Piotr Świniarski od nowego sezonu będzie pracował u boku Jakuba Bednaruka. O nowych wyzwaniach z Łuczniczką Bydgoszcz, czasie spędzonym w drużynie Indykpolu AZSu Olsztyn, idolu z dzieciństwa i ciekawym życiu statystyka opowiedział nam w wywiadzie. Miłej lektury!

Emilia Kotarska: Nowy sezon, nowe wyzwania. Po ogromnym sukcesie, jakim było niewątpliwie piąte miejsce z drużyną Indykpolu AZS Olsztyn, odchodzisz z rodzinnego miasta, by podjąć pracę u boku Jakuba Bednaruka. Czym przekonał Ciebie popularny „Diabeł”?

Piotr Świniarski: Trener Bednaruk dał się poznać jako bardzo dobry fachowiec, który potrafi pracować nie tylko z młodzieżą, ale również z doświadczonymi zawodnikami. Ponadto słyszałem dużo pozytywnych opinii o jego współpracy ze sztabem szkoleniowym. W olsztyńskim AZSie współpraca z Andreą Gardinim  wyglądała perfekcyjnie, także różnicy z pewnością nie odczuję. Zacieram więc ręce i czekam z niecierpliwością na okres przygotowawczy i sezon ligowy. Przede mną na pewno dużo pracy, ale jestem przekonany, że przyniesie ona wiele korzyści Łuczniczce Bydgoszcz oraz mi osobiście.

Nie da się ukryć, że Łuczniczka Bydgoszcz nie ma za sobą ostatnio udanych sezonów. Od czasów Delecty klub nie osiągał zadowalających wyników. Biorąc pod uwagę zupełnie nowe rozdanie, czego możemy spodziewać się w tym sezonie?

O ostatnim sezonie na pewno kibice chcą jak najszybciej zapomnieć i mamy nadzieję, że wyniki, które będziemy osiągać w przyszłorocznych rozgrywkach pomogą im w tym. Zobaczymy, jak będą wyglądały składy pozostałych drużyn, bo okres transferowy trwa w najlepsze. Jest jeszcze zbyt wiele niewiadomych, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Jedynego, czego możemy się spodziewać w Bydgoszczy to… niespodzianek – oczywiście tych pozytywnych! (uśmiech)

Skład drużyny jeszcze nie jest znany. W niedalekiej przyszłości na pewno poznamy zawodników, którzy uzupełnią skład. Czym kierowaliście się przy wyborze siatkarzy?

Trener Bednaruk przygotował listę zawodników godnych uwagi i tak przeglądaliśmy jednego gracza po drugim. Oglądaliśmy mecze, będąc praktycznie cały czas „na telefonie”, wymienialiśmy się opiniami, argumentami i finalnie tych, którzy wpadli nam w oko i przekonali nas swoimi umiejętnościami, niedługo zobaczymy w Bydgoszczy. Oficjalnie zakontraktowany został Edgardo Goas. Portorykański rozgrywający będzie, moim zdaniem, jasnym punktem Plusligi.

Trener Bednaruk znany jest z tego, że korzysta z mediów społecznościowych. Niedawno do grona ćwierkających dołączyłeś również i Ty. Pierwsze wskazówki od trenera już padły. Możemy być świadkami nowoczesnego ustalania taktyki przez Twittera? (śmiech)

Trzeba będzie to poważnie przedyskutować. Może coś takiego wprowadzimy…dla zmylenia przeciwników (śmiech). Obiecałem sobie, że jeśli zostanę w Pluslidze na przyszły sezon, to założę Twittera i co jakiś czas „zaćwierkam”. Mam nadzieję, że podczas sezonu nie dojdzie do wojny domowej między mną a Kubą, bo wtedy bylibyśmy świadkami „nowoczesnego rozbicia sztabu szkoleniowego przez Twittera” (śmiech). Oczywiście żartuję. Poważnie mówiąc – obserwuję najlepszych twitterowiczów i wzoruję się na nich.

