Finlandia zajęła 12. miejsce podczas turnieju Mistrzostw Europy LOTTO EUROVOLLEY POLAND 2017. Analizę gry i samego wyniku tej reprezentacji przygotował Kamil Sołoducha, z którym rozmawialiśmy w TAURON ARENIE w Krakowie.

Poniżej przeczytacie o zmianach, jakie na przestrzeni lat zachodzą w Finlandii i dlaczego to jest dobre miejsce do pracy. Ponadto dowiecie się, czy Kamil kiedykolwiek stracił głowę w trakcie meczu, jak układa się zdalna praca statystyka i czy to jest kierunek, w którym w przyszłości będą podążać wszyscy. Zapraszam do lektury.

Emilia Kotarska: Spotkanie barażowe nie było najlepsze w Waszym wykonaniu, chociaż dobrze weszliście w mecz. Czego zabrakło do końcowego sukcesu?

Kamil Sołoducha: Zaczęliśmy dobrze to spotkanie, ale później Bułgarzy wrócili do swojej gry. My natomiast popełniliśmy kilka prostych błędów, przez co straciliśmy głowę. Nie ma sensu w tym momencie wspominać dwóch ostatnich setów, bo one nie powinny mieć w ogóle miejsca. Nie prezentowaliśmy tam takiej siatkówki, jaką potrafimy grać i jaką pokazujemy na treningach a także w meczach sparingowych. Generalnie, w barażu zagraliśmy półtora seta. Przez cały turniej staraliśmy się grać z głową i myśleć na boisku. Sety w naszym wykonaniu nie były najgorsze, można powiedzieć, że były całkiem niezłe. Dużo punktów traciliśmy w samych końcówkach, a przez to przegrywaliśmy. Najbardziej zapadł mi w pamięć pierwszy set z Polską, kiedy prowadziliśmy 18:14 i nagle stanęliśmy, bo na zagrywce pojawił się Bartek Kurek ze swoimi asami. Raz trafił nas do linii w 5 strefie, a kolejną do linii w 1 strefie. Nie powinniśmy się nimi martwić, bo raczej nikt na świecie by ich nie przyjął. Te dwie piłki zadecydowały o przebiegu całego spotkania.

W meczu z Bułgarią mogła zaważyć głowa i stawka tego meczu? Można powiedzieć, że takie spotkanie to już jest „walka na śmierć i życie”.

Każdy mecz w takim momencie jest już meczem o życie dla wszystkich drużyn. Stawka jest duża, ale wydaje mi się, że presja na nas była dużo mniejsza niż w pierwszym meczu z Estonią. Tamto spotkanie decydowało o dalszych losach na tym turnieju. Wydaje mi się więc, że w meczu z Bułgarią presja nie odgrywała znaczącej roli po naszej stronie.

Finlandia zajęła 12. miejsce w klasyfikacji końcowej LOTTO EUROVOLLEY POLAND 2017, odpadając w barażach. Możecie być – mimo wszystko – zadowoleni ze swojego występu? Widzisz jakieś pozytywy po turnieju?

Nie możemy być zadowoleni, bo wiemy, że stać nas było na wygraną z Bułgarią a tym samym dużo lepszy wynik. Musielibyśmy tylko – albo również aż, bo nam się to nie udało – poprawić kilka elementów i szczegółów.

Pracujesz z reprezentacją Finlandii od pięciu lat. Na przestrzeni tego czasu możemy obserwować zmiany, jakie zachodzą zarówno w składzie jak i wokół kadry. Jak je oceniasz?

Po pierwsze, ustabilizowaliśmy organizację całej reprezentacji. Mam na myśli zarówno siatkarskie elementy – czyli to, co dzieje się na boisku i wokół niego – a także to, co dzieje się poza salą. Mamy dużo lepszą organizację i więcej spokoju. W ciągu ostatnich trzech lat odmłodziliśmy też kadrę. Teraz trudno jest znaleźć w naszej grupie – poza Siltalą, który ma 33 lata – starszego zawodnika. Tworzymy naprawdę młodą drużynę z dużymi perspektywami. Podczas rozmów z innymi statystykami i trenerami widzę ich zdziwienie, że w reprezentacji Finlandii na dużych turniejach grają tak młodzi gracze. Myślę, że to w ciągu kilku następnych lat zaprocentuje i Finlandia pokaże się w pierwszej klasie siatkarskiej. W tym momencie, można powiedzieć, że jesteśmy gdzieś w drugim rzędzie.

