, prowadząc w setach od samego początku.

Drugi set był bardzo dobry. W szatni po przerwie wiedziałyśmy, że trzeci będzie ciężki, ale zmotywowałyśmy się, na początku partii odjechałyśmy rywalkom i później gra układała się po naszej myśli.

Większość zawodników krytykuje przerwę po drugim secie, bo ona wybija z rytmu każdy zespół. Wygrywający przegrywa trzeciego seta, a przegrywający dostaje nowych sił…

Nam udało się utrzymać rytm. Zmotywowałyśmy się, trener powiedział nam kilka ważnych słów. Myślę, że teraz będziemy już tylko walczyć.

Czy dodatkowym smaczkiem w tym spotkaniu był fakt, że po dwóch stronach siatki spotkały się zawodniczki sopockiego Trefla z poprzedniego sezonu?

Trzy po jednej stronie boiska, trzy po drugiej. Myślę, że była w nas chęć pokazania koleżankom-przeciwniczkom, że też potrafimy grać. To była zdrowa rywalizacja.

One trafiły do beniaminka, który miał się bić o pozostanie w ekstraklasie, a jednak świetnie sobie radzi i jest wyżej w tabeli.

Są tylko jeden punkt przed nami. Niedługo pojedziemy do nich i pokażemy tę samą walkę.

Na co teraz tak naprawdę was stać? Czy po jednym świetnym spotkaniu można powiedzieć, że teraz będzie już tylko lepiej, czy może obawiacie się, że to był jednorazowy sukces?

Chcemy, aby ten pozytywny impuls trwał nie jeden mecz czy dwa, a dłużej – przez cały sezon. Mamy  sporo młodych dziewczyn i chcemy, żeby odbudowały się i miały chęć do gry. Uważam, że ten zespół stać na dużo więcej i sprawimy jeszcze niespodziankę w tym sezonie. I to nie jedną.