Jak oceniasz sezon 2016/2017 w wykonaniu Twojej poprzedniej drużyny, Indykpolu AZS Olsztyn – „na piątkę” czy raczej „czwórkę z plusem”?

„Na szóstkę z minusem”. Minus za te 2 nieszczęsne punkty, których nam zabrakło do awansu do upragnionej czwórki  Plusligi. Po sezonie wszyscy jesteśmy mądrzejsi i możemy mówić: „gdybyśmy wygrali w Jastrzębiu za 3 punkty…” (Indykpol AZS przegrał 2:3, mimo że wygrywał 2:1 i 23:19 – przyp. red.), albo: „gdybyśmy dokończyli dzieła w Olsztynie wygrywając 2:0 z Resovią (olsztynianie przegrali ostatecznie ten mecz 2:3 – przyp. red.) – bylibyśmy w czwórce”. Ale takie analizy nie mają już najmniejszego sensu. Tabela po 30 meczach jest najlepszą wyrocznią i to Jastrzębski Węgiel ostatecznie się cieszył z awansu do półfinałów, a potem z brązowego medalu. Tego wyniku zawodnikom z Jastrzębia szczerze gratuluję. Przed sezonem wiele było głosów, że skończymy sezon w najlepszym wypadku na 7-8 miejscu. Natomiast do ostatniej kolejki ekscytowaliśmy się walką Indykpolu AZSu Olsztyn i Jastrzębskiego Węgla o ostatnie „wolne” miejsce w półfinale Plusligi. Trener Gardini poukładał w tym sezonie zespół z włoską perfekcją i precyzją i dzięki temu zawodnicy dawali fanom mnóstwo radości w tym roku. Zapadła mi też w pamięci dedykacja na statuetce od olsztyńskich kibiców dla Andrei: „Dziękujemy, że mogliśmy marzyć”… Wiele jest w tym prawdy i to doskonale oddaje to, co Andrea zrobił w Olsztynie.

Pomimo tego, że nie udało Wam się wywalczyć medalu, to był najlepszy sezon od lat. Wydawać by się więc mogło, że głównym celem na przyszły sezon powinno być utrzymanie składu i sztabu. Tak się jednak nie stało. Z drużyny odeszli zawodnicy, którzy wychodzili w pierwszym składzie. Oprócz siatkarzy z zespołem pożegnał się też trener Andrea Gardini, Ty i Piotr Poskrobko. Nie czujesz niedosytu, że po takim sukcesie nie udało się kontynuować tego, co zaczęło tak dobrze funkcjonować i przynosiło upragnione rezultaty?

Jeśli coś „zatrybiło”, to trzeba robić wszystko, żeby te mechanizmy chodziły tak samo dobrze, albo jeszcze lepiej. Może te roszady w składzie na przyjęciu i w sztabie szkoleniowym, to właśnie ta zmiana na jeszcze lepsze? Poczekamy – zobaczymy. Na oceny przyjdzie czas po zakończeniu sezonu, a i tak tę najtrafniejszą wystawi tabela Plusligi po 30 kolejkach. Wtedy będziemy mądrzejsi. Ja jestem tylko od wklepywania kodów i cyfr do komputera (uśmiech). Osobiście jest mi trochę żal odchodzić z klubu, w którym stawiałem pierwsze kroki jako siatkarz w młodzieżowych sekcjach oraz jako członek sztabu szkoleniowego. Pewnych rzeczy się jednak nie przeskoczy…  Cieszę się, że dostałem szansę w Łuczniczce Bydgoszcz. Mam nadzieję, że moje umiejętności pomogą klubowi w przyszłym sezonie!

Andrea Gardini to Twój idol z dziecięcych lat. Jak to jest współpracować właśnie u boku kogoś, kogo podziwia się od lat?

