Jastrzębski Węgiel po wygranej w ERGO ARENIE z drużyną LOTOSU Trefla Gdańsk zajmuje obecnie trzecie miejsce w tabeli PlusLigi. O meczu z podopiecznymi Andrei Anastasiego, zaciętej walce o strefę medalową i nowym koledze w zespole rozmawialiśmy z Jakubem Popiwczakiem, libero ekipy Marka Lebedewa.

Emilia Kotarska: Przede wszystkim ogromne gratulacje! Wywozicie z Gdańska trzy cenne punkty, które przybliżają Was do walki o medale w tym sezonie PlusLigi. Z jakim nastawieniem jechaliście na to ważne spotkanie – można powiedzieć, że nawet tych z gatunku za sześć punktów?

Jakub Popiwczak: Wiedzieliśmy, że czekają nas teraz niesamowicie trudne mecze na wyjeździe, ten tutaj w Gdańsku i kolejny w Lubinie. W ERGO ARENIE wszystkim gra się bardzo ciężko, ponieważ gospodarze prezentują siatkówkę na wysokim poziomie, a u siebie są szczególnie groźni. Zdajemy sobie sprawę, że wyniki tych dwóch spotkań mogą okazać się decydujące, jeśli chodzi o układ tabeli w obecnym sezonie. Drużyny ze środka zawsze straszą przysłowiową „czołówkę”. Na szczęście jednak rezultaty z poprzedniego dnia poukładały się po naszej myśli, bo rywale pogubili punkty. Olsztyn uległ Resovii u siebie, Skra nie zdobyła kompletu punktów, dzięki temu udało nam się wskoczyć na trzecie miejsce w tabeli. Mamy tylko jedno „oczko” straty do Rzeszowa. Tabela co chwilę ulega przetasowaniu, trzeba więc być niesamowicie skoncentrowanym i ostrożnym, żeby w żaden sposób nie tracić punktów. W meczu z LOTOSEM Treflem Gdańsk byliśmy bardzo blisko, żeby te punkty stracić, może nawet przegrać całe spotkanie. Wymęczyliśmy jednak zwycięstwo. Trzy „oczka” są najważniejsze i nie ma co tutaj już rozpamiętywać przebiegu meczu.

Na pierwszy rzut oka, gdy spojrzymy na statystyki, to gdańszczanie mieli lepsze przyjęcie i do tego lepiej grali blokiem, a mimo to, nie zdołali Wam urwać ani jednego punktu. Co więc zadecydowało o tym, że to Wy cieszycie się z kompletu punktów?

Nie umiem tak analizować statystyk, moja głowa po meczu nie pracuje (śmiech). Lepiej zajmie się tym nasz trener i cały sztab. Jedno jest pewne. Nie graliśmy swojej siatkowki, a mimo to możemy cieszyć się ze zwycięstwa. Mówi się o tym, że najlepsze zespoły poznaje się nie po tym, jak grają w swoim najlepszym okresie i bez problemu wygrywają spotkania, ale po tym, kiedy potrafią wygrać, gdy im nie idzie za dobrze, kiedy znajdują się w jakimś dołku.

Siatkówka to nie jazda figurowa, gdzie ocenia się styl, tutaj liczą się zwycięstwa, styl schodzi na drugi plan

Dokładnie tak. W siatkówce przyznaje się trzy punkty za zwycięstwo 3:0 lub 3:1. My staraliśmy się właśnie tak zagrać, żeby wywieźć ten komplet punktów z Gdańska. Gra na pewno nie była najlepsza, ale najważniejsze są zdobyte punkty, które zbliżają nas do upragnionego celu.

Wspomniałeś o spotkaniach, gdzie Wasi bezpośredni rywale potracili punkty. Tamte mecze odbyły się wczoraj. Dzięki temu grało Wam się trochę lżej?

Może nie lżej, ale gdzieś w głowie siedziało to, że inne wyniki ułożyły się po naszej myśli. Wiadomo, że patrzymy cały czas w tabelę. Oglądamy inne spotkania, zastanawiamy się, jakie wyniki byłyby dla nas najlepsze. Koniec końców jednak najważniejsze jest to, żebyśmy to my prezentowali się dobrze, wygrywali swoje mecze i zdobywali punkty. Wtedy nasz los będzie zależał tylko od nas samych. W tym momencie nie przesądzałbym jeszcze niczego, bo w dalszym ciągu pięć zespołów wciąż zaciekle walczy o strefę medalową. Każdy może wypaść, oprócz ZAKSY, z tej pierwszej „czwórki”, także skupiamy się przede wszystkim na sobie. Dopiero później spoglądamy na innych, jak im układają się wyniki. To jest tylko dodatkowy smaczek.

Do zakończenia fazy zasadniczej zostało jeszcze pięć spotkać, tutaj naprawdę wszystko się może zdarzyć…

Zgadzam się, zostało pięć spotkań, a więc bardzo dużo punktów do zdobycia. Najbliższe zagramy z Lubinem, a na wyjeździe zawsze gra się ciężko. Potem czeka na nas Radom, a Czarni już nie raz sprawili niespodziankę. Wyjazd do Katowic to kolejne wyzwanie, tam wiele ekip straciło już punkty. Pomimo tego, że nie gramy już teraz z górą tabeli, to łatwo nie będzie. Wszędzie trzeba utrzymać maksymalną koncentrację, żeby te punkty zdobywać, bo nie dostaniemy ich za darmo.

Tym bardziej, że teraz Wasi rywale przystępują do spotkań podwójnie zmotywowani, grając z drużynami, które biją się o medale…

Wiadomo, że zawsze chce się bić tych, którzy są na górze, aby pokazać, że nie jest się gorszym. Jeżeli chcemy być najlepsi, to musimy do tego przywyknąć. Musimy pokazać, że jesteśmy w stanie udźwignąć to na swoich barkach i podołać – może nie presji, bo tej jako takiej nie odczuwamy – ale roli faworyta.

Jesteście w takim okresie, kiedy rozegrywacie same mecze na wyjeździe. Najpierw Bełchatów, teraz Gdańsk, za chwilę Lubin. Podróże dają się już we znaki?

Na pewno nie jest to łatwa sprawa, podróżować tyle kilometrów do Gdańska, potem zagrać spotkanie, a następnego dnia jechać do Lubina, bo to są bardzo długie podróże – osiem, dziewięć godzin. Jesteśmy jednak już do tego przyzwyczajeni, każdy z nas jakiś czas już gra w siatkówkę, więc zdaje sobie sprawę z tego, że tak po prostu jest i trzeba to przeboleć oraz zapomnieć o tym, jak tylko wejdzie się na boisko.

Do Waszego zespołu niedawno dołączył, dobrze znany w Gdańsku, Sebastian Schwarz (transfer medyczny). Jak przebiega Jego aklimatyzacja? Zrobiliście już chrzest bojowy?

Pomimo tego krótkiego czasu, Seba bardzo szybko wszedł na boisko, przyjął kilka piłek i ogólnie dał dobra zmianę. Aklimatyzacja? Bardzo ciepło go przyjęliśmy, aczkolwiek jeszcze pizzy nam nie postawił, więc czekamy (śmiech).

W niedzielę rozmawiała Emilia Kotarska