Nie ma na świecie drugiego trenera siatkówki, który mógłby się pochwalić medalami mistrzostw Europy z trzema różnymi reprezentacjami. Andrea Anastasi na swój sukces pracował długie lata, a w ostatniej dekadzie na dobre związał się z naszym krajem. Teraz do przedsprzedaży trafiła jego autobiografia, w której postanowił opowiedzieć o tym, jak zdobył „licencję na trenowanie”. Zdradził też wiele nieznanych historii związanych ze specyfiką pracy w Polsce.

Zamów książkę w przedsprzedaży na: www.idz.do/anastasi-swo.

Fragment książki:

Za mojej kadencji przed meczami nigdy nie miałem problemów z alkoholem u moich graczy, choć po zakończeniu turniejów bywało czasem bardzo barwnie… Mówiłem chłopakom, że mogą się napić, nie chcę jednak, by przesadzali i byli w stanie upojenia. Musieli umieć wyczuć moment, w którym kończy się zabawa, a zaczynają kłopoty dnia następnego. Nigdy jednak nie robiłem żadnej afery, gdy pili.

Co z tego, że się napili? Czy to spowodowało, że nie zostali dwukrotnymi mistrzami świata? Czy każdy z nas w ogóle nie pije? Pamiętam, że z graczami kadry czy później Trefla Gdańsk byłem bardzo szczery w tej kwestii. Nie chciałem być hipokrytą. Przecież doskonale zdaję sobie sprawę, że każdy czasem musi cieszyć się życiem. Mówiłem graczom, że mogą robić, co chcą, gdy mają wolne. Muszą jednak szanować nasze treningi, czas, gdy rozgrywamy mecze czy też szykujemy się do turniejów. To oczywiście nie oznacza, że nigdy nic się nie stało… Musiało się stać, bo oczywiście polskie picie to jest coś, o czym Włochom się nawet nie śniło. Kilka razy widziałem, jak dużo potraficie pić, i chyba bardziej mnie to przeraziło, niż bawiło. Pamiętam, że raz w trakcie wyjazdu na Ligę Światową dałem chłopakom po meczu trochę wolnego. Poszli w miasto.

Następnego dnia mieliśmy zaplanowaną siłownię. Przyszli wszyscy, lecz mówiąc obrazowo, w różnym stanie. Niektórzy, niestety, w tragicznym. Podszedł do mnie Krzysiek Ignaczak, zaczął coś mówić, a wtedy poczułem zapach, którego wolałbym nie czuć. To cudowny człowiek, uwielbiam jego wielkie serce i zaangażowanie, którymi tak bardzo nam pomagał w trudnych chwilach. Wtedy jednak muszę przyznać, że trochę mnie zagotowało. Za karę dostali niezły wycisk na elektrycznej bieżni, widziałem, że było im słabo, ale żaden nie pękł.

Później patrzę, a „Igła” idzie robić przysiady ze sztangą, nałożone ma chyba ze 140 kilogramów. Przecieram oczy ze zdziwienia, a on bije swój rekord! Podszedłem do niego, uśmiechnąłem się i mówię: „Co jest grane? Widać, że wczoraj się zniszczyłeś, a dziś dźwigasz niczym młody Bóg. Jesteś najlepszym siatkarzem na świecie!”. Zacząłem się śmiać, a „Igła” podszedł do mnie, uderzył się kilka razy w pierś niczym goryl i dodał: „Nie, po prostu jestem Polakiem”.

O książce:

„Jestem od trenowania, a nie od gadania”

Czy ktoś z taką chęcią zwyciężania jak Andrea Anastasi może celowo przegrać? Oczywiście, że tak. W tej książce trener po raz pierwszy zdradza, jak wygląda taki dziwny mecz z perspektywy selekcjonera reprezentacji Polski.

Włoch barwnie opowiada o swojej biało-czerwonej przygodzie, zaczynając nie jak w klasycznej autobiografii od swojego dzieciństwa, lecz pierwszych kroków w zawodzie trenera. Mówi też o rodzącej się pasji do wygrywania i przewodzenia grupie, kulisach porażki na igrzyskach olimpijskich w Londynie, odejściu z reprezentacji Polski i późniejszych sukcesach w Treflu Gdańsk. Wszystko okraszone barwnymi historiami związanymi z biało-czerwonymi, a także swoistym rozliczeniem ze sprawą Mariusza Wlazłego, który nigdy nie zagrał w drużynie Anastasiego.

Poznaj bliżej jedynego trenera na świecie, który zdobywał medal mistrzostw Europy z trzema różnymi reprezentacjami. Zobacz, jak się zdobywa „licencję na trenowanie”.

„Andrea Anastasi. Licencja na trenowanie”
Autor: Andrea Anastasi, Kamil Składowski
Premiera: 4.09.2019
Cena okładkowa: 39,99 zł
Liczba stron: 272