Przekonałem się na własnej skórze, że nie ma nic wspanialszego od rozpoczęcia przygody zawodowej z idolem z dzieciństwa. A dodatkowo marzenia się spełniają, jeśli się tego bardzo chce (uśmiech). Już na pierwszym spotkaniu okazało się , że Andrea Gardini to nie tylko  siatkarz wszech czasów, medalista Igrzysk Olimpijskich, Mistrz Świata, Europy, zwycięzca Ligi Światowej, Mistrz Włoch, ale przede wszystkim – sympatyczny, bezpośredni człowiek. Bariera zniknęła zanim jeszcze się pojawiła. Każdy trening, każda nasza wspólna odprawa, każde analizowanie przeciwnika – to ciekawa, często zabawna, ale przede wszystkim pouczająca lekcja siatkówki. Teraz tę wiedzę będę się starał wykorzystać w Bydgoszczy, ale również wiem, że nauczę się wiele od Kuby Bednaruka.

fot. Kacper Kirklewski/ Kacper Kirklewski Photography

Co najbardziej utkwiło Ci w pamięci po współpracy z „Gardo”?

Włoskie zwroty, wyrażenia i gesty (śmiech). A poważnie mówiąc: jego otwartość umysłu, którą też mi imponował będąc zawodnikiem. Nie zamykał się tylko na swoje pomysły. Często pytał Piotrka Poskrobko i mnie o warianty taktyczne, które możemy zastosować na treningach. Nigdy nie było takiej sytuacji: „Będziemy grać na tego zawodnika i basta!”.
Rzadko można było go również czymś zaskoczyć, a to dlatego, że kilka dni przed każdym meczem prosił mnie o zrzucenie mu na komputer 8-10 ostatnich spotkań naszego najbliższego rywala i po prostu oglądał filmy. Często analizował mecze w autokarze podczas podróży. Jedną akcję potrafił powtarzać 5-6 razy.  Współpraca z Andreą to była przede wszystkim wielka przyjemność i bezcenna siatkarska edukacja.

Rozmawiając ze statystykiem, nie sposób nie zapytać o to, jak wyglądała Twoja praca w poprzednich sezonach – tym bardziej, że pracę w klubie łączyłeś z obowiązkami w Radiu Olsztyn. Zdarzało Ci się spać więcej niż 4 godziny dziennie?

W ostatnim sezonie było trochę nocy przespanych w „normalnych” godzinach. Zdarzały się jednak sytuacje, najczęściej przed „maratonem meczowym środa-sobota-środa-sobota”, że analizowałem danego przeciwnika do 5:00 rano, potem jechałem do rozgłośni, przeczytałem poranne „Serwisy Sportowe”, wracałem do domu, kładłem się na 1-2 godziny i dalej do komputera. Potem trening, po treningu przygotowanie w rozgłośni wieczornej „Kroniki Sportowej”, prowadzenie audycji, powrót do domu, praca nad przeciwnikiem do 3-4 w nocy, pobudka o 5:00 i znowu do rozgłośni. Jeśli nie było mnie w danym dniu na grafiku w radiu, szedłem spać po treningu o 19:00 i budziłem się następnego dnia o 10-11 rano. Takie „leserskie” noce to była jednak rzadkość podczas sezonu. Przy okazji chciałbym podziękować Rozgłośni Polskiego Radia w Olsztynie za umożliwienie mi pracy, mimo napiętego grafiku plusligowego!

Opowiadasz o tym wszystkim z wielką pasją w głosie. Czy wpisywanie tych wszystkich kodów może być tak ekscytujące? A praca statystyka rzeczywiście nie jest wcale taka nudna?

