Bartosz Gawryszewski przez ostatnie pięć lat reprezentował żółto-czarne barwy. W piątek ponownie zagrał w ERGO ARENIE, tym razem stojąc po stronie Espadonu Szczecin. W wywiadzie opowiedział o przebiegu spotkania z Treflem Gdańsk, wymagających rozgrywkach i o tym, jak to jest wrócić do domu.

Emilia Kotarska: Pół żartem, pół serio – gdańscy kibice nie są zadowoleni z Twojego przyjazdu do ERGO ARENY…

Bartosz Gawryszewski: Takie jest życie. Ja cieszę się, że udało nam się wygrać to spotkanie. Tak na poważnie już mówiąc, liga w tym roku jest bardzo wyrównana. Wyniki co chwila są dziwne. Chociaż „dziwne”, to może złe słowo. Naprawdę ciężko w każdym meczu wytypować zwycięzcę. Tak samo było dzisiaj. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że przyjeżdżamy do drużyny, której celem jest na pewno walka o medal. Trefl ma bardzo dobrych zawodników, my nie byliśmy faworytem tego spotkania. Dlatego tym bardziej cieszy fakt, że udało nam się wywieźć z Gdańska aż trzy punkty.

Nie da się ukryć, że wynik z ERGO ARENY możemy rozpatrywać w kategoriach niespodzianki…

Na pewno jest to zaskoczenie, nie ma co ukrywać. Ale to zaskoczenie jest spowodowane naszą dobrą postawą w meczu. Cała drużyna zasłużyła na słowa ogromnej pochwały, bo niezależnie od tego, kto znalazł się na boisku, to dokładał swoją cegiełkę do tego końcowego rezultatu. Cóż więcej mogę powiedzieć? Jestem przeszczęśliwy, bo zwycięstwo z faworytem to podwójna radość.

Ogromny wpływ na losy tego spotkania miała Wasza zagrywką,dzięki której odrzuciliście Trefla od siatki…

Ten element bardzo mocno przyczynił się do końcowego rezultatu. Wiedzieliśmy, że jeśli Gdańsk ma piłkę przy siatce, to stwarzają ogromne zagrożenie na środku. Mają znakomitych środkowych Wojtka Grzyba i Piotrka Nowakowskiego. Jedynym sposobem na wyeliminowanie takiego zagrożenia jest więc zagrywka. To nam się dzisiaj udało i to zdecydowanie zadecydowało o naszej wygranej.

Forma obu drużyn w tym spotkaniu falowała, raz jedna drużyna zdobywała kilka punktów z rzędu, raz druga…

Na to również miała wpływ właśnie zagrywka. Kiedy w jednym secie drużyna z Gdańska przycisnęła nas mocno serwisem, przegraliśmy seta, ale cieszy to, że ta sytuacja nas nie podłamana i utrzymaliśmy wysoki poziom grania do samego końca. Rezultatem są cenne trzy punkty.

W Gdańsku spędziłeś ostatnie pięć lat swojej kariery. Jak czujesz się po powrocie do ERGO ARENY?

W Gdańsku czuję się jak w domu. Pięć lat w sportowej przygodzie z siatkówką to na pewno szmat czasu. Miło jest wrócić więc do tych samych kibiców i przyjaciół. To na pewno wyjątkowe przeżycie.

Ostatni mecz przegraliście z MKS-em Będzin. Podrażniła Was ta porażka czy raczej wpłynęła motywująco?

Ta porażka nas bardzo bolała. Spotkanie nie ułożyło się do końca po naszej myśli. Nie ma co jednak ukrywać, że drużyna z Będzina wyciągnęła tamto spotkanie. Należy im się za to ogromny szacunek. Wygraliśmy pewnie pierwszego seta a potem nasza gra znów zaczęła falować. Jedno jest pewne, po porażce na pewno gra się trudniej niż po wygranym spotkaniu. Trzeba jednak podkreślić, że mimo przegranej zdobyliśmy ten jeden ważny punkt i tak naprawdę tylko w jednym meczu w tym sezonie nie zapunktowaliśmy. Porażka na pewno boli, ale jeżeli po przegranej mamy grać tak dobrze, to po prostu trzeba wyciągnąć wnioski.

W kolejnym spotkaniu zmierzycie się z drużyną Dafi Społem Kielce. To nie będzie jednak łatwe spotkanie, bo takie zespoły w każdym meczu walczą na śmierć i życie o każdy cenny punkt do ligowej tabeli…

Zgadza się. Kielczanie nie mieli łatwego początku sezonu. Mimo tego nie skreślałbym tej drużyny. Nawet dzisiejszy dzień pokazał, że nie można nikogo lekceważyć, bo chwila lekkiej dekoncentracji i punkty uciekają. Jestem przekonany, że to będzie bardzo trudne spotkanie i na takie spotkanie właśnie będziemy się nastawiać.

w ERGO ARENIE rozmawiała Emilia Kotarska