Jak układa się współpraca z federacją, trenerem Tuomasem Sammelvuo i tak młodymi zawodnikami?

Współpraca układa się fantastycznie! Gdyby tak nie było – nie byłoby mnie tam. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Jest tak komfortowo, że nie zamieniłbym swojej pracy na inną. Niemalże rodzinna atmosfera motywuje do pracy i do robienia nowych rzeczy. To, że czujemy się ze sobą dobrze sprzyja pomaganiu sobie nawzajem i tworzeniu nowych dróg rozwoju dla fińskiej siatkówki, i oczywiście dla nas samych.

Wspominasz często, że masz mentalność podobną do Skandynawów, czyli jesteś zdystansowany ale jednocześnie uśmiechnięty. To ułatwia pracę z Finami i pomaga w zachowaniu chłodnej głowy podczas meczu?

Spokój na pewno pomaga. Zdystansowanie również, dlatego że nie można cały czas żyć siatkówką. Czasami trzeba od niej odpocząć. Trzeba też mieć dystans do siebie i otoczenia, żeby momentami ochłonąć. Potwierdzam więc, że jestem podobny do Finów (śmiech). Jest też kilka innych powodów, dla których lubię Finlandię. Powiedziałabym, że są to banalne rzeczy, które kompletnie nie dotyczą ani siatkówki, ani mentalności. Pochodzę z Warmii i Mazur, więc lubię jeziora i lasy, a w Finlandii jest ich naprawdę dużo. Temperatura również mi nie przeszkadza. Wolę chłodniejszy klimat, a nie upały.

Wspominałeś wcześniej o chłodnej głowie, która jest niezwykle ważnym elementem w siatkówce, nie tylko w pracy statystyka. Przyjrzyjmy się Twojej sytuacji. Straciłeś kiedyś głowę podczas meczu i emocje wzięły górę? Jakie to może mieć przełożenie na spotkanie, kiedy na szybko musisz szukać nowego rozwiązania, bo przygotowane wcześniej nie przynosi odpowiedniego rezultatu?

Oczywiście, ja również tracę głowę w trakcie spotkań. Parę lat temu zdarzyło mi się rzucić zszywaczem pod ławką czy głośniej krzyknąć, ale raczej niewiele osób to widziało (śmiech). Chłodna głowa na pewno pomaga, bo są sytuacje, kiedy trzeba przemyśleć wszystko, co się dzieje i coś zmienić, a gwałtowna reakcja w moim zawodzie nie jest pożądana. Natomiast są różni ludzie i różni statystycy. Znam takich, którzy są bardzo nerwowi, a świetnie wykonują swoją pracę. Bycie statystykiem wiąże się z wieloma zadaniami i w jednych lepiej być spokojnym, a w innych lepiej być „raptusem”. Mogę stwierdzić, że oni są lepsi ode mnie w innych zadaniach.

Jaki masz plan po LOTTO EUROVOLLEY POLAND 2017? Zdążysz pojechać na urlop i wypocząć przed startem PlusLigi?

Myślę, że kilka dni zajmie mi przeanalizowanie naszej gry na tych mistrzostwach i sformułowanie wniosków oraz analizy, żebyśmy na przyszłość wiedzieli, co należy poprawić. To jest w tym momencie najważniejsze. Młodzi siatkarze na pewno z tego turnieju wyniosą duży bagaż doświadczeń. My natomiast już mamy w głowach kilka rzeczy, które należy poprawić. Za kilka dni zapewne będzie ich dużo więcej. Jeśli chodzi o sam klub, to praca w Rzeszowie przed sezonem już się zaczęła, może nie tyle dla mnie co dla ludzi, którzy są tam na miejscu. Niebawem jednak i dla mnie się zacznie. Pierwszymi zadaniami będzie zapewne oglądanie meczów przeciwników, bo już zaczęły się pierwsze mecze towarzyskie.

W ubiegłym roku podjąłeś zdalną współpracę z Asseco Resovią Rzeszów. Można powiedzieć, że byłeś prekursorem takiego działania. Jak oceniasz ten miniony czas, czego nowego się nauczyłeś i co nowego możecie jeszcze wprowadzić?