Siedziałaś kilka razy obok mnie podczas meczów, więc dobrze wiesz, ile jest w tym wszystkim emocji, pasji i uczuć (śmiech). Szkoda, że czas i miejsce na stronie mamy ograniczone, bo na tematy siatkówki mógłbym mówić i mówić… Praca statystyka nie jest nudna, bo z każdą kolejną akcją, którą musisz analizować, uczysz się czegoś nowego. Jest takie przysłowie: „człowiek uczy się całe życie, a i tak głupim umrze”. Identycznie jest z siatkówką. Możesz grać 20-25 lat, być trenerem kolejne tyle, a i tak nie będziesz mogła powiedzieć: „wiem wszystko i nic mnie nie zaskoczy”. A więc w pracy statystyka zawsze pojawia się coś, co może Cię naprowadzić na cenne wskazówki, które pozwolą na przykład lepiej rozszyfrować grę przeciwnika. Jeśli się spełnią – daje to wielką radość i satysfakcję. Jak do tego dodamy meczowe emocje, którym ja ulegam bez reszty i żyję razem z zawodnikami, trenerami i kibicami – to mamy ekscytującą, pełną emocji i zaangażowania robotę, która nakręca i pozwala zarywać kolejne noce (uśmiech).

Statystyka w Polsce rozwija się od 2005 roku, kiedy to Raul Lozano – jako trener reprezentacji Polski – ściągnął do naszego kraju program DataVolley. Od tamtego momentu minęło 12 długich lat, a ta dziedzina w Polsce bardzo się rozwinęła. Twoim zdaniem, czy praca statystyka może być zawodem przyszłości?

Oczywiście! Chociaż słyszałem w tym sezonie również i takie opinie, że statystyk w siatkarskim zespole w ogóle nie jest potrzebny. Osobom o takich poglądach wypada tylko pogratulować  poczucia humoru (uśmiech). Podejrzewam, że większość trenerów na świecie nie wyobraża sobie pracy w zespole bez scouta. Na własnej skórze się przekonałem, że statystyk, wbrew pozorom, ma spory wpływ na to, jak zespół gra w danym spotkaniu. Oczywiście to pierwszy trener decyduje o kształcie pierwszego składu oraz o ostatecznej koncepcji gry pod względem taktycznym. Jednak te decyzje o taktyce są oparte na materiałach i analizach dostarczanych trenerowi właśnie przez statystyka. Gdyby nie one, trener musiałby się opierać na własnym przeczuciu bez żadnego potwierdzenia w postaci cyfr i procentów.  Nie twierdzę, że przygotowanie taktyczne to 100% zasługi statystyków, bo każdy członek sztabu szkoleniowego dorzuca cegiełkę do strategii na dane spotkanie. My scouci, jesteśmy jednak takimi niezauważalnymi przez zwykłego kibica „prawymi rękami” trenerów (uśmiech).

Jakie cechy powinien mieć scout? Czy umiejętność przewidywania zagrań przeciwnika to najważniejsza z tych cech?

Spokój, opanowanie oraz natychmiastowa ocena sytuacji. Jeden z najlepszych statystyków w Polsce i na świecie dał mi bardzo cenną radę tuż przed podpisaniem pierwszego kontraktu z Indykpolem AZSem Olsztyn: „Chcesz szybko pisać mecze? Nie myśl za dużo!” (śmiech). I rzeczywiście to się sprawdza, bo gdybym zastanawiał się po przyjęciu danego zawodnika: „Hmmm… dać mu „#” (perfekcyjne – przyp.red.) czy „+” (pozytywne – przyp.red.)?”, to już wtedy miałbym 2-3 akcje „w plecy”. Umiejętność przewidywania zagrań przeciwnika…? Chyba żaden statystyk tego nie potrafi, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć, co dany zawodnik zagra, gdzie rozegra piłkę, albo gdzie zaatakuje. To, co przekazujemy zawodnikom przed każdym meczem to tylko bazowa informacja, która w każdej chwili może zostać wyrzucona do kosza. Tworzymy gameplany na podstawie analizy kilku spotkań wstecz. Natomiast po drugiej stronie siatki grają inteligentni ludzie, którzy również analizują grę swoich przeciwników i wyciągają wnioski. Dlatego od pierwszej do ostatniej piłki statystyk jest „na łączach” z pierwszym lub drugim trenerem, bo każda informacja przekazana podczas meczu jest o wiele cenniejsza niż ta przedmeczowa.

inf.własna

zdjęcie główne: Łuczniczka Bydgoszcz