Wczoraj w drugim półfinale po zaciętej walce przemeblowany LOTOS Trefl Gdańsk uległ drużynie PGE Skry Bełchatów. O przebiegu tego spotkania, znakomitej postawie młodych zawodników, chorobach w drużynie i wzroście formy rozmawialiśmy z Bartoszem Gawryszewskim, środkowym żółto-czarnych.

Emilia Kotarska: Drużyna LOTOSU Trefla Gdańsk zagrała dzisiaj w dość przemeblowanym składzie. Na przyjęciu zobaczyliśmy dwóch młodych i dobrze rokujących zawodników. Powiedz mi, co robisz przed meczem jako kapitan, żeby wesprzeć tych młodych chłopaków, którzy dzisiaj musieli się zmierzyć ze Skrą.

Bartosz Gawryszewski: Nawet jako kapitan, ja specjalnie nie muszę niczego robić. Ci młodzi chłopcy wiedzą, jaka jest ranga takiego pojedynku i jak ważny jest to mecz. A przede wszystkim, jaka to jest nagroda dla nas za ciężką pracę i trud włożony w każdy trening. Trzeba podkreślić, że zagraliśmy mecz w Nysie w bardzo specyficznej sali – oczywiście, w dobrym tego słowa znaczeniu (nyskim kotle) – z wykorzystaniem innych piłek. Potem pojechaliśmy do Rzeszowa i mimo tego, że nikt na nas nie stawiał nawet złamanego grosza, to udało nam się wygrać. Trzeba też pamiętać, że cały czas brakuje nam Mateusza Miki, który dopiero wraca po kontuzji. Miłosz Hebda z bardzo wysoką gorączką musiał zostać dzisiaj w hotelu. Myślę, że to wszystko obrazuje, jak dużo zdrowia kosztuje nas w tej chwili gra. Cieszymy się jednak z tego, że gramy dobrze. Mimo porażki ze Skrą, jesteśmy dumni, zostawiliśmy serce na boisku. Bełchatowianie dzisiaj byli od nas lepsi, ale na pewno postawiliśmy im trudne warunki. Wynik meczu nie do końca odzwierciedla przebieg całego spotkania. Było kilka momentów trudnych dla nas, gdzie Bełchatów zagrał znacznie lepiej od nas, ale poprzeczkę postawiliśmy bardzo wysoko.

Czego więc zabrakło dzisiaj? Wynik w dwóch setach był na styku i Skra była do ogrania…

Może zabrakło nam trochę doświadczenia. Jednak niczego złego nie można powiedzieć o naszej drużynie, bo zagraliśmy naprawdę dobre spotkanie, tak jak ostatnie sześć spotkań z rzędu, które wygraliśmy. Widać, że nasza gra znacznie się poprawiła i w końcu gramy taką siatkówkę, jaką chcieliśmy pokazywać od początku sezonu. Nawet nasze problemy, w żadnym wypadku, nie zaważyły na poziomie gry. Przykład Szymona Jakubiszaka, ktory zagrał dzisiaj naprawdę koncertowo. Chapeau bas dla niego. Wiem, jak to jest w takim wieku wyjść w podstawowej szóstce i to w meczu z Bełchatowem, gdzie cała siatkarska Polska ma oczy zwrócone na Halę Stulecia we Wrocławiu. Szymon pokazał się z bardzo dobrej strony. Jest to na pewno zawodnik, w którego trzeba inwestować. Oczywiście, czeka go jeszcze dużo pracy, ale już teraz pokazuje, że jego warunki są niesamowite. Bartosz Pietruczuk to kolejny siatkarz, który pokazuje się z bardzo dobrej strony. Myślę, że dzisiaj cała nasza drużyna zasłużyła na słowa uznania, bo mimo dużych problemów zdrowotnych nie poddajemy się i walczymy dalej.

Dla tak młodych zawodników, jak Szymon czy Bartosz, niezwykle ważne jest to, w jakim otoczeniu mogą zdobywać siatkarskie szlify…

Szymon (Jakubiszak – przyp. Red.) Ma dużo szczęścia, że gra w drużynie prowadzonej przez Andreę Anastasiego. Cała nasza drużyna stara się pomagać młodym chłopakom, jak tylko może, a oni potem oddają to na boisku. Uważam, że fajnie się patrzy na takie mecze, gdzie chłopcy robią ten krok do przodu i zbierają doświadczenie.

Biorąc pod uwagę wiek, dzisiaj mieliście najmniejsza średnia wieku na przyjęciu…

Myślę, że moglibyśmy wystartować spokojnie w Młodej Lidze (śmiech). Tym bardziej cieszy nasza postawa. Nie mamy się czego wstydzić, myślę, że kibice z Gdańska mogą być zadowoleni.

Na chwilę powróćmy jeszcze do meczu na Podpromiu, bo to pierwsza wygrana w historii klubu w Rzeszowie…

Chciałbym podkreślić jeszcze raz, że wygrana w Rzeszowie nie smakowałaby tak samo w starciu PlusLigi, jak w Pucharze Polski. Odebraliśmy po raz kolejny szansę Resovii na tytuł. Absolutnie my nic do nich nie mamy (śmiech), ale jeżeli nie jest się faworytem danego spotkania, a odnosi się zwycięstwo, to ta radość jest jeszcze większa. Nagrodą dla nas jest udział w Pucharze Polski. Jesteśmy trzeci raz z rzędu w turnieju finałowym, co świadczy o tym, że mimo tego, iż wielu już na nas wieszało psy, my dalej gramy swoje i sprawiamy niespodzianki. Rzeczywiście, nie zaliczyliśmy udanego startu PlusLigi, bo graliśmy w kratkę, ale teraz już nasza gra wygląda naprawdę dobrze. Z podniesionym czołem patrzymy w przyszłość.

Przed chwilą skończyliście mecz ze Skrą, a tu już trzeba myśleć o kolejnym rywalu. We wtorek zmierzycie się w Spodku z GKS-em Katowice…

W podróży jesteśmy już od paru ładnych dni. Do Gdańska jechaliśmy tylko się przespać, byliśmy w domach około 18.00, zrobiliśmy szybkie pranie. Niektórym to nawet ciuchy jeszcze nie wyschły, bo o siódmej rano już byliśmy z powrotem w autokarze i wyjeżdżaliśmy do Wrocławia. Długo jesteśmy poza domem. Obraz drużyny, jeśli chodzi o zdrowie, najlepiej pokazuje, ile to nas wszystko kosztuje. Cóż, taki mamy okres, trzeba sobie z nim poradzić. Co nas nie zabije, to nas wzmocni!

We Wrocławiu rozmawiała Emilia Kotarska