Co z tą Resovią? – takie pytanie zadaję sobie już od dłuższego czasu. Uważni obserwatorzy ligowych potyczek mogli zauważyć niepewną grę rzeszowian już w tamtym sezonie, kiedy to, o tym, że w finale mistrzostw Polski zagrała Sovia, a nie Skra, zadecydował jeden set.

Wypadek przy pracy

Siatkarze z Rzeszowa sezon 2016/17 rozpoczęli z „wysokiego C”, pokonując w trzeciej kolejce mocnych bełchatowian (3:1). Niestety, niezbyt długo kibice z Podkarpacia mogli cieszyć się z dobrej dyspozycji swoich ulubieńców. O ile przegraną z Jastrzębskim Węglem można było sobie jeszcze jakoś wytłumaczyć rewelacyjną dyspozycją Salvadora Hidalgo Olivy, tak już za porażkę z GKS-em Katowice, nikt rzeszowianom usprawiedliwienia dać nie chciał. Jednak w kolejnych meczach podopieczni Andrzeja Kowala udowodnili, że niepowodzenie w meczu z beniaminkiem było tylko wypadkiem przy pracy.

Coś tu nie gra

Choć wicemistrzowie wrócili na właściwe tory, to ich gra pozostawia wiele do życzenia. O ile, o efektywności możemy mówić, (od klęski z katowiczanami Resovia nie przegrała ani razu) to już o efektowności nie bardzo, bo ta rzeszowianom po drodze gdzieś się zapodziała. To nie jest to, co mogliśmy oglądać jeszcze 2 lata temu. Coś się nie klei, brakuje radości z gry. Zespół wygrywa, ale często są to zwycięstwa wymęczone, nie takie, jakich oczekuje się od jednej z czołowych drużyn PlusLigi. Nie ma tej lekkości, polotu.

Wpadli w dołek

Ostatnio rzeszowianie nie mają powodów do zadowolenia. Po przegranej z Lotosem Treflem Gdańsk w ćwierćfinale Pucharu Polski nad ich głowami znów zaczęły zbierać się czarne chmury.

19 stycznia, w meczu Ligi Mistrzów z Cucine Lube Civitanova, Resovia miała udowodnić, że niepowodzenia motywują ją tylko do jeszcze większej pracy. Nic z tego – włoska ekipa przeważała w każdym elemencie, a polska drużyna nie była w stanie nawiązać równej walki. Miałam okazję obserwować mecz na żywo i ciężko mówić o jakichkolwiek pozytywach. W pewnym momencie na hali zrobiło się cicho. Przykro było patrzeć na tak rozbity polski zespół. Trzy dni później wicemistrzowie ponownie polegli w pojedynku z gdańszczanami, tym razem 2:3.

Co dalej?

Możliwe, że Resovii wystarczyłoby kilka spokojnych treningów, by wziąć głęboki oddech i wrócić do dobrej dyspozycji. Niestety, czasu nie ma – przed nimi kolejne ogromne wyzwanie. Już 28 stycznia podejmują u siebie PGE Skrę Bełchatów. Mam nadzieję, że rzeszowianie pokażą, że wracają silniejsi, że zobaczymy zespół emanujący pozytywną energią, cieszący się z każdej akcji. Jeśli tak się stanie, to będziemy świadkami naprawdę rewelacyjnej walki. Emocje towarzyszące starciom tych drużyn są nie do opisania – nie bez powodu przecież, porównujemy je do hiszpańskiego El Clásico. Już zacieram ręce.

                                                                                                                       oprac. Karolina Głodowska