W drugim półfinałowym starciu Trentino Volley pokonało Cucine Lube Banca Marche Civitanova 3:0. W finale staną naprzeciwko pogromców Asseco Resovii, Zenitu Kazań. O wrażenia po meczu zapytaliśmy rozgrywającego Diatec Trentino, Simone Giannelli. 

To twój debiut w Lidze Mistrzów, a wraz ze swoimi kolegami klubowymi dotarłeś do finału tych prestiżowych rozgrywek. Jak możesz podsumować spotkanie półfinałowe?

Simone Giannelli: – Jestem bardzo szczęśliwy, ponieważ to mój debiut w tak ważnych rozgrywkach. W tym sezonie dużo czasu poświęciłem na treningi, żeby znaleźć się w tym turnieju. W półfinale zagraliśmy bardzo dobrze przeciwko wymagającemu rywalowi, jakim jest Macerata. Cieszy nas to, że zagraliśmy wszyscy razem w tym meczu jako zespół. Maerata to wspaniały zespół, jednak dzisiaj nasza zespołowość przewyższyła ich talent. 

W spotkaniu o złoto, po drugiej stronie siatki staną wielkie gwiazdy. Pomimo tego, z wiarą w swój sukces wyjdziecie na parkiet?

Nie gramy przeciwko nazwiskom. W niedzielę przyjdzie nam się zmierzyć z Zenitem Kazań, który na tę chwilę jest najmocniejszym zespołem na świecie. Nie czujemy jednak przed nimi strachu. Wyjdziemy na boisko, żeby wygrać. Damy z siebie 100% naszych możliwości. Z pewnością będzie to dla nas trudna przeprawa, ale mam nadzieję, że wygramy. Trzymamy kciuki za naszą dobrą dyspozycję. 

Jaki element gry będzie kluczowy w tym starciu?

Wydaje mi się, że dyspozycja w polu serwisowym. Ekipa z Kazania bardzo dobrze i mocno zagrywa. Ich rozgrywający potrafi zgubić blok rywala przy własnym ataku. Jeżeli zagramy dobrze i odrzucimy ich od siatki, będzie nam łatwiej ustawić szczelny blok i dobrze bronić w polu. 

Sądziłeś, że będzie wam aż tak łatwo wygrać przeciwko wielkiej Maceracie?

Oczywiście, że nie. To świetny zespół, który ma wiele sukcesów na swoim koncie. Oni zaczęli to spotkanie od wysokiego prowadzenia, a my musieliśmy w pierwszym secie cały czas gonić wynik. Jednak nagle losy spotkania się odmieniły i to Trentino jutro będzie bić się o złoto.

Jeżeli miałbyś wskazać jeden element, który w dużej mierze pomógł Wam wygrać, co to było?

Nasza zespołowość. Każdy z nas włożył w to spotkanie wiele serca. Wiedzieliśmy, że to nasz czas. Nie przyjechaliśmy do Krakowa w roli faworyta. Może to nam pomogło zachować chłodną głowę i wygrać to spotkanie. Lube podarowało nam bardzo dużo w tym meczu, grało na naszą korzyść.

To twoja pierwsza wizyta w Krakowie?

 Tak, jestem tutaj po raz pierwszy. Atmosfera na hali jest niesamowita. Do tej pory tylko raz grałem przed taką publicznością. To było w Japonii w trakcie Pucharu Świata. To co się dzieje w Krakowie jest nie do opisania! 

Nie będziecie stawiani w roli faworyta w finale. Zadziała to na waszą korzyść?

Trudno mi to stwierdzić. Wiem natomiast, że wyjdziemy na boisko po zwycięstwo i na pewno się nie poddamy.

W Krakowie wysłuchała, Katarzyna Harhala