PGE Skra Bełchatów w środę, w ostatnim meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów, pokonała we własnej hali rumuński zespół SCM Universitatea Craiova. Wygraną bełchatowianie zapewnili sobie awans do kolejnej rundy.

 

Zawodnicy PGE Skry od początku spotkania mieli „twardy orzech do zgryzienia”, ponieważ gracze z Rumunii starali się narzucicć swoje tempo gry i to oni mieli szansę na zakończenie pierwszego seta na swoją korzyść. Ostatecznie bełchatowianie wygrali premierowego seta i całe spotkanie. – Przegrana mogłaby nas pozbawić awansu z grupy, a zarówno ja, jak i zespół mamy marzenia i chcemy wygrać coś więcej, więc dla mnie osobiście był to najważniejszy mecz. Bardzo chcieliśmy wygrać to spotkanie za trzy punkty. Myślę, że tego pierwszego seta można nazwać setem walki. Graliśmy punkt za punkt. Zespołowi z Rumunii udało się odskoczyć, staraliśmy się ich gonić. Co prawda mieli piłkę setową, ale blok Srećko uratował nam tego seta. Potem kolejne dwa sety przebiegały pod nasze dyktando. Narzuciliśmy swój styl gry i kontrolowaliśmy to spotkanie do samego końca – skomentował po meczu Robert Milczarek.

Gracz PGE Skry przyznaje, że drużyna cały czas miała w pamięci pierwszy mecz obecnej edycji Ligi Mistrzów, który w Rumunii przegrali. – Nie dało się do końca wymazać tego meczu, wiedzieliśmy, że to jest bardzo silny przeciwnik. Wiedzieliśmy o co gramy. Mieliśmy świadomość, że nawet przegrywając pierwszego seta  nic się nie stanie, ale na szczęście udało się go wygrać. 

Libero zwraca uwagę na poprawę gry swojej drużyny i eliminację przestojów, które sprawiały ekipie trenera Balina problemy. – Te przestoje to była nasza bolączka od początku sezonu, bo trafiały nam się w każdym meczu. W ostatnich dwóch spotkaniach udało się to wyeliminować i miejmy nadzieję, że to dalej będzie szło w tym kierunku.