Pomijając wynik sportowy, który jest bardzo niesatysfakcjonujący dla Resovii, to z mojej perspektywy taka praca jest możliwa. Co więcej, myślę, że jest nawet bardziej efektywna niż gdybym był na miejscu. Trzeba jednak zaznaczyć, że mamy drugiego statystyka, Sergiusza Ruszela, bez którego to w ogóle nie byłoby możliwe. On wykonuje bardzo dużo pracy codziennej, która jest podstawą. Do tego dołączam ja, pracując z domu. Moja praca wygląda tak, że poświęcam na to praktycznie siedem-osiem godzin dziennie. Mogę spokojnie powiedzieć, że dzięki takiemu systemowi mamy więcej pracy wykonanej niż gdybyśmy byli wspólnie w Rzeszowie. Wynika to z tego, że mi odpadają zadania typu: dojazd na trening i sam trening, na którym nie zawsze jest co robić. Czasami trzeba po prostu podawać piłki, dla statystyka to jest strata czasu, ale oczywiście, trzeba to robić. Będąc w domu, jestem w stanie zrobić to, co trzeba. Pracuję krócej i efektywniej. Mam dużo więcej czasu na dodatkowe rzeczy.

Mówisz o tym, że pracujesz 7-8 godzin dziennie teraz zdalnie w domu. W takim razie ile pracowałeś, gdy przebywałeś na miejscu w plusligowych klubach?

Osiem to było takie minimum. Średnio wychodziło jakieś dziesięć – jedenaście godzin dziennie. Jednak zdarzały się też takie dni, kiedy pracowałem po 16 godzin. W naszej pracy to jest jednak normalne i każdy statystyk, któremu chce się pracować właśnie tak robi. Inaczej nie da się po prostu sprostać oczekiwaniom trenerów, żeby zabezpieczyć stronę taktyczną naszej gry.

Miałeś obawy przed sezonem, że w trakcie jego trwania może się okazać, że jednak ten system pracy nie sprawdza się i będziesz musiał przebywać w Rzeszowie?

Było takie ryzyko, bo nigdy nie wiadomo jak pewne kwestie będą wyglądały. Jednak jak to na statystyka przystało wszystko było dokładnie obliczone. Do dnia dzisiejszego mam kartki z wyliczeniami godzin na różne czynności i zadania. Założyłem sobie też lepszy Internet w domu, dzięki temu w ciągu kilku minut, jestem w stanie dostarczyć do Rzeszowa mecze, pliki czy montaże w dużych rozmiarach. Musiałem się jednak do tego wszystkiego wcześniej przygotować. Zawsze też istnieje ten malutki procent, że być może będzie trzeba zmienić swoje plany. Na szczęście, nie musiałem tego robić. Skoro jestem drugi sezon w Rzeszowie, to myślę, że ludziom również podoba się taki system pracy. Mam nadzieję, że zobaczyli oni w nim nową drogę, w kierunku której będzie można podążać.

Myślisz, że statystyka w Polsce będzie zmierzać właśnie w tę stronę?

Myślę, że można w taki sposób działać, bo to jest dużo wydajniejsze. Trzeba mieć tylko odpowiednio obszerne zaplecze ludzi. Tak jak wspominałem wcześniej, moja praca nie byłaby możliwa gdyby nie praca Sergiusza na miejscu, ponieważ to on wykonuje rzeczy, które trzeba zrobić na samym początku. Czy to jest przyszłość w siatkówce polskiej czy ogólnie? Wydaje mi się, że jednak nie. Statystyka w siatkówce zmieni się za parę lat na tyle, że statystycy nie będą już w ogóle potrzebni. Myślę, że przekwalifikują się w analityków. Wystarczy, że każdy zawodnik będzie miał odpowiedni czujnik w bucie, piłka podobnie i system będzie mógł wszystkie kody – czyli to, co my teraz robimy – na bieżąco odczytywać. A do takiego analityka będzie należało wyciąganie odpowiednich wniosków i stworzenie z tego taktyki.

W jakim czasie może dojść do takiej sytuacji? W ciągu najbliższych pięciu lat jest to możliwe?

O ile dobrze pamiętam było to już testowane w siatkówce kobiet na którychś Mistrzostwach Świata. Myślę więc, że to szybko pójdzie. Polska jest jednym z krajów, w którym zmiany zachodzą najszybciej, więc może być jednym z pierwszych. Wszystko, co jest innowacyjne, może być trochę droższe, ale w polskiej siatkówce jest dość dużo pieniędzy w porównaniu do siatkówki, chociażby niemieckiej, francuskiej czy fińskiej. Także wydaje mi się, że takie zmiany w ciągu czterech czy pięciu lat mogą
nastąpić.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

W Krakowie rozmawiała Emilia Kotarska