Trefl Gdańsk w niedzielny wieczór pokonał w trzech setach drużynę VERVY Warszawa Orlen Paliwa. O dyspozycji gdańskich lwów, motywacji po meczu ze Ślepskiem i końcówce fazy zasadniczej rozmawialiśmy z Bartoszem Filipiakiem, atakującym żółto-czarnych.

Emilia Kotarska: Czapki z głów – podczas meczu z VERVĄ Warszawa Orlen Paliwa zaprezentowaliście znakomitą dyspozycję. Pokonaliście drużynę, która do tej pory przegrała zaledwie dwa spotkania (z PGE Skrą Bełchatów i Cerradem ENEĄ Czarnymi Radom). Co było Waszą siłą w tym spotkaniu?

Bartosz Filipiak: Powiem dość przewrotnie, że naszą siłą był przegrany mecz z Suwałkami. Po tamtym spotkaniu nikt z nas nie był zadowolony, mieliśmy trudne chwile, ale na szczęście starcie z Warszawą przyszło dosyć szybko i mogliśmy się zrehabilitować za porażkę ze Ślepskiem oraz pokazać nasze prawdziwe oblicze.

Jak to jest, gdy gra się z tymi teoretycznie lepszymi zespołami, jest wtedy mniejsza presja, bo oni muszą, a Wy możecie?

Ciężko powiedzieć, ponieważ to było dopiero nasze pierwsze zwycięstwo z zespołem z pierwszej czwórki. Do tej pory wygrywaliśmy więcej meczów z drużynami na podobnym poziomie. Może w tych spotkaniach z teoretycznie trudniejszym rywalami gramy na troszeczkę większej fantazji, ale punkty za tym nie szły w parze. Cieszymy się jednak z tego, że po raz pierwszy w sezonie wygraliśmy z zespołem z „czwórki”.

Mecze z górną częścią tabeli mają to do siebie, że bardziej ekscytują kibiców, są widowiskowe i pełne emocji. Może to wpływa na to, że wtedy docenia się Waszą postawę, nawet mimo porażek?

Rzeczywiście coś w tym jest, że kibice tak to odbierają. Tak naprawdę, żeby nawiązać jakąkolwiek walkę z takimi zespołami, musimy ryzykować w każdym elemencie. Podjęte ryzyko musi się zwracać, stąd może więcej efektownych akcji, a tym samym pozytywnego odbioru ze strony publiczności.

Kluczem do zwycięstwa w meczu z VERVĄ Warszawa był ten drugi set, w którym byliście tak naprawdę już pod ścianą, ale zdołaliście odrobić siedmiopunktową stratę?

Na pewno ogromny wpływ na zmianę naszej postawy miała dobra zmiana Kewina Sasaka, który posłał masę trudnych zagrywek na stronę rywala. To pozwoliło zbliżyć się do drużyny z Warszawy. Potem Paweł Halaba wykonał podobną robotę. Nie spuściliśmy głów i walczyliśmy do samego końca, to nam pomogło wygrać ten set. Zwycięstwo w tej partii dało nam jeszcze więcej wiary w to, że możemy wygrać trzecią odsłonę i w konsekwencji cały mecz.

Wspominany mecz ze Ślepskiem był najgorszym spotkaniem w Waszym wykonaniu na przestrzeni tego sezonu. Co zrobiliście, że w tak krótkim czasie – zaledwie trzech dni – potrafiliście wrócić w tak dobrej dyspozycji na parkiet?

To jest na pewno efekt dobrej pracy na treningach. Przetrenowaliśmy solidnie dwa dni, chcieliśmy się przygotować jak najlepiej do kolejnego spotkania. Na pewno złość po przegranej z Suwałkami pomogła wrócić na nasz właściwy poziom. Zależało nam na tym, żeby pokazać, że mecz ze Ślepskiem to był wypadek przy pracy i że nasze możliwości są dużo większe niż te, które zaprezentowaliśmy w tamtym pojedynku.

Końcówka fazy zasadniczej jest niezwykle ekscytująca. Ścisk w tabeli od piątego do jedenastego miejsca jest ogromny. To powoduje dodatkowe emocje w tych ostatnich spotkaniach?

Nie odbieram tego w ten sposób. O miejscu w play-offach decyduje cały sezon, a nie ostatnie spotkania. Nasza drużyna skupia się na każdym kolejnym meczu, chcemy wygrywać jak najwięcej, tym się kierujemy. Nie nakładamy  na siebie dodatkowej presji, bo o końcowej klasyfikacji w fazie zasadniczej – tak jak już wspominałem – decyduje cały sezon.

Przed Wami kolejne trudne spotkanie z Aluronem Virtu CMC Zawiercie, ale po takim meczu jak ten z Warszawą, nastawienie nie może być inne jak tylko bojowe?

Dokładnie tak, po takim spotkaniu każdy z nas ma dużo energii. Organizm zdecydowanie szybciej się regeneruje. Będziemy walczyć o zwycięstwo z Zawierciem, bo na pewno nas na to stać.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

z ERGO ARENY Emilia Kotarska