Łuczniczka Bydgoszcz, po dwóch porażkach, wreszcie zdobyła pierwsze punkty w sezonie 2015/2016. O przebiegu meczu z Effectorem Kielce, problemach jakie spadły na drużynę i szansach w kolejnych spotkaniach opowiedział nam Bartosz Krzysiek, atakujący ekipy znad Brdy.

Emilia Kotarska: Mówi się, że do trzech razy sztuka – trzeci mecz, trzecia kolejka i trzy punkty. To dobra wróżba przed kolejnymi meczami?
Bartosz Krzysiek: Przed tym meczem to był taki śmiech przez łzy. Gdy popatrzyłem na tabelę przed spotkaniem, wiedziałem, że jeden z tych dwóch zespołów będzie miał pierwsze zwycięstwo na koncie i opuści ostatnie miejsce w tabeli. Nie wyobrażałem sobie innej opcji, jak tylko nasze zwycięstwo. Cieszę się bardzo z tych trzech punktów, bo wygrana smakuje wyśmienicie, a my chcieliśmy zapomnieć o porażkach, zwłaszcza o tej z Radomiem. Nasza dzisiejsza postawa pokazała, że drużyna ma charakter i po takim nokaucie potrafimy się bardzo szybko odbudować. To jest powód do zadowolenia.

O takich meczach można śmiało powiedzieć, że to był mecz z gatunku tych za „sześć punktów”. Sezon jest bardzo wymagający, każdy punkt będzie miał znaczenie w końcowej klasyfikacji. Zwycięstwo w tym spotkaniu dodatkowo podbudowuje morale drużyny i powoduje, że zespół zyskuje przewagę psychologiczną przed kolejnymi starciami…

To było dokładnie na takiej zasadzie, że ten zespół, który wygra to spotkanie będzie miał łatwiej w kolejnych meczach. Nam uda się odblokować. Mam nadzieję, że teraz zejdą pierwsze stresy związane z nowym zestawieniem na boisku.

Początek sezonu nie jest dla Was najłatwiejszy, najpierw operacja Jakuba Jarosza, potem poważna kontuzja Wojciecha Ferensa, która wyklucza go z gry na bardzo długi okres czasu. Wiele osób zastanawiało się czy po tych wszystkich problemach, jakie Was spotkały zdołacie się podnieść…

Na pewno te sytuacje mieliśmy z tyłu głowy jeszcze w meczu z Radomiem, który zaprezentował się od nas dużo lepiej. Przed meczem jednak człowiek nawet o tym nie myśli. W trakcie spotkania nie możemy myśleć w ten sposób, że jesteśmy od kogoś słabsi, bo nie powinniśmy wtedy w ogóle wychodzić na boisku, nasza gra nie miałaby sensu. Prawda jest taka, że w meczu z Czarnymi zostaliśmy obnażeni z naszych słabości. Być może to była gorsza dyspozycja dnia, nie ma co jednak wracać do tych spotkań, trzeba iść po prostu do przodu. Trener przed meczem zawsze mówi nam, ile jeszcze jest do zdobycia punktów. Przed meczem z Kielcami było ich 72, teraz jest 69 (śmiech). Te sześć, które nam uciekło wydaje się tylko promilem.

W Waszej grze martwią długie przestoje. Potraficie zbudować dużą przewagę, by po chwili ją stracić. Z czego wynika taka falująca gra?

Ciężko odpowiedzieć mi na to pytanie. Zazwyczaj przytrafia się to nam po prostym niewymuszonym błędzie lub po piłce nieskończonej na pojedynczym bloku. To są sytuacje, które powinniśmy zakończyć zdobyciem punktu. Często jednak gramy wtedy źle, potem rywal łapie trochę więcej wiatru w żagle. Dołoży do tego zagrywkę, dobrze skoczy do bloku, a my wtedy tracimy seriami punkty. Na pewno musimy nad tym popracować, żeby wyeliminować takie przestoje.

W trzecim secie widać było, że czujesz się pewnie na boisku. Twoja forma jest już na takim poziomie, na jakim być powinna?

Jeśli chodzi o fizykę, czy jakieś problemy zdrowotne, to nic już takiego nie ma miejsca. W moim przypadku, bardziej chodzi o powrót do rytmu meczowego i zmagania się z większą presją. Po tym jak wypadł Kuba (Jarosz – przyp. Red.) i Feru (Wojciech Ferens – przyp. Red.) to przy Dawidzie (Murku – przyp. Red.) i Ruciu (Michał Ruciak – przyp. Red.) – którzy są bardzo dobrymi siatkarzami – wiem, że będę musiał napędzać grę. W tamtych dwóch meczach to mnie trochę przerosło. W meczu z Kielcami udało mi się odbudować, więc myślę, że teraz będzie już z górki.

Presja jest teraz większa, bo to na Tobie spoczywać będzie ciężar kończenia tych najtrudniejszych i najważniejszych piłek…

Zdecydowanie tak. Wszyscy na pewno spodziewali się, że pierwszą armatą będzie Kuba (Jarosz – przyp. Red.), dlatego przede mną ciężkie wyzwanie, ponieważ trudno jest grać na takiej skuteczności jak Kuba. Ja jednak również mam duże aspiracje. Pracuję codziennie nad doskonaleniem swojej gry. Chcę być takim zawodnikiem, który będzie ciągnąć zespół. Wydaje mi się, że zawsze miałem taki charakter. Byłem predestynowany do tego, żeby być tą osobę. Myślę, że jeżeli wyeliminuję elementy przestoju i dekoncentracji to będzie dobrze.

W kolejnym meczu zmierzycie się z BBTS-em Bielsko-Biała – rywalem, jak najbardziej w Waszym zasięgu. Czasem jednak takie mecze wydają się trudniejsze, bo obie drużyny wiedzą, że tutaj powinny zdobywać punkty…

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jak grałem w Olsztynie, to jakoś łatwiej nam się grało z tymi teoretycznie trudniejszymi rywalami. Parę razy ograliśmy ZAKSĘ. Natomiast z tymi rywalami, którzy teoretycznie byli na widelcu i powinniśmy ich dobić, często gubiliśmy punkty. Patrząc na ten zespół, który mamy tutaj, można powiedzieć po meczu z Kielcami, że będziemy potrafili grać mecze z tymi teoretycznie słabszymi, które w cudzysłowie „trzeba wygrać”. Nie oszukujmy się jednak, w PlusLidze tych teoretycznie słabszych nie ma. Te drużyny są tak zbudowane, żeby walczyć o każdy punkt. Mają podobne budżety, podobne składy personalne. W takim przypadku dyspozycja dnia może zadecydować o przebiegu meczu, ewentualnie jeszcze jakieś elementy techniczno-taktyczne.

W Bydgoszczy rozmawiała Emilia Kotarska