We wtorkowym sparingu pomiędzy Asseco Resovią Rzeszów, a rosyjskim Zenitem Kazań, górą okazali się podopieczni Andrzeja Kowala. O przebiegu spotkania rozmawialiśmy z przyjmującym rzeszowian, Aleksandrem Śliwką. Zapraszamy!


Katarzyna Harhala: Mało kto spodziewał się zwycięstwa Asseco Resovii Rzeszów, zwłaszcza z uwagi na braki kadrowe spowodowane turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk. Co Twoim zdaniem zaważyło o losach dzisiejszego sparingu?

Aleksander Śliwka: Jeśli miałbym wybrać jeden element to byłaby to nasza zagrywka. Była to przede wszystkim gra taktyczna, częste skróty, ruszanie w przyjęciu zarówno Leona jak i Matta Andersona. Zagrywaliśmy w każdą stronę boiska, więc oni mieli naprawdę dużą zagadkę do odgadnięcia w którą stronę ta piłka poleci. Grali na wysokiej piłce, z któej naprwdę ciężko wykonać jakiś taktyczny atak. Graliśmy przez to dużo wyblokiem i spokojnie mogliśmy kontrolować grę. Nie grali kombinacjami, dlatego też nasz blok bez większych problemów mógł odczytać ich grę.

Wszędzie w mediach czy też na biletach na wtorkowe spotkanie można było dostrzec napis „Wielki rewanż za finał Ligi Mistrzów”.  Czy zgadzasz się z twierdzeniem, że tak było?
Nie nazywajmy tego meczu rewanżem za ubiegłoroczny finał Ligi Mistrzów. Mecze towarzyskie rządzą się swoimi prawami. W siatkówce jest tak, że tak naprawdę w dużej mierze stawka meczu dyktuje jego poziom. Składy w dużej mierze były różne, powtórzyło się tylko kilku zawodników, którzy występowali w zeszłym roku w Berlinie. To była dobra okazja do spotkania się starych przyjaciół. A dla nas młodych zawodników to była świetna lekcja siatkówki, bo przecież nie codziennie po drugiej stronie siatki staje Anderson czy Leon. To spotkanie było przede wszystkim dla naszych kibiców, aby mogli zobaczyć światowej sławy gwiazdy. Hala się wypełniła. Czuliśmy to wsparcie rzeszowskiej publiczności. Zawsze dobrze się gra przy takim dopingu.

Przed wami kolejny turniej, tym razem w Krośnie, gdzie ponownie w czwartek staniecie z Zenitem po dwóch stronach siatki. Co może poprawić zespół z Kazania, żeby tym razem szala zwycięstwa przechyliła się na ich stronę?
To są gry treningowe, na pewno wyciągną z tej porażki jakieś wnioski. Ten styczeń jest takim okresem przygotowawczym, gdzie wszystkie drużyny pracują trochę ciężej na siłowni, przez co są bardziej ociężali. Zdajemy sobie sprawę, że ta gra nie będzie wyglądała tak jak w kluczowych momentach sezonu, gdzie mamy szczyt formy i wszystko stawiamy na jedną kartę. Nie wiem jak Zenit, ale Resovia musi się skupić na błędach własnych, których popełniliśmy dzisiaj sporo. Nie wiem czy jakoś szczegolnie będziemy zmieniać taktykę, bo przecież to ona dzisiaj dała nam zwycięstwo. Nie zmienimy jednego, chęci wygranej.

Za godzinę myśli wszystkich Polaków będą w Berlinie. Jak oceniasz szansę naszej kadry w turnieju kwalifikacyjnym?
Fajnie, że nie graliśmy dzisiaj tie-breaka i uda nam się obejrzeć to spotkanie(śmiech). Na pewno mocno kibicujemy zarówno chłopakom czy to z klubu czy z reprezentacji, bo doskonale wiemy ile pracy włożyli w przygotowania do tego turnieju. Każdy z nas wie, że europejskie kwalifikacje olimpijskie zaraz po Pucharze Świata są najcięższym siatkarskim turniejem. Jest to trochę absurdalne, że ciężej się dostać na igrzyska niż je wygrać. Jednak wierze w nasz zespół i wiem, że jeśli nie teraz to w maju na ostatnim turnieju w Japonii uda nam się zakwalifikować i pojechać do Rio.

Z kim Twoim zdaniem będziemy toczyć najcięższe batalie na tym turnieju?
Ciężko mi oceniać bo jestem tutaj na miejscu, jednak patrząc na ostatnie poczynania europejskich zespołów to w gronie faworytów upatrywałbym zawsze groźną Rosję, z którą jak wiemy gra się nam bardzo ciężko. Drugi zespół? Stawiałbym na Francje. Mieli doskonały sezon reprezentacyjny, ze zdobyciem Mistrzostwa Europy na czele, więc mogą sporo namieszać w Berlinie. Jednak całym sercem jestem za biało-czerwonymi i wierze, że z Berlina wrócą z biletami do Rio.

W Rzeszowie rozmawiała, Katarzyna Harhala