LOTOS Trefl Gdańsk znalazł sposób na zwycięstwa z Asseco Resovią Rzeszów, najpierw pokonał podopiecznych Andrzeja Kowala w Pucharze Polski a w niedzielę zwyciężył we własnej hali w rozgrywkach PlusLigi. O pięciu setach walki z rywalami opowiedział Damian Schulz, atakujący żółto-czarnych.

Emilia Kotarska: Wygrać z Resovią dwa razy w ciągu kilkunastu dni to nie lada wyczyn. Kluczem do zwycięstwa w ERGO Arenie była zagrywka? Zdobyliście dziewięć punktów bezpośrednio z serwisu i odrzuciliście rywali od siatki…

Damian Schulz: Dobrze spisywaliśmy się w polu serwisowym, choć trochę błędów mieliśmy w tym elemencie. Z takim zespołem trzeba jednak ryzykować. Dzisiaj to ryzyko się opłaciło. Cieszymy się, że w ciągu dziesięciu dni dwa razy wygrywamy z takim zespołem. Nie ma co ukrywać, że chyba Rzeszów, delikatnie mówiąc, nam leży. Nie leżą nam natomiast Katowice. Dwa punkty zdobyte w tym meczu to powód do radości. Teraz czeka nas wyjazd do Kędzierzyna. Będziemy chcieli przywieźć kolejną zdobycz punktową, a najlepiej gdyby udało nam się zwyciężyć na tym trudnym terenie.

Analizując spotkanie z Rzeszowem, nie sposób nie wspomnieć o pierwszym secie. Wydawało się, że kontrolujecie jego przebieg i zmierzacie po pewną wygraną, jednak Resovia dość niespodziewanie wygrała w końcowce. Co było przyczyną przegrania tej partii?

Popełniliśmy parę błędów w końcowce, rywale to wykorzystali. Zniwelowali naszą przewagę, my straciliśmy chyba cztery punkty z rzędu w jednym ustawieniu. Przegrana to tylko i wyłącznie nasza wina. Mieliśmy tego seta na widelcu. Cieszymy się jednak z ostatecznego rezultatu, nie rozpamiętujemy pierwszej partii.

Trzeci i czwarty set to znów falująca gra z obu stron. Najpierw Resovia wypunktowała Was, a potem rolę się odwróciły…

Wydaje mi się, że w tym trzecim secie chłopaki z Rzeszowa zagrywali najlepiej w całym meczu. My mieliśmy swoje problemy. Ale jak było widać, nawet w tych trudnych chwilach, nie spuszczaliśmy głów. Staraliśmy się bawić siatkówką i to zaczęło potem przynosić rezultaty.

Na chwilę wróćmy do meczu z GKS-em Katowice. To rywal, który rzeczywiście Wam nie leży…

Przez pierwsze dwa sety nie graliśmy w ogóle, potem odrodziliśmy się. Goniliśmy i goniliśmy wynik. Udało nam się doprowadzić do stanu 2:2, a tie-break to już swego rodzaju loteria. Liczą się niuanse, a akurat w Spodku Katowice były lepsze.

Przed meczem w Katowicach w sobotę rozegraliście bardzo dobre spotkanie z PGE Skrą Bełchatów w półfinale Pucharu Polski. Do awansu zabrakło niewiele, postawiliście trudne warunki rywalom…

Wynik 3:0 może wskazywać na jednostronne widowisko, ale ten mecz taki nie był. Przegraliśmy trochę na własne życzenie, popełniliśmy za dużo błędów własnych. Gdyby udało nam się ich uniknąć, wynik mógłby być zupełnie inny.

Jakie nastawienie panuje w zespole przed kolejnym trudnym meczem, tym razem z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle?

Na pewno bojowe! W ubiegłym roku wygraliśmy na ich własnym terenie. Teraz będziemy chcieli to powtórzyć. Gra nam się fajnie układa. Z uśmiechem na ustach będziemy walczyć na tym boisku. Miejmy nadzieję, że wygramy i przywieziemy punkty do Gdańska.

W ERGO ARENIE rozmawiała Emilia Kotarska