MKS Będzin w minioną niedzielę awansował do turnieju finałowego PreZero Grand Prix, który odbędzie się w przyszły weekend w Gdańsku. O organizacji tych innowacyjnych rozgrywek, połączeniu siatkówki plażowej z halową i zmianach barw klubowych rozmawialiśmy z Bartoszem Gawryszewskim.

Emilia Kotarska: Ostatni mecz z Jastrzębskim Węglem trzymał w napięciu do samego końca. Stawka była ogromna, bowiem tylko wygrana dawała Wam awans do turnieju finałowego, który odbędzie się w Gdańsku.

Bartosz Gawryszewski: Awans do turnieju finałowego jest dla nas ogromnym wyróżnieniem, ponieważ znaleźliśmy się w elitarnym gronie. Czeka nas wyjazd do Gdańska, szczególnego miejsca dla mnie, mógłbym nawet powiedzieć, że prawie rodzinnych stron. Mam tam mnóstwo przyjaciół, dlatego cieszę się podwójnie, spakuję torby chyba od razu i będę czekał z ogromną niecierpliwością na podróż. Wielkie brawa należą się chłopakom i całej drużynie. Wcześniej mówiłem, że turniej to taka dobra zabawa, ale nie da się ukryć, że w sporcie rywalizacja jest zawsze. Udowodniliśmy, że przyjechaliśmy tutaj powalczyć o dobry wynik. Udało się zasłużenie awansować do turnieju finałowego, dlatego jesteśmy zadowoleni z rezultatów.

Pogoda nie była za bardzo łaskawa. Jak znieśliście te piekielne warunki na piasku?

Pierwsze dwa mecze określiłbym mianem termoobiegu na 250 stopni (śmiech). Natomiast w meczu z Jastrzębskim Węglem było już tylko 120 stopni! Ogromna różnica, za sprawą chmurek, które pojawiły się na niebie, można było złapać oddech.

Jak oceniasz turniej PreZero Grand Prix w ramach przygotowań do sezonu w tych dziwnych, trudnych i zupełnie innych czasach?

To są rzeczywiście inne, dziwne i przede wszystkim trudne czasy dla całego środowiska sportowego. Nie możemy normalnie funkcjonować, na szczęście wszystko powoli zaczyna wracać do normy. Jeśli chodzi o sam turniej to na pewno jest dużo śmiechu i zabawy, ale co najważniejsze, to musimy dbać o to, żeby nic sobie nie zrobić. To jest cel numer jeden. Wiadomo, że rywalizacja rywalizacją, ale w tym momencie jesteśmy w najcięższym treningu, jaki tylko istnieje. Trzeci tydzień już za nami. Na pewno fajne jest to, że mogliśmy pojechać do Krakowa i oderwać się trochę od grania w hali. Nie ma co też ukrywać, że tam często jest cieplej niż na piasku, mimo tego upału ponad 30 stopni. To był czas na przewietrzenie głowy i pokazanie się kibicom po tak długiej przerwie. Trzeba podkreślić też to, że robimy to przede wszystkim dla nich, żeby mogli nas zobaczyć, bo są spragnieni siatkówki. Przyjechali z nami, żeby nas wspierać przez cały czas. Dlatego to jest naprawdę dobry czas, wszystkim nam tego brakowało, a dzięki PreZero Grand Prix możemy przywitać się z kibicami.

Jedno trzeba podkreślić, że każdy z nas czekał z niecierpliwością na te pierwsze mecze. Karol Kłos po sparingach reprezentacji w Zielonej Górze powiedział nawet, że to Polska odmroziła siatkówkę jako pierwsza na świecie. Cieszymy się z tego powodu, ale z dozą niepewności czekamy na to, co będzie dalej, jak rozwinie się sytuacja w Polsce…

Z tyłu głowy cały czas pojawia się myśl odnośnie tego, co będzie za jakiś czas, ale trzeba pozytywnie patrzeć w przyszłość. Na szczęście możemy się już widywać w hali, grać i trenować. Telewizja też pokazuje mecze na żywo. Myślę, że wszystko jest na najlepszej drodze, żeby liga ruszyła normalnie, bez żadnych przeszkód. Trzymajmy za to wszyscy kciuki.

Turniej PreZero Grand Prix jest swoistym połączeniem zasad plażówki i siatkówki halowej. Cztery osoby na boisku, z których każda może atakować – to na pewno innowacyjny pomysł na rozgrywki przed startem sezonu. Łatwo było odnaleźć się w tak niecodziennej sytuacji?

Na pewno są troszkę inne zasady, te cztery osoby już dużo zmieniły, do tego doszło większe boisko niż na plażówce. Wiadomo, że można robić większe cuda z piłką, sędziowie nie są aż tak restrykcyjni jak w hali. Można wymieniać jeszcze więcej takich smaczków, a tak naprawdę chodzi o przysłowiowy „fun” i o to, żeby fajnie zaprezentować się przed sezonem, a kibicom dostarczyć emocji. Mam nadzieję, że to też czynimy.

fot. Polska Liga Siatkówki, Piotr Sumara

Po dwóch latach odszedłeś z Aluronu CMC Warty Zawiercie. W przyszłym sezonie będziesz reprezentował barwy MKS-u Będzin. Jakie czynniki zadecydowały o przenosinach do tego klubu?

Życie sportowca polega trochę na takiej tułaczce. Nie ma co ukrywać, że bardzo rzadko zdarza się, żeby jeden zawodnik był dłużej w jednym miejscu niż 2-3 lata. Cztery lata to już w tych czasach bardzo dużo i można powiedzieć, że jest to ewenement w skali świata. Cieszę się, że trafiłem w nowe miejsce, bo uważam, że każde nowe miejsce jest fajnym impulsem dla zawodnika do tego – nawet pomimo już swoich lat – żeby rozwijać się i nauczyć czegoś nowego, a o to przecież w tym wszystkim chodzi. Uważam, że zmiana klubu jest zawsze największym bodźcem ku temu, aby mieć motywację do tego, żeby być jeszcze lepszym.

Gdybyś miał podsumować dwa sezony spędzone w poprzednim klubie i wybrać jakieś szczególne momenty z grania w barwach Jurajskich Rycerzy, to co by to było?

Na pewno musiałbym rozgraniczyć dwa okresy, ten pierwszy sezon i drugi, o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć, wiadomo dlaczego. Pierwszy rok w Zawierciu to olbrzymie sukcesy, Final Four Pucharu Polski, otarliśmy się nawet o medal. A ten drugi chciałbym wymazać po prostu z pamięci, nawet nie chcę o tym mówić. Był to ciężki czas, sezon nie został dokończony. Nie chcę do tego wracać. Zawiercie na pewno zapamiętam z fajnych kibiców, którzy zawsze byli z nami. To pozostanie w mojej głowie.

Jak wyglądają Wasze obecne przygotowania do sezonu? Czy obostrzenia komplikują treningi?

Nie da się ukryć, że były dość duże problemy, żeby sprowadzić zagranicznych zawodników do kraju. To wszystko jest związane z pandemią na świecie. Trzeba w tym miejscu pochwalić klub, który stanął na wysokości zadania, a przecież to nie było łatwe. Można powiedzieć, że zagraniczni gracze w ekspresowym tempie znaleźli się u nas, dlatego też wielkie brawa i ukłony należą się zarządowi, który dokonał tak trudnej rzeczy. To była chyba jedyna bolączka, która dotknęła nasz klub, bo wiedzieliśmy, że coś jest nie tak i trzeba będzie podjąć się trudnego wyzwania. Na szczęście jednak udało się tego dokonać i jesteśmy w komplecie. Ciężko pracujemy w hali, musimy zrobić wydolność a po trzech miesiącach utrudnionych możliwości, żeby robić cokolwiek, jesteśmy w najtrudniejszym momencie przygotowań. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jeżeli teraz nie przepracujemy solidnie tego okresu, to potem mecze na boisku same się nie wygrają.

Trener Jakub Bednaruk zestawiając zawodników, stworzył mieszankę młodości z doświadczeniem. W Krakowie podglądał Was z boku i z pewnością wyciągał wnioski. Jak układa się współpraca z popularnym „Diabłem’?

Tak jak wspominałem wcześniej, ten turniej jest po to, żeby bardziej pokazać się kibicom. Jedno jest pewne, jak wychodzi się na boisko, to nie po to, żeby przegrać. Trener obserwuje nas i cały czas patrzy (śmiech). Przyjechaliśmy tutaj, żeby wygrywać i jechać do Gdańska. To nam się udało.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

z Krakowa Emilia Kotarska

fot. Polska Liga Siatkówki, Piotr